czwartek, 30 listopada 2017

Ririchiyo Inugami

Imię: Ririchiyo. Czasem rodzina wołała na nią Riri, ale nie przepada za skracaniem swojego imienia.
Nazwisko: Inugami
Płeć: Bez żadnych wątpliwości kobieta.
Orientacja: Skłania się ku bi.
Wiek: 21 lat
Kraj: Urodziła się w Kanadzie, jednak jej rodzice pochodzą z Japonii.
Praca: Szczyci się dwoma latami na studiach medycznych, oraz rokiem na oddziale psychologii. Od czasu do czasu pracowała jako pomoc w szpitalu, najchętniej na oddziale dziecięcym.
Rola główna: Lekarz
Rola poboczna: Opiekun
Plecak: Trzy paczki żelków, kilkanaście cukierków, butelka wody. Do tego dwa bandaże elastyczne, kilkanaście gazików, dwie buteleczki wody utlenione oraz pudełeczko leków przeciwbólowych.
Pokój: nr 3
Aparycja: Długie włosy, których kolor nie jest do końca określony, w zależności od światła waha się od ciemno fioletowego do czarnego, sięgające do pasa nosi zawsze rozpuszczone. Grzywka ścięta na prosto kończy się tuż nad dużymi, fioletowymi oczami, które zwykle obserwują otoczenie ze stalowym błyskiem. Wzrostem i ogólną budową ciała nie różni się prawie niczym od dzieciaków, które były jej podopiecznymi. Ze swoim wzrostem 145cm i wagą ledwo wykraczającą poza 45kg, otrzymała tytuł najmniejszej pracownicy szpitala, ale i najzdolniejszej. Ubiera się schludnie, ale nieodłącznym elementem jej ubioru są zakolanówki.
Charakter: Ririchiyo jest z pozoru łatwą do odczytania osobą. Jej zachowanie, mimika twarzy, a nawet krok jasno mówi, że jest obojętna na wszystko i wszystkich. Jest tu, by wykonać swoje zadanie i nie interesuje ją nic co wychodzi poza to. Na ogół jest małomówna i trzyma się raczej z daleka od większych skupisk ludzi, skłania się ku osobowości introwertyka. Jeśli jest zmuszona do kontaktów międzyludzkich to słowa jej zazwyczaj przesiąknięte są kpiną, ironią i sarkazmem, do tego dochodzi przewracanie oczami i delikatne, złośliwe uśmieszki. Nie odzywa się zbyt często, ale nie znaczy to, że niczego nie słyszy. Ririchiyo jest bardzo uważna w słuchaniu i obserwowaniu otoczenia, widzi i słyszy często dużo więcej niż ludzie by chcieli. Chce być postrzegana jako ta typowa "zimna su.ka", która nie posiada uczuć i jest obojętna na wszystko.
W rzeczywistości jednak Riri jest bardzo ciepłą dziewczyną, pełną dobroci dla innych, tylko ukrywa to, ze względu na strach przed zranieniem. Najczęściej jej delikatna, troskliwa strona odzywa się przy małych dzieciach, którym nie potrafi odmówić przytulenia, pomocy czy nawet zwykłego uśmiechu. Dobrotliwą stronę dziewczyny wyciągają na wierzch także ranni ludzie, którzy potrzebują pomocy. Rzadko kiedy umie odmówić takiej osobie.
Rodzina: Wszyscy oddali się pomocy ludziom i w sumie Riri nie wie co się z nimi dzieje.
Partner: Raczej nie szuka.
Ciekawostki:
~ Uwielbia kawę i herbatę, nie przeżyje dnia bez jednego z tych napojów.
~ Czasem od nazwiska wołają na nią Gami.
~ Ma okropne łaskotki.
~ Potrafi całkiem dobrze gotować. Pomagała w kuchni szpitalnej, kiedy pracowała w szpitalu.
~ Kiedy ktoś ją zawstydzi całe jej policzki robią się czerwone.
~ Czasem wystawiała mini-teatrzyki, by rozśmieszyć swoich podopiecznych. Najczęściej przebierała się wtedy za kota i dlatego teraz, kiedy chce się z kimś podrażnić zachowuje się właśnie niczym taki łaszący się kot.
~ Po wybuchu wulkanu rozdzieliła się ze swoją rodziną, by pomóc większej ilości osób. Nie wie gdzie są teraz i czy w ogóle jeszcze żyją.
~ Zimno nie jest jej straszne, nawet przy tak niskich temperaturach nie rezygnuje ze swoich zakolanówek, które wbrew pozorom są bardzo ciepłe, ale w dalszym ciągu odsłaniają jej uda.
~ Bardzo dużo czyta, przede wszystkim książek, które mogą wnieść coś do jej życia. Nie przepada za romansidłami i happy end'ami.
Właściciel: Miśka098[Hwr], Gami[chat], Riri [Discord]

Ostatnia aktualizacja: 02.12.2017

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Chłopak był w kiepskim stanie, głupek się nie przygotował.. Teraz ma tego skutki, jest chory, ranny i pewnie wykończony. Kiedy się tak o mnie oparł, objąłem go żeby przypadkiem się nie wywrócił. Wtedy to wywiązało się moje kazanie na temat jego wybryku.
- Rozumiem, że miałeś dobre intencje ale nikt nie ma prawa opuszczać schronu bez mojej wiedzy.. w dodatku złamałeś kody zabezpieczeń i naraziłeś nas jak i siebie na niebezpieczeństwo, dlatego..  - Tylko to zdołałem z siebie wyrzucić.. Bo.. Chłopak najnormalniej w świecie mnie pocałował.
Wmurowało mnie, a ciało lekko sparaliżowało. Po chwili odsunął się, zwieszając głowę.
- Przepraszam, nie wiem co robie - burknął
Trochę to trwało, zanim doszedłem do siebie. Wziąłem głębszy oddech, aby szybko rozejrzeć się po pokoju. Potrzebował odpoczynku i to teraz. Lekarze wiedzą, co robić w takich sytuacjach, od tego przecież są.
- Powinieneś teraz poleżeć tutaj kilka dni, ewentualnie możesz iść do swojego pokoju, przydziele Ci tam medyka- włożyłem ręce do kieszeni- Sam zdecydujesz, powiem personelowi, że jeśli chcesz się kurować w swoim zaciszu, to mają z tobą kogoś wysłać. Ja tym czasem idę pozałatwiać sprawy.
Pożegnałem chłopaka skinięciem i lekkim gestem dłoni. Wyszedłem na korytarz, tam prosto do swojego pokoju, gdzie usiadłem na krześle. Głowa mnie rozbolała od tego szybkiego myślenia, a jeszcze tyle do zrobienia. Jednak będę musiał wszystko odłożyć na później. Najważniejszy był teraz kod, musiałem go zmienić i zabezpieczyć jeszcze bardziej. A to oznacza kilka nieprzespanych nocek, co mogą źle wpłynąć na moje zdrowie. Ta.. Jestem dupnym przywódcą, który nawet nie umie zapewnić bezpieczeństwa tym, co mu zaufali. Westchnąłem ciężko, unosząc się na równe nogi. Opadłem na łóżko, było ono moim portalem do innego świata. Musiałem to wszystko przespać.
Obudziłem się. Nie wiem czy był dzień czy noc, nie obchodziło mnie to za bardzo. Wstałem leniwie, przebierając się w czyste ciuchy. Ruszyłem sobie powolnym krokiem na piętro, gdzie był hol. Chciałem się przyjrzeć temu wszystkiemu z bliska, musiałem ustalić to ze strażnikami. Jednak teraz kod był najważniejszy, musiałem go zmienić. Udałem się do sterowni, gdzie zasiadłem przed komputerem. Nie wiem ile tam przebywałem, wiem że cholernie długo. Praktycznie nie chciałem wstać od zabezpieczeń i całego systemu.
"Co ty możesz wiedzieć o przetrwaniu co? Siedzisz tylko na dupie i udajesz, że coś robisz, a tak na prawdę gapisz się w czyjąś pracę i rozkazujesz na prawo i lewo. Jaki z ciebie przywódca? Może i masz plany ale nic po za tym! Do cholery, rób coś!"- słowa Earla tkwiły mi dalej w głowie.
Nie mogłem się przez to trochę skupić, a co jeśli miał on rację? Może powinienem oddać to komuś, kto będzie lepszy? Pewnie gdyby usłyszał moją historie wziąłby mnie za rozpuszczonego bahora z wielkiego, bogatego domu. Eh.. Co ja robie ze swoim życiem. Nie wiem. Westchnąłem, wracając przed komputer i tone papierów. Żegnaj spanie, witaj praco. Jak nic posiedzę tu z dwa dni.

< Earl>?

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Idąc do pokoju w którym rezydował mężczyzna spodziewałem się surowego karcenia, może nawet krzyku i kto wie, fizycznej kary, ale pierwsze co dostałem to falę troski która uderzyła we mnie z ogromną siłą. Nie mówiąc nic, pozwoliłem zaprowadzić się do medyka, który jak się okazało wiedział tyle co ja o medycynie, czyli same podstawy. Wyprosił przywódce i kazał mi się rozebrać, a gdy spocząłem w bieliźnie na łóżku, zaczął oglądać mnie ze wszystkich stron i badać temperature. Kiedy skończył, obmył wszystkie rany i nakleił bandaż na moim czole, chcąc zakryć brzydką bruzdę. Ubrałem się, wziąłem tabletki przeciwbólowe i na zbicie gorączki, a potem czekałem w samotności. Zza szklanych drzwi obserwowałem rozmowę tej dwójki, aż Maxwell wszedł do środka i podszedł do mnie, zakładając ręce na piersi. Był zdenerwowany, wyraz jego twarzy był zimny a wargi zaciśnięte. Westchnąłem.
- Nie powinienem był - zacząłem mówić i zrobiłem krótką przerwę na wdech. - ale brakuje nam zapasów, a ja potrzebowałem kopa i jakiegoś świadectwa, że to wszystko dzieje się na prawdę. Słuchaj, dałem radę.
- Jakim cudem przedostałeś się przez zabezpieczenia bez mojej wiedzy - zapytał niedowierzając. Podrapałem się po karku i parsknąłem.
- Bądźmy szczerzy, nie było to trudne, musicie popracować nad systemem.
Po tych słowach nastała dłuższa cisza. On; wpatrywał się we mnie z oczekiwaniem, rozmyślając nad tym co powiedziałem a ja tylko rozglądałem się, by nie spotkać tego zawiedzionego wzroku. Ale i tak je ujrzałem.
- Miałeś poczekać na ekipę a nie wyruszać na misje samobójczą - warknął. Zirytowany wstałem i lekko popchnąłem go za klatkę piersiową, marszcząc brwi.
- Co ty możesz wiedzieć o przetrwaniu co? Siedzisz tylko na dupie i udajesz, że coś robisz, a tak na prawdę gapisz się w czyjąś pracę i rozkazujesz na prawo i lewo. Jaki z ciebie przywódca? Może i masz plany ale nic po za tym! Do cholery, rób coś! - być może przez gorączkę, nie utrzymałem nerwów na wodzy. Zacisnąłem szczękę i patrzyłem mu prosto w oczy z ognikami które rozpaliły się w tęczówkach. Nie byłem taki jak on. Chciałem pracować, pomagać, nie bacząc na koszty.
- A co ty możesz wiedzieć o zarządzaniu, co? Co ty możesz wiedzieć o planowaniu? Sam mówiłeś, że się przepracowuje!
Drgnąłem. Faktycznie, zanim postanowiłem zrobić samowolke, sam kazałem mu odpoczywać bo wyglądał, jakby od wielu dni nie spał ani chwili. Wypuściłem cicho powietrze i oparłem dłonie na jego klacie, po czym oparłem na niej również czoło.
- Wybacz, masz racje - wyszeptałem, unosząc spojrzenie i przyjrzałem się jego twarzy, sięgając do niej dłonią. Powoli pogłaskałem jego policzek, pocierając skórę kciukiem. - chciałem się przydać, a nie siedzieć jak darmozjad.
Maxwell na takie zachowanie sam złagodniał i niespodziewanie oplótł ręce wokół mojej talii, wzdychając. To jak łatwo przychodziło nam dotykać się bez spięć było dla mnie nowe, ale jakże miłe.
Wsadziłem nos w zagięcie jego szyi i wtuliłem się w niego. Głupota. Przytulanie się do kogoś kogo się kompletnie nie zna. Wciągnąłem jego zapach.. pachniał mydłem i kawą, oraz czymś czego nie potrafiłem opisać.
- Rozumiem, że miałeś dobre intencje ale nikt nie ma prawa opuszczać schronu bez mojej wiedzy.. w dodatku złamałeś kody zabezpieczeń i naraziłeś nas jak i siebie na niebezpieczeństwo, dlatego.. - nie dokończył, bo odsunąłem się lekko i kiedy on mówił, zbliżyłem twarz do jego i uciszyłem go pocałunkiem. Gorąco rozpaliło się w moim sercu a stado motyli rozszalało w podbrzuszu. Osłupiony nie odpowiedział na pocałunek, więc nieco rozczarowany puściłem go i usiadłem z powrotem na łóżku.
- Przepraszam, nie wiem co robie - burknąłem.

| pyryryry |

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Nuda, nuda, jeszcze większa nuda. Nie miałem nic innego do roboty, poza sprawdzaniem wyników i doglądaniem, czy wszystko jest dobrze. Moją głowę zalewały również myśli, o tym gdzie aktualnie przebywał chłopak. Na dworze było coraz zimniej, temperatura serio nie była odpowiednia na wyprawy. Ugh, mówiłem mu przecież, żeby poczekał, ale nie, on wie lepiej. Chyba, że chciał od nas uciec, sprzedać komuś informacje? Sam nie wiem, wszystko tutaj jest takie dzikie, i nienaturalne. Jak tylko wróci dostanie takie manto, że się nie pozbiera. Oj nie. Już ja tego dopilnuje. Już chciałem udać się na przerwę, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi.
-Proszę-mruknąłem, spoglądając w ich stronę.
Ku mojemu zdumieniu, do środka wszedł nie kto inny jak Earl. Nie wyglądał dobrze, mogę nawet powiedzieć, że źle, bardzo źle.
-Strażnicy mówili, że chcesz mnie widzieć, więc oto jestem.
-Owszem, chce- wstałem ze swojego krzesła, aby podejść do chłopaka.
Ledwo się trzymał ma nogach, wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. Eh... to będzie nieludzkie, jak będę go teraz pytać godzinami czemu to zrobił i jakim cudem udało mu się to wszystko obejść. Musiał do Medyka i to szybko, bez pierdzielenia, podszedłem bliżej, łapiąc go za ramie.
-Później, teraz potrzebujesz pomocy medyków. Wyglądasz jakbyś miał zaraz paść, a nie chce mieć kogoś na sumieniu- zaraz ruszyliśmy w stronę odpowiedniego punktu.
Chłopak Noe odpowiedział, pokiwał tylko głową. Widać ze bulo z nim źle i to bardzo. Co mu strzeliło do głowy, żeby udać się na wyprawę, debil, No debil. Później pomyśle nad karą dla niego, teraz musi wyzdrowieć. Westchnąłem cicho, kiedy to odstawiłem go pod odpowiednie drzwi. Teraz to musieli się nim zająć specjaliści. Nie pozostało mi nic innego, jak ponowne czekanie.

<Earl daje Ci spokój >.> Ale później to będziesz siedział na spowiedzi >.> >

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Przez całą noc zastanawiałem się, dlaczego miałbym odwlekać wyprawę. Kilka razy przetwarzałem słowa mężczyzny i analizowałem całą sytuację. Nie odpocząłem za wiele, dalej byłem chory i czułem, że rośnie mi gorączka, ale jeśli zostałbym dłużej i zatopił się w tym cieple, nie potrafiłbym już dbać o swoje bezpieczeństwo i zapomniałbym, jak to jest żyć na własną rękę. Z samego rana, a raczej jak mi się zdawało - rana, kiedy było jeszcze cicho i nikt za bardzo nie pilnował wyjścia, wykradłem się z plecakiem i nożem. Wiedziałem, że otworzenie bramy równa się z konsekwencjami i że prawdopodobnie będą chcieli mnie później ukarać, ale jeśli miałbym im pomóc.. to czemu by nie zaryzykować? Czekała mnie długa zabawa z kodami i zabezpieczeniami, ale jako informatyk szybko się z tym uporałem. Z resztą, nie trzeba było wiele, nie postarali się. Wreszcie brama ustąpiła, a ja szybko wyszedłem. Automatycznie zamykała się po kilkudziesięciu sekundach, dlatego nie musiałem się o to martwić. Zobaczyłem przed sobą zaspy śniegu i długą drogę..

Poszukiwania czas zacząć.

Minęły dwa dni, odkąd opuściłem kopułę, chcąc popisać się jaki to ja nie jestem wspaniały, z zamiarem przyniesienia takich zapasów, że by im uszy poodpadały z wrażenia. Ale nie było tak kolorowo. Już na samym początku podróż okazała się mordęgą, kiedy z kolejnymi krokami czułem się coraz słabiej i prawie upadałem. Nie byłem na to przygotowany i obwiniałem siebie za każdy popełniony błąd. Wreszcie jednak dotarłem do zakopanego pod śniegiem miasta, w którym zacząłem przeczesywać domy. Znajdywałem wiele rzeczy, najróżniejszych, które pakowałem do worka a ten ułożyłem na sankach, które ktoś zostawił przed domem. Chciałem zebrać więcej, ale kiedy prawie straciłem przytomność podczas schylania się doszedłem do wniosku, że z takim tempem umrę na miejscu i nici będzie z pomocy. Dlatego też, zacząłem wracać. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wyglądam. Buszowanie pod zaspami, wchodzenie między na wpół zawalone budynki.. miałem na sobie wiele bruzd, zacięć i odmarzlin. Ale to nie było ważne.



Przytaszczyłem z powrotem sanki i zacząłem walić w drzwi, dopóki nie ustąpiły po raz kolejny, przyjmując mnie jak ojciec z otwartymi ramionami. Bez wahania wciągnąłem zdobycze do środka i upadłem na kolana przy sankach, od razu wywalając wszystko na ziemie z małym uśmiechem.
- Zobaczcie.. - powiedziałem, układając kilkanaście puszek najróżniejszych konserw w jednym miejscu, a potem powyjmowałem leki i wszelkie medykamenty, oddychając szybko ustami, bo z nosa ciekła mi woda mieszana z zaskrzepniętą krwią. Ktoś pomógł mi wstać, a był to ten sam żołnierz który wcześniej mnie przyjął.
- Dziękujemy ci.. ale musisz iść do przywódcy - powiedział lekko popychając mnie w stronę windy. Wiedziałem, że tak będzie. Bez sprzeciwu pojechałem na dane piętro i ruszyłem w kierunku jego pokoju, po czym zapukałem.

| no, jeszcze jeden kroczek |B >

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Potrzebowałem snu i to dużo, Earl miał racje, tak samo jak inni wokół. Przemęczenie się nie jest dobre, ani zdrowe. Osłabia to tylko i wyłącznie organizm, a ze względu na obecny stan rzeczy nie jest to za bardzo wskazane. Nie dyskutowałem ze sobą długo, to było tylko i wyłącznie zbędne. Szybko wskoczyłem do łóżka, okrywając się kołdrą. Kraina snów szybko zabrała mnie w swoje objęcia. Śniłem praktycznie o wszystkim i o niczym, to co mózg potrafił zrobić było niesamowite, żyjemy tak długo, a dalej nie znamy jego możliwości w stu procentach. Obudziłem się dopiero po kilku godzinach, za bardzo nie chciało mi się wstawać, ale musiałem. Obowiązki wzywały, musiałem być na swoim posterunku jak najszybciej. Wygramolilem się z łóżka, sięgając po nowe rzeczy do ubrania. Przebrałem się jeszcze szybciej, aby udać się na śniadanie, tam pochwyciłem coś suchego do jedzenia. Już miałem się udać do laboratorium kiedy to, wpadłem na Earla.
-O, hej- uśmiechnąłem się- wcześnie dzisiaj na nogach.
-Ano- odwzajemnił mój gest, przeczesując lekko swoje włosy- wyspałeś się chociaż?
-Tak, czuje się o wiele lepiej, a ty? Mas dzisiaj plany?
-Nie wiem, ale chciałem tez wybrać się niedługo ma wyprawę po zapasy- wzruszył lekko ramionami.
-Oh- spojrzałem na niego- może lepiej poczekaj, aż uda mi się zdobyć więcej ludzi. Pogadamy jeszcze o tym, teraz lecę do pracy- pomachałem mu dłonią.
Nie wiem czy odpowiedział, ale miałem cichą nadzieje, że tak. Szybko udałem się do laboratorium, tam czekało mnie multum zadań i tekstów do czytania. Spędziłem tam dobre kilka godzin, w końcu jednak musiałem powiedzieć :”koniec” Przerwa na dziś, zdecydowanie. Przeciągnąłem się w drodze do winy, już miałem naciskać swoje piętro jednak po krótkim namyśle postanowiłem poszukać Earla. Trochę to trwało, jedna koniec końców nie znalazłem chłopaka. Dopiero strażnik powiedział mi, ze widział jak jechał ma swoje piętro. To oznaczało tylko jedno, poszedł do siebie. Nie zamierzałem mu przeszkadzać, sam byłem zmęczony. Również postanowiłem odpocząć, aż do następnego dnia, gdzie sytuacja się powtórzyła, tylko tym razem żadnej wieści o chłopaku, trochę się zaniepokoiłem. Miałem nadzieje, ze nie uciekł.. to by była głupota z jego strony. Trzeciego dnia prawie puścili mi nerwy, bowiem przypomniałem sobie, ze chłopak wspominał coś o wyprawie.. Nie.. to nie może być prawda. Chyba. Zacisnąłem dłoń w pieść, udając się do strażników.
- Jeśli tylko ske zjawi.. macie dać mi znać. Zobaczymy jakie będzie miał wytłumaczenie.. o ile w ogóle wróci- mruknalem, do jednego z nich stojących przy drzwiach-Earl Hopper, jak się zjawi ma stawić się u mnie.
Nie powiedziałem nic więcej, po prostu poszedłem do siebie, nie zostało nic innego jak czekanie. Byłem ciekaw, jak będzie się tłumaczył.
< Earl ? >.> >

środa, 29 listopada 2017

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Kiedy Maxwell się zgodził, nie potrafiłem pohamować ogromnego uśmiechu na ustach. Gościł na mojej twarzy do momentu, w którym oddaliśmy naczynia i wspólnie ramię w ramię ruszyliśmy do windy, by ta zabrała nas na odpowiednie piętro. Jeśli miałbym być całkiem szczery, doskonale widziałem, jak niektórzy ludzie patrzą na nas krzywymi spojrzeniami, oceniająco, ale co ja miałem z tym zrobić? Nie było potrzeby rzucać się w ich stronę i pytać, czemu się tak zachowują. Wprowadził mnie do środka i zaczął pokazywać każdy najmniejszy szczegół. Mówił o wszystkim z tak ogromną pasją, że nie dało się mu przeszkodzić, aby wtrącić swoje pięć groszy. Jedynie cicho parskałem kiedy mylił się z niektórymi rzeczami, o których miałem o wiele więcej pojęcia i kiwałem, przyglądając się bliżej stacjom. Może to przez kolejny nadmiar wrażeń, kiedy wyszedłem, z nosa pociekła mi krew. Nie poczułem tego na początku, więc to on zareagował pierwszy. Złapał mnie za rękę i zaraz wyciągnął małą materiałową chusteczkę, przykładając nad moją wargę, tuż przy nozdrzu. Był tak blisko mojej twarzy, że przez ułamek sekundy za długo, zagapiłem się w jego oczy i kiedy dotarło do mnie, co robię, zarumieniłem się mocno i odwróciłem wzrok, delikatnie odbierając od niego ową chusteczkę.
- Nie musiałeś - uniosłem kącik ust, wycierając ciecz z lekkim śmiechem. - zdarza się, mój organizm jest dosyć słaby.
- Jesteś pewien, że to nic poważniejszego? -zapytał z troską w głosie. Był dla mnie tak dobry.. pokiwałem twierdząco i szturchnąłem go lekko ramieniem, zanim oboje ruszyliśmy wzdłuż korytarza.
- Nie jestem ze szkła - puściłem mu oczko i zatrzymałem go tuż przy windzie, sięgając do jego włosów i przeczesałem je powoli, zaczesując do tyłu. Poprawiłem je zaraz i poklepałem go po piersi. - idź się prześpij, przepracowujesz się, ja pójdę się przebrać i porozmawiam z innymi ludźmi, poznam trochę teren a wieczorem przyjdę zdać raport, co?
Mówiąc to, skrzyżowałem ręce na piersi i uniosłem brwi z uśmiechem. Widać było, że Max zastanawia się chwile, po czym poddaje i odpowiada podobnym uśmiechem.
- Może masz racje - burknął i widząc, że winda staje, przesunął nas by inni weszli, a potem wszedł ze mną do środka. Zjechaliśmy na piętro na którym miał swój pokój i tam zostawiłem go, bo ja zmierzałem na samą górę. Przebrałem się na poddaszu, udałem się na parter i zwyczajnie zacząłem rozmawiać z jednym ze strażników. Teraz wydawali się o wiele milsi, niż byli na samym początku. Dowiedziałem się ile mniej więcej to wszystko funkcjonuje, ile ich wszystkich tutaj jest, oraz tego, że brakuje im pożywienia. Martwiło mnie to. Już w głowie pojawiła się lampka, by za dwa, trzy dni wybrać się na poszukiwanie poza kopułę, ale musiałem ustalić to z przywódcą. Wreszcie, gdy zwiady były zakończone, pozwoliłem sobie zjechać na piętro laboratorium i stanąć przy wejściu. Jedno było pewne, nie znałem kodu dostępu, ale jakimś cudem Hanna akurat postanowiła wziąć przerwe na siku.
- Hej uh, mogę wejść? - zapytałem kiedy prawie na mnie wpadła. Zamrugała i przyjrzała mi się, a potem mruknęła coś do siebie.
- To tyyy.. nie wiem, czy mogę cię wpuścić, kiedy nie ma Maxa - wyrecytowała, ale widząc moją smutną minę, poddała się i szepnęła, bym niczego nie zepsuł. Zasalutowałem ze śmiechem mówiąc, że spróbuję i wślizgnąłem się do środka. Raj. Wszędzie komputery, technologia. Zagryzłem wargę i rzuciłem się do jednego z komputerów, wchodząc i sprawdzając coś. Mogłem naprawić połączenie, odbieranie sygnału przez radia. Wystarczyło.. rozejrzałem się i już po chwili latałem po całym pomieszczeniu, wchodząc na różne sprzęty, a u boku budowałem swoisty przekaźnik.

| :d |

Kiyuki Hotaro

Imię: Kiyuki ( Można mu mówić Yuki- na pewno się nie obrazi)
Nazwisko: Hotaro
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Biseksualny
Wiek: 20 lat
Kraj: Japonia
Praca: Kiyuki nie miał zbytnio kiedy rozwinąć swojej kariery. Grywał przez jakiś czas w teatrze, pomagał starszym osobą, czy uczęszczał na zawody szermierki.
Rola: Strażnik
Rola poboczna: Opiekun
Plecak: Ukochane dwie katany, 2 paczki suszonego mięska, butelka wody i pudełko leków przeciwbólowych.
Pokój: 1 pokój
Aparycja: Yuki jest przeciętnym człowiekiem wybijającym się od ziemi o 180 cm. Porcelanowa skóra współgra z jego śnieżnobiałymi włosami od których zawdzięcza swoje imię. Gładkie rysy twarzy nadają jego osobie spokojny wygląd, a intensywnie żółte oczy dodają troskę oraz inne uczucia, które można z łatwością w nich zobaczyć.
Włosy w kolorze śniegu ścięte są w dość nietypowy sposób- większość jest stosunkowo krótka, a inne (po bokach ) sięgają do obojczyków. W dotyku miękkie i miłe, lecz tylko wybrani mogą tego doświadczyć.
Ubiera się przeważnie w jasne kolory z czarnymi bądź złotymi dodatkami. Często przez to porównują go do białego ducha, lub porcelanowej lalki.
Charakter: Oaza spokoju i zarazem charyzmy- w takich słowach najłatwiej opisać ta jasną postać o czarującym złotym spojrzeniu. Na pierwszym miejscu zawsze stawia pokojowe rozwiązania, lecz wiadomo...nie zawsze jest to możliwe. Nie uznaje przemocy, lecz to nie oznacza, że nie potrafi się bronić.
Niezwykle sympatyczny co do nowo poznanych. Stara się im pomóc w nowej sytuacji, doradza, a nawet wspiera psychicznie , gdy jest to potrzebne. Jest typem słuchacza, więc swoje sekrety możesz mu bez obaw powierzyć. Nie ważne co byś zrobił, on nic nie powie nawet w skrajnych sytuacjach. Prędzej by zginął niż wygadał.
W swoim drogocennym serduszku posiada bardzo wiele uczuć. Czasami wystarczy jakaś smutną historia, a on wzruszy się tym, a na koniec przytuli, by poprawić ci humor. Nie lubi patrzeć na smutek inny- twierdzi, że jedynie szpeci to śliczne twarze jego towarzyszy i nie pozwoli, by negatywne uczucia zostały na niej na dłużej. Jeśli chodzi o głębsze uczucia, jak sympatia czy miłość- nie boi się ich okazywać. Będzie swojemu wybrankowi/wybrance szeptać czułe słówka, dbać o nią i poświęcać czas. Ciężko jednak doprowadzić go do stanu zauroczenia... i to trzeba pamiętać. Jak już kogoś wybierze, to jest to szczęściarz i nie ma zmiłuj.
Poświęcenie życia, bądź własnego zdrowia dla dobra towarzysza jest najważniejszą częścią jego istnienia. Nie darowałby sobie, gdyby ktoś zostałby ranny na jego oczach, a on by nic nie zrobił. Obwiniałby siebie, a nawet chciałby popełnić samobójstwo, gdyby owa osoba zginęła. Jest wyjątkowo wierny i oddany przywództwu- wykona prawie każdy rozkaz, bez słowa sprzeciwu (chyba, że ma kogoś zabić. Wtedy odwróci się na pięcie i wyjdzie bez słowa i stwierdzi, że bierze chorobowe).
Rodzina: Nie wie gdzie zniknęli, choć jest spore prawdopodobieństwo, że zamarzli.
Partner: brak
Ciekawostki:
- Wyjątkowo podatny na pogodę. Gdy ciśnienie jest za duże dostaje silnej migreny, a gdy za małe śpi gdzie popadnie.
- Jest Albinosem prawdopodobnie po babci.
- Grał kiedyś w teatrze. Dzięki temu ma płynną mowę i wyjątkowo przyjemny głos.
- Pogrywał kiedyś na flecie i fortepianie.
- Kocha rękodzieła z papieru. Interesuje się więc origami.
- Jest Chorowity. Przeziębienie jest u niego normą.
- Uwielbia jasne i pastelkowe kolory.
- Ma alergie na koty.
WłaścicielKoniaraHadara

Ostatnia aktualizacja: 02.12.2017

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Hmmm, w sumie chyba nie ma takiego zakazu. Wszystkie osoby mogą przebywać w laboratorium, tak sądzę. Mniejsza, co mi szkodzi w pokazaniu mu małego kawałka, albo nawet całego, jeśli by się coś działo, wiedziałby gdzie się udać. Wziąłem głębszy wdech, pocierając przy tym delikatnie skronie, które pulsowały niezmiernie. Praca przywódcy, spoczywając na moich barkach była czasem nie do zniesienia, ale musiałem zrobić wszystko, co w mojej mocy aby każdy ocalały, który tutaj trafi przetrwał i miał chociaż trochę "luksusu" Co prawda nie mamy niczego wspaniałego, ale najważniejsze jest to, żeby było ciepło, bezpiecznie, miło.
- Umm Maxwell?- usłyszałem ponownie.
- Tak?- spytałem, budząc się z mojego "transu" - Wybacz mi, zamyśliłem się. Wracając do tematu, to nie widzę żadnego problemu, abyś udał się tam ze mną. W końcu mieszkańcy powinni znać miejsce w którym przesiadują, czyż nie? - odchyliłem się na krześle.
- No ma to sens- skinął- Poznanie terenu, na którym się obecnie przesiaduje, podnosi trochę na duchu, oraz dodaje więcej poczucia bezpieczeństwa.
- Dokładnie- pokiwałem głową, sięgając po zupę- Nasza baza nie jest interesująca ani skomplikowana, po prostu jest duża. To też ma swój urok, napastnicy boją się na nią najechać- zacząłem się zajadać.
- W sumie kto by próbował z większym od siebie- wzruszył ramionami- Sama podjęta decyzja przynosi już klęskę i porażkę.
- Zależy. Czasem wróg może Cię zaskoczyć najróżniejszymi sztuczkami, połowa z nich by Ci nawet do głowy nie przyszła, a co dopiero myśl, że mógł to zrobić twój bliski znajomy, albo ktoś z rodziny- mruknąłem, kończąc ostatnią łyżkę.
- Rozumiem- odpowiedział Earl łapiąc za swój talerz.
Podniosłem się, zabierając również swój. Oboje poszliśmy w kierunku okienka, w którym były przyjmowane brudne talerze. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że ten system w ogóle wypali. Mimo małej ilości pożywienia i innych rzeczy służących do przetrwania, udało się nam wybudować coś na miano zamku? Domu? Sam nie wiem, nie znam osobiście tych wszystkich przebywających tu ludzi, jednak jestem szczęśliwy. Dałem im możliwość schronienia się w zamian za niewielką pracę, każdy tutaj odgrywa swoją rolę. Można w sumie nas porównać do mrówek.. Chociaż.. Nie, to trochę zły przykład, w świecie zwierząt królowa tam praktycznie nic nie robi, znosi tylko jajka, a robotnice muszą się nią zajmować. Tutaj jest inaczej, każdy sobie pomaga.
Po kolejnym krótkim namyśle postanowiłem udać się z moim nowym towarzyszem do laboratorium, tak jak mu obiecałem.
- Tylko się nie zgub, bo będę Cię musiał potem szukać i co ja wtedy zrobię - spojrzałem na niego, zakładając ręce za głowę.
- A czy przypadkiem, nie mówiłeś kilka minut temu, że to miejsce nie jest trudne do opanowania? Jest po prostu duże.
- Hah- zaśmiałem się- Fakt, masz mnie. Chciałem, żeby zabrzmiało trochę dramatycznie no! Swoją drogą, można napisać powieść o tym wszystkim, co się aktualnie na świecie dzieje, nie sądzisz?
- Wątpię, że znalazły by się takie osoby, co miałby ochotę wrócić pamięcią do tych strasznych wydarzeń, co praktycznie wprowadziły dla nas warunki nie do wytrzymania.
- No trochę w tym racji jest, ale tak to byśmy się nie poznali, być może było to nam wszystko pisane- wzruszyłem ramionami, wchodząc do windy razem z chłopakiem.
- A więc.. - powiedziałem, kiedy byliśmy na odpowiednim piętrze
Szybko podeszliśmy do drzwi, w których to wstukałem odpowiedni pin. Zaraz otworzyły się one, ukazując nam tym samym swoje wnętrze. Grupa naukowców pracująca tutaj dzień i noc, oczywiście ze zmianami i przerwami.
- Witaj Maxwellu- usłyszałem głos Hanny.
- Witaj Hanna, jak tam mija dzionek?- uśmiechnąłem się.
- A bardzo dobrze- odwzajemniła gest, podając mi papiery z uśmiechem- Proszę tu są najnowsze wyniki- podała mi je, dalej się uśmiechając- Starałam się je dopracować, jak najbardziej.
- Dziękuje, to dla mnie bardzo ważne- wziąłem je pod pachę- A tak na marginesie, Hanna, to Earl. Earl, to Hanna.
- Hej- odpowiedziała krótko, na co młodzieniec skinął głową.
- Chce mu dzisiaj pokazać laboratorium, prosił mnie o to. Jak coś będziemy gdzieś w pobliżu- Wzruszyłem lekko ramionami, biorąc Earla ze sobą na rozeznanie.
Pokazałem mu wszystko, od komputerów po wyniki i zdjęcia satelitarne. Byłem trochę dumny, z tego wszystkiego,ale wolałem się nie przyznać. Może kiedy indziej. Pod dobrej pół godzinie wyszedłem z moim towarzyszem na zewnątrz.
- No.. teraz wiesz prawie wszystko, jeszcze trochę i będziesz na bieżąco.
- Dobrze wiedzieć- skinął lekko, kiedy to ja ujrzałem czerwoną strugę cieknącą z jego nosa.
- Czekaj- zatrzymałem go, łapiąc delikatnie dłoń.
- O-Oh.. znowu mi się polało- mruknął cicho.
- Poczekaj wytrzemy- skinąłem, wyciągając materiałową chusteczkę z wnętrza kieszeni bluzy- Jeszcze nie używana, ale trzymana na podobne okazje- uniosłem dłoń do jego nosa, chcąc zatrzymać "Przeciek"

< Earl ? :3 >

Shinaru Nakara

Imię: Shinaru (w skrócie Shin)
Nazwisko: Nakara
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Biseksualny
Wiek: 19 lat
Kraj: Japonia
Praca: Przez rozległość jego zainteresowań, Shin mógłby nadawać się do paru prac. Trzeba jednak się liczyć z faktem, że mogą mu się szybko znudzić.
Rola: Poszukiwacz
Rola poboczna: Wykonawca
Ekwipunek: Ukochana Katana, dwie paczki Biszkoptów, jedna butelka wody
Pokój: Nr.1
Aparycja: Przeciętnej budowy ciało blondyna nie wydaje się jakoś specjalnie wysportowane, co nie znaczy, że nie potrafi przebiec maratonu. Odbija się od ziemi o niecałe 166 cm, co oznacza, że nie wiele waży. jeśli chodzi o styl ubierania- zmienia się on szybciej niż godziny na zegarku. Jednego dnia wygląda jak zwykły dzieciak w prostych ciuchach, a innego przyodziewa bardziej szalonego. Nie jest to zależne od czegokolwiek...po prostu kocha się wyróżniać.
Delikatne rysy , mały nosek i delikatnie zarysowane usta wygięte w troskliwy uśmiech sprawiają, że chłopak cieszy się dość nieprzeciętną urodą. Jego gładka cera nie posiada tak zwanych "skaz" ...czyli pieprzyków czy innych odznaczeń. Godne uwagi są jego oczy - zawsze uważnie przyglądające się innym ludziom. Odcień jego tęczówek zmienia się pod wpływem padającego na nie światła....raz wydają się lekko złotawe, a innym razem podchodzą pod błękit oceanu.
Aksamitne oraz barwne niczym złoto- włosy Shin'a są dość charakterystyczne nie tylko pod tymi dwoma aspektami. Z jednej strony krótkie, zaś z drugiej sięgają mu prawie to pasa. Związuje je zazwyczaj białą puchatą gumką i przerzuca na lewe ramię. Czasami, gdy się nudzi plecie dobierany warkoczyk po boku , czy odwala inne kombinacje godne dobrego fryzjera.
Charakter: Shin jest pełnoletnim człowiekiem o duszy 8 latka. Nie zachowuje się na swój wiek, a nawet tak nie wygląda, dlatego ludzie często go odmładzają. Dla niego wiek to tylko liczby, która świadczy tylko o tym ile udało ci się przeżyć na tej planecie. Korzysta z życia ile tylko może, dlatego posiada szeroki zakres :
"zainteresowań" , które zaczął, ale po jakimś czasie porzucił. Dlaczego? Uznał je za nie przydatne, albo, że taki poziom mu wystarczy.
Jego stosunek do ludzi jest dość oczywisty: są to istoty , którymi się interesuje i które obserwuje. bo go najzwyklej w świecie ciekawią. I nie jest to ciekawość naukowa...po prostu zachowanie niektórych sprawia, że jego dzień staje się mniej nudny, albo go po prostu bawią. W wypadku, gdy jakaś randomowa osoba go w szczególności zainteresuje po prostu podchodzi i do niej zagaduje jak gdyby nigdy nic. Trzeba się jednak liczyć z tym, że się strasznie szybko przywiązać, bądź nawet zakochać. Uczucie jest jednak ulotne, gdy go nie pielęgnuje. Jednak, gdyby coś jednak by przetrwało z pewnością byłby jednym z najbardziej kochanych stworzeń na tej planecie.
Jeśli chodzi o jego życie codzienne, a w pracy. Praktycznie się nie różni. Zawsze chodzi uśmiechnięty...nikt nie wie co by musiało się stać, by go stracił nie wspominając o łzach. Jego motto mówi z resztą samo za siebie, dlaczego tak jest. Rodzina (nawet ta nie prawdziwa) jest dla niego najważniejsza. Jeśli będzie na służbie, zawsze pójdzie na ratunek ignorując rozkazy...nawet za cenę swojego życia. Każdy dla niego jest częścią rodziny...nawet wróg - choć w tym wypadku można go zaliczyć bod znienawidzonego teścia...ale wciąż to rodzina
Podsumowując zwięźle i z większym sensem: umysłowy dzieciak, który ma wieczny zaciesz i kocha obserwować ludzi. Nadawał by się nawet na stalkera. Nie ma dla niego tematów tabu...może gadać o wszystkim i o niczym, a do tego doradzić czy wysłuchać....a przede wszystkim pocieszyć. Ten debilek ma wielki dar do tego...jak nie powie jakieś dziwne suchary nie pasujące do sytuacji, to zacznie śpiewać. jego melodyczny głos nawet bez akompaniujących mu instrumentów jest rytmiczny, a przede wszystkim czysty. Nie jest typem co wyje jak wilk z zapaleniem strun głosowych...robi to , bo umie i działa to na ludzi.
Rodzina: Nie wie gdzie się obecnie znajdują.
Partner:  Jest kochliwy, więc nie zdziwcie się, jeśli kogoś złapie w swe sidła
Ciekawostki:
-Kocha koty nad życie, a nienawidzi psów. Często dręczy je jedzeniem... a raczej pokazuje im, że coś ma, a ostatecznie sam to zjada
-Uwielbia słodycze wszelkiego typu czy koloru
-Ma uczulenie na orzechy i kokos
-Nie może się powstrzymać przed mówieniem komplementów pobliskim osobą, nie ważne czy to facet, czy dziewczyna
-Jest oburęczny , choć częściej posługuje się prawą.
-Mimo, że podaje się za biseksualnego, jest on bardziej Homo
-Uwielbia, gdy ktoś głaszcze go po głowie, bądź robi cokolwiek z jego włosami (byle nie ścinać)
-Nie boi się eksperymentować ze stylem. Może nawet założyć buty na obcasie przez jego niski wzrost.
-Jest wyjątkowo wytrzymały. Może przebiec parę kilometrów bez zbytniego przemęczania się,
-Pasjonuje się obserwacją ludzi, przez co czasami można go uznać za prześladowce lub stalkera
-Ma bardzo mocną głowę pod względem alkoholu.
-Posiada wyjątkowo melodyjny głos i z niego korzysta , gdy zdarzy się dobra okazja.
WłaścicielKoniaraHadara

Ostatnia aktualizacja: 02.12.2017

wtorek, 28 listopada 2017

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Popatrzyłem na mężczyznę maślanym wzrokiem, ciesząc się jak głupi i zagryzłem wargę. Myśl o własnym ciepłym pokoju, łóżku z poduszkami i nakryciem zamiast lodowatej pryczy, wypoczynku trwający przynajmniej kilka godzin i gorącym posiłkiem dodała mi jeszcze więcej sił i nadziei na lepsze jutro. Nie musiałem już włóczyć się i szukać, czy żywić się strachem przed następnymi zamieciami. Przynajmniej nie teraz.
- Drzwi czy bez, na razie poradzę sobie nawet w składziku - zaśmiałem się lekko i uśmiechnąłem do niego, po czym machnąłem, odwracając się w kierunku, do którego zmierzałem; prosto do wskazanego pokoju na drugim piętrze. Użyłem windy, która zabrała mnie na samą górę. Wszystko w niej było sterylne i białe, dlatego nie spodziewałem się, że zaraz po otworzeniu zobaczę krótki, wąski korytarz, a po jego przejściu przywita mnie wręcz ,,rodzinna" atmosfera. Styl w jakim urządzone było pomieszczenie przypominał stare, drewniane domki; ściany były wyłożone błazerią, ziemia była z paneli, na środku ogromnej przestrzeni leżał dywan w kształcie oskórowanego niedźwiedzia, przy ścianie przeciwległej do okien postawione były dwa łóżka, a pod samymi oknami stały biurka. Były również trzy szafy i na dywanie stała kanapa. Przechodząc przez pokój, można było dostać się pod krótkie schody prowadzące na poddasze, które było praktycznie osobnym pokojem. Tam, choć było o wiele mniej miejsca, mógłem znaleźć obszerne łóżko, stół i jedną kanapę, oraz dwie jednokomorowe szafy z półkami na ciuchy. Były one oczywiście wypełnione podstawowym ubiorem takim jak koszulki na długi i krótki rękaw, długie spodnie i masa swetrów oraz bluz. Posiadał jedno pochyłe, dwuskrzydłowe okno, ale wyprowadzało ono na powierzchnię, która znajdowała się pod ,,kopułą" dla bezpieczeństwa. Rozglądając się, ujrzałem w rogu dużego wypchanego konika, co upewniło mnie w przekonaniu, że był to pokój najprawdopodobniej dla dziecka. Zignorowałem to jednak i opadłem na łóżko, uśmiechając się do siebie. Nie było to łóżko wodne ale dla mnie było najbardziej miękkim posłaniem jakie miałem od miesięcy.
- Udało się.. - wyszeptałem i usiadłem powoli. Chciałem jak najszybciej iść spać, ale jak myślałem o swoim spoconym ciele i brudzie który nosiłem, nie mogłem odmówić sobie prysznica, zakładając, że takie mają. Wstałem więc i otworzyłem szafę, wyjmując bieliznę oraz sweter, jak i zarówno spodnie. Zjechałem windą na niższe piętro, gdzie znajdywały się prysznice i o mało nie krzyknąłem z wrażenia, gdy letnia woda dotknęła mojego ciała. Były na nich ustawione limity, więc długo się nie pluskałem, ale tyle wystarczyło. Umyty, przebrany w czyste ciuchy pozbyłem się tych brudnych wrzucając do ogromnego kosza oznaczonego jako skład rzeczy do prania i zwyczajnie wróciłem się do pokoju. Mijało mnie wiele osób, ale nikt dłużej nie zamienił słowa. Może to i dobrze. Otulony ciepłem, oraz przeżyciami, usnąłem jak dziecko, wtulając się w poduszkę.

Obudziłem się kilka godzin później. Przez brak dostępu do słońca, czułem się bardziej schorowany i brakowało mi sił, ale najbardziej ucierpiały przyzwyczajenia chodzenia spać o danych godzinach. Teraz człowiek nie wiedział ile faktycznie przespał, czy jest dzień, czy jest noc, trzeba było liczyć się z tym, że równie dobrze możesz robić sobie drzemkę popołudniową i myśleć, że przesypiasz noc. Usiadłem powoli i oparłem czoło o dłoń. Migrena dopadła mnie z sekundą, w której otworzyłem oczy. Zirytowany wyczołgałem się spod kołdry i nie zważając na ubiór, wyszedłem z pokoju, kierując się do windy. Nie zdzierżę, jak nie zjem czegokolwiek na ciepło, już. Udałem się na niższe piętro i tym razem skręciłem do ogromnej jadalni, która połączona była z kuchnią. Tam pracowali kucharze, którzy wydzielali posiłki. Zmęczony i już bez niesamowitego humoru pochyliłem się na blacie i zastukałem. Zaraz pojawiła się starsza kobieta i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Słucham - mruknęła. Czyli nie tylko mi zabrakło zapasów szczęścia.
- Mógłbym dostać coś do jedzenia? - zapytałem grzecznie. Nie odpowiedziała, od razu odwróciła się i wyłożyła na talerz łychę zupy warzywnej. Więc to będą wszyscy dzisiaj jeść, liczyłem na coś innego, ale szczerze, nie miałem na co narzekać. Przynajmniej było ciepłe. Poszedłem do stolika i opadłem powoli, łapiąc za łyżkę.
- Mogę się dosiąść? - moment później, usłyszałem głos przywódcy, który tak jak i ja, trzymał w rękach tackę z talerzem. Uśmiechnąłem się automatycznie i kiwnąłem. - Jak pierwsza noc?
- Świetnie - odparłem, pomijając szczegóły o migrenie. - Zająłem poddasze.
- Cieszę się - uśmiechnął się tak jak ja i już w ciszy zajęliśmy się jedzeniem. Żułem powoli, smakując każdy kęs i połykałem, zerkając na twarz, jak mi się zdawało, przemęczonego mężczyzny.
- Więc.. pokażesz mi dzisiaj laboratorium? - zapytałem, kiedy skończyłem swoją porcję i oparłem głowę o pięść.

| Maxwell~ |

poniedziałek, 27 listopada 2017

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

- Cóż, mam nie małą wiedzę lekarską.. potrafię poradzić sobie z większością chorób, potrafię zszywać, moje diagnozy nie zawsze są trafne, ale mógłbym się sprawdzić - mruknąłem. - Dobrze radze sobie też na dworze.
Takie słowa dzwoniły mi po głowie jeszcze kilka minut, zanim to nie odzyskałem świadomości. Przydałby nam się ktoś taki, kto operuje w medycynie, tacy ludzie w dzisiejszych czasach to prawdziwy skarb. Po dłuższej chwili skinąłem kilka razy, sprawdzając jeszcze papierki.
- Mogę Cię wcianąć na stanowisko lekarza- Poprawiłem włosy, które opadły mi na oczy- Witamy na pokladzie Earl- wyciągnąłem do chłopaka rękę, uśmiechając się lekko.
- Dziękuję- uścisnął moją dłoń pewnie.
- Nie ma, za co a teraz pozwól proszę za mną, oprowadzę Cie pocałej kwaterze, i wybierzemu Ci pokój w którym będziesz mieszkać? Może tak być?
Chłopask skinął, co uznałem za znak do dalszych działań. Wyszliśmy z mojego pokoju, który był moim biurem, oraz miejscem do przemyśleń. Prywatne miejsce, do którego mogłem uciec i spokojnie "naradzić" się sam ze sobą.
- A więc - zacząłem, zakładając ręce za głowę- Miejsce w którym byłeś, to był głowny hol. Tam są przyjmowani ocalali, którzy usłuchali komunikatu.  Jak już pewnie doświadczyłeś strażnicy pobierają od ludzi całe zasoby, które zdołali przynieść z domów. Postanowiłem, że uzbieramy wszystko i rozdzielimy wśród pozostałych. Może się to wydać trochę samolubne z mojej strony, ale ma to jakieś szanse na przetrwanie. Planuje też stworzyć wyprawy, które będą miały na miejscu ruszyć do pobliskich miast. Wiadomo, jest znikoma szansa na znalezienie czegoś, jednak trzeba szukać i dawać z siebie wszystko, aż do ostatniego tchu. Moim zadaniem teraz jest znalezienie żywych zwierząt hodowlanych i rozmnożenie ich w celu pozyskania większej ilości jedzenia. Jak dla mnie najbardziej cenne są teraz krowy, jednak one bez roślinności nie przeżyją, co wiąrze się też z moim kolejnym projektem.
- Wow- skinął mój nowy towarzysz- Dużo masz planów, jak na taki krótki okres czasu.
- Wiem, ale zrealizowanie ich jest bardzo czasochłonne i graniczy też z cudem, żeby dostać rośliny, czy trawę trzeba mieć żyzną glebę, a to co jest na powierzchni jest tylko i wyłącznie popiołem. Plus potrzebne nam światło słoneczne- zacząłem wyliczać- Ale tak, planuje zrobić farmę w podziemiach. Ze sztucznym słońcem i świeżą wodą- skinąłem, wchodząc do windy- Na tym piętrze jest mój pokój, razem ze skarbnikiem i zastępcą, od niego ciągną się piętra w dół. Nad nami znajduje się laboratorium, nad laboratorium pokój strażników ze stalowymi drzwiami, które mają kod dostępu. Potem Hol, pierwsze piętro to nasz magazyn, kuchnia, łazienki.. A drugie piętro to pokój dla trzech osób. Obecnie nikt tam nie mieszka, naukowcy mają odzielny pokój, który jest ukryty w laboratorium.
- Rozumiem- odpowiedział nowy.
- Wszystkie zasady w sumie znasz, nie trzeba Ci mówić nic więcej.. Jesteś w załodze i mam nadzieje, że zostaniesz z nami do końca- uśmiechnąłem się szeroko- Dzisiaj się spokojnie prześpij, jutro musisz mieć dużo sił. Chce Ci jeszcze dużo wytłumaczyć i pokazać jak wszystko funkcjonuje- pokiwałem głową kiedy winda stanęła na holu. Wysiedliśy- Całe miejsce jest do twojej dyspozycji, wybierz sobie pokój. Potem mnie tylko poinformuj, odnotuje to w swoich papierach.
- Skoro o tym mowa.. - zaczął - Nie lubię za bardzo tłoku, jeśli znalazłoby się ciche miejsce, to byłbym wdzięczny za wskazanie takiego.
- Hmm- zamyśliłem się, poprawiając przy tym włosy- Pokój na drugim piętrze, masz tam jeszcze widok z kopuły, ma on też dwie części, górną i dolną. W górnej masz wolne łóżko- puściłem mu oczko- Bo pozostałe dwa znajdują się na dole, jeśli chcesz to możesz sobie tam wmontować coś w rodzaju drzwi, ewentualnie załatwimy Ci parę, żebyś miał swój spokój.

<Earl ? ;3 >

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Nie pamiętam ile czasu spędziłem idąc przed siebie z głupią nadzieją, że już zaraz ujrzę schron, o którym kilka razy usłyszałem w radiu i po tak długiej wędrówce wreszcie odpocznę. Na początku nadawali ze stacji która przekazywała obraz do telewizorów, potem wszystko się posypało, udawało mi się usłyszeć co nieco przez radio, ale z czasem, gdy i tego się wyzbyłem, zostało mi wyłapywać fale przez krótkofalówkę, gdy zbliżyłem się na tyle, by faktycznie coś złapać. Były to długie tygodnie chodzenia w przód i tył, mróz był tak okropny, że strach było w ogóle podróżować. Dawno odstawiłem motor który rozgrzewałem pod płaszczami i kocami, opierałem się głównie na pieszej wędrówce. Jednego dnia, ujrzałem kopułę. Jako jedyna wyróżniała się tym, że nie była pod grubą warstwą lodu, jedynie śnieg utrzymywał się na jej szczycie. Z głupią radością rzuciłem się w kierunku placówki i upadłem na kolana przed stalowymi drzwiami, łapiąc dech. Czułem, jak moje płuca zapadają się w sobie od gwałtownego wysiłku i wymęczenia. Podniosłem się powoli i szukałem jakiegoś przycisku, czegokolwiek, jednak śnieżyca ograniczała mi widoczność. Niespodziewanie, stal zaczęła ustępywać a w moją osobę wycelowano karabiny. Grupka mężczyzn stresująco krzyknęła na mnie, bym wszedł do środka, a gdy wrota się zamknęły, kazano mi wyjąć wszystkie bronie, jakie posiadam i oddać plecak. Spodziewałem się tego.
- Mam.. apteczkę.. i przedmioty do dezynfekcji.. i noże.. - wyrzuciłem z siebie na wdechu, pociągając nosem. Choroba wcale nie pomagała mi w uspokojeniu starganych nerwów. Powyciągałem noże, po czym podałem jednemu z mężczyzn plecak, a ten od razu wysypał wszystko i posprawdzał. Uśmiechnąłem się do siebie lekko. - To wszystko co mam. Usłyszałem komunikat.
Dwójka z nich spojrzała po sobie i kiwnęli, po czym jeden z nich zdjął ,,kask", którym był ochraniacz na głowę i gogle, a następnie zsunął maskę, robiąc swoisty ruch głową, wskazując na mnie, to samo zrobił bronią, która nie była już we mnie wycelowana.
- Ktoś w drodze, czy jesteś jedyny?
- Ja, tylko ja - kolejny duży wdech. Ręce trzęsły mi się razem z głosem, ale nie zwracałem na to większej uwagi. Faceci rozeszli się i został tylko ten jeden, posyłając mi pocieszający uśmiech.
- Wybacz, procedury.. co do twoich rzeczy, ustaliliśmy, że będziemy magazynować wszystko co przynoszą nowi i od teraz będzie dostępne dla wszystkich - w odpowiedzi skinąłem. Chwilę później zostałem zaprowadzony wgłąb, gdzie pozwoliłem sobie zdjąć kilka warstw ciuchów, które ochraniały mnie przed kompletnym zamarznięciem. Mężczyzna, prawdopodobnie randomowo wytypowany, wytłumaczył mi z grubsza zasady schronu i poprosił o udanie się do przywódcy, mówiąc że jest niżej. Nie powiedział jednak, na którym piętrze, dlatego zjechałem na którekolwiek. Od razu przywitał mnie pusty korytarz i jeszcze większy podmuch ciepła. Aż się do siebie uśmiechnąłem i ruszyłem wgłąb, szukając jakiegokolwiek pomieszczenia, który by się odznaczył, ale go nie znalazłem. Zrezygnowany wybrałem drogę z powrotem, chcąc dopytać strażnika, ale z nieuwagi wpadłem na kogoś. Mężczyzna od impaktu aż upadł, a z jego rąk rozsypała się góra papierów. Lekko przestraszony wpatrywałem się w niego szeroko otwartymi oczami.
-Witaj, jesteś tutaj nowy prawda? Na imię mi Maxwell, z kim mam przyjemność? Wybacz, że nasze pierwsze spotkanie wyglądała własnie tak, oraz przepraszam Cię bardzo, że na Ciebie wpadłem, powinienem uważać na to gdzie idę. - mówił, powoli przenosząc się na klęczki. Zaczął zbierać papiery, więc ja też kucnąłem i zacząłem mu pomagać.
- Właśnie tu dotarłem.. jestem Earl, Earl Hopper - podałem mu dłoń, gdy papiery leżały już ładnie na kupce w jego objęciu, a my staliśmy. Zaśmiałem się pod nosem nerwowo. - Trochę się zgubiłem, kazano mi udać się do przywódcy i powiedzieć, że się pojawiłem, ale nie wiem, gdzie on się znajduje.
- No, to chyba dobrze, że na siebie wpadliśmy - powiedział z uśmiechem. - jestem przywódcą.
- Oh - zrobiło mi się jeszcze głupiej. Podrapałem się po szyi, chrząkając.
- Chodź, ustalimy pewne sprawy.. już wytłumaczyli ci zasady, prawda? - zapytał prowadząc mnie ponownie wgłąb korytarza, po czym skręcił w pokój, prawdopodobnie robiący chwilowo za jego biuro. Ale nie oceniam. Usiadł przy biurku i odłożył papiery, a ja przysunąłem sobie krzesło i zasiadłem przed nim. Dopiero teraz mogłem mu się bliżej przyjrzeć na spokojnie. Na pewno był ode mnie dużo wyższy, jego włosy opadały na czoło, skórę miał równie bladą co ja. Nie dziwmy się, brak dostępu do słońca robi swoje. Oczy jego były czerwone, ale jak podejrzewam, były to zwykłe soczewki. Pewnie myślał, że ja też takie noszę.. wyjątkowo gdyby zapytał, musiałbym zaprzeczyć. Położyłem dłonie na stole i wpatrywałem się w niego oczekująco.
- Więc? W czym jesteś dobry? - rzucił pytająco, zerkając na mnie, a potem zabrał się za układanie wyników badań. Zamyśliłem się na chwilę.
- Cóż, mam nie małą wiedzę lekarską.. potrafię poradzić sobie z większością chorób, potrafię zszywać, moje diagnozy nie zawsze są trafne, ale mógłbym się sprawdzić - mruknąłem. - Dobrze radze sobie też na dworze.

| Maxwell? 8) |

Od Maxwella do Earla "Nowy Start"

Ile czasu to już minęło, rok? Wybuch wulkanu w Yellow Stone zaskoczył wszystkich, chmura popiołu wzniosła się w górę, zakrywając nam dostęp do słońca, co odbiło się na nas bardzo źle. Temperatura zaczęła spadać, roślinność była w przerażającym stanie. Z dnia na dzień traciłem nadzieje, czy jeszcze kiedyś będzie dane zobaczyć mi wschodzące słońce, tęcze na niebie, albo gwiazdy nocą. Moi rodzice zniknęli. Tego pamiętnego dnia, kiedy wszystko się zaczęło mieli wolne w pracy, więc postanowili gdzieś razem wyjść. Oczywiście przed tym nie obyło się bez suszenia mi głowy, bo przecież to na prawdę straszne, kiedy człowiek zmienia miejsce pracy. Moja mama uważała, że jeszcze nigdy w życiu nie widziała kogoś, kto szuka nowego środowiska po tygodniu, czy miesiącu pracy. Gdy tak nad tym myślę, mieli w sumie  trochę racji, już tęsknie za tym narzekaniem codziennie. Chciałem ich ponownie zobaczyć, albo chociaż żeby dali znak życia. Mogli być wszędzie, a ja? Ja tkwiłem na stacji w której pracowali, cóż za ironia losu. Jednakże co mogłem zrobić, każdy człowiek jest w takiej sytuacji bezsilny. Pozostało mi tylko czekać i łudzić się na szczęście. W tej chwili musiałem pomyśleć o sobie, o tych którym zaoferowałem schronienie. Wszyscy razem musieliśmy pracować nad tym, aby nasze schronienie było bezpieczne. Naukowcy którzy byli w środku, podczas wybuchu są teraz z nami i monitorują stan pogody. Właśnie, o wilku mowa. Podczas mojego rozmyślania, zszedłem na drugie piętro schronu. Do laboratorium, gdzie trwały codzienne prace. 
-Witaj Maxwellu- usłyszałem głos Hanny, jednej z pracownic. 
-Hej, Hej Hanna - odwróciłem się, aby spojrzeć na jej twarz z uśmiechem- Jak tam, wszystko dobrze? Masz dla mnie wyniki? 
-Temperatura spadła, mamy tez obraz z satelity - podała mi papiery.
-O, dziękuje Ci bardzo przejrzę je sobie dzisiaj w pokoju- Skinąłem z uśmiechem- Będę już uciekał, jakby coś wiecie gdzie mnie znaleźć? 
-Oczywiście Maxwellu, będziemy w kontakcie- wróciła do pracy.
Ja natomiast, pochodziłem jeszcze trochę po pomieszczeniu, rozglądając się za czymś do pomocy, kiedy wszyscy stwierdzili, że wszystko przebiega dobrze, ruszyłem do siebie. Wyszedłem prosto do windy, która przeniosła mnie na piętro niżej, to właśnie tutaj rozpoczynają się pokoje, które ciągną się na sam dół stacji, czyli żeby się do nas dostać, trzeba przejść przez stalowe drzwi, kody zabezpieczeń, pokój strażników i przez laboratorium. Moim zdaniem byliśmy dosyć dobrze zabezpieczeni. Po wzięciu głębszego oddechu, spojrzałem na papiery. Zacząłem wszystko kartkować, chcąc dowiedzieć się więcej. 
-Minus.. minus.. - mruknąłem - Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy wyginiemy z braku pożywienia, a przelewanie krwi nie jest dla mnie. 
Już chciałem wyklinać na świat, jednak nie było mi to dane, bo zderzyłem się z kimś. Poleciałem do tylu, prosto na tyłek, a wszystkie wyniki poszybowały w gore. Wśród tej burzy, kartek ujrzałem nową twarz. 
-Umm-zacząłem, spoglądając na chłopaka.
Jasna, praktycznie mleczna cera, która była ładna dla oka. Przybysz miał blond włosy, z delikatnie opadającą grzywką, pod którą kryły się cudne oczy, jeszcze nigdy w swoim życiu takich nie widziałem. Wyglądały na kontakty, albo jakieś inne czary mary. Dobrze zbudowana sylwetka, widzę że musiał o siebie bardzo dbać, a takich sojuszników to się ceni. Twarz z delikatnymi rysami, ładne kości policzkowe. Ubrania, które na sobie miał pasowały jak ulał, zupełnie jakby były szyte na miarę. 
-Witaj, jesteś tutaj nowy prawda? - spytałem po chwili- Podniosłem się do klęczka, chcąc zebrać wszystkie wyniki- Na imię mi Maxwell, z kim mam przyjemność? Wybacz, że nasze pierwsze spotkanie wyglądała własnie tak, oraz przepraszam Cię bardzo, że na Ciebie wpadłem, powinienem uważać na to gdzie idę.

<Earl? ;) >

niedziela, 26 listopada 2017

Discord

Hej, Hej :) Chciałabym wypróbować nową metodę komunikacji na blogu, otóż wklejam wam tutaj link do Discord'a :D Zobaczymy, czy będzie lepiej niż z takimi typowymi chatami na bloga :D

No to łapajta !

DISCORD

Earl Hopper

Imię: Earl
Nazwisko: Hopper
Płeć: Mężczyzna z krwi i kości.
Orientacja: Po wielu próbach nawiązania jakiejkolwiek bliższej relacji z kobietami stwierdził, że nie będzie się oszukiwać i przyznaje się do bycia gejem.
Wiek: 24 lata.
Kraj: Wywodzi się z Ameryki.
Praca: Był studentem uniwersytetu na profilu informatycznym.
Rola główna: Lekarz
Rola poboczna: Poszukiwacz
Ekwipunek: Dwie zupy Pomidorowa i warzywna|Nóż kuchenny|Bandaż|Woda utleniona
Pokój: Numer trzeci. Nie lubi tłoku.
Aparycja: Wysoki na około 1'73cm, dobrze zbudowany. Na ciele widać lekko zarysowane mięśnie, jednak nie jest on typowym kulturystą. Skóra mleczno biała, obsypana pieprzykami na plecach i ramionach, nogi i palce długie. Waga w miarę przystępna do jego wzrostu, nie jest ani za chudy ani za gruby. Włosy blond, z tyłu mocniej ścięte, z przodu wolno opadająca grzywka. Twarz bez skaz, brwi niezbyt gęste, oczy jasny brąz, który podchodzi pod złoto. Kości policzkowe mocno uwydatnione, rzęsy zaś długie i jasne. Posiada bardzo delikatny głos, ale gdy podniesie ton, potrafi przywołać do pionu. Ubiera się w wygodne i ciepłe ciuchy, spodnie mocno przylegające w obawie przed trudnościami w wypadku, gdyby musiał biec. Buty wysokie, przypominające glany, ale o wiele lżejsze.
Charakter: Młody, niesamowicie atrakcyjny i inteligentny chłopak; to pierwsze co przychodziło na myśl wszystkim jego koleżankom. Znany z ogromnej wiedzy na obszerne tematy, sprytu i dobrej pamięci. Hopper jest osobą, która otworzy serce do każdego, pomoże, ale nie nawiąże z tobą głębszego kontaktu. Potrafi dogadać się z każdym, ale nie z każdym będzie przyjacielem. Zazwyczaj miły i łagodny, troszczy się o osoby wokół siebie, innym razem, kiedy zrobisz coś co mu się nie spodoba, będzie wredny i ominie cie szerokim łukiem, nie dając możliwości naprawienia błędu. Urodzony przywódca stada, dojrzały facet, a zarazem nieco skryty w sobie dzieciak. Jak się czegoś uczepi, to nie puści. Ogromna pasja do komputerów sprawia, że godzinami będzie zanudzał cie na nerdowskie tematy o których nie masz pojęcia. Potem poczuje się głupio i przeprosi.
Rodzina: Rodzice zostali w Ameryce, nie wie co się z nimi dzieje. Pogodził się z myślą, że nie zobaczy już nikogo z krewnych i niespecjalnie się tym przejmuje.
Partner: Nie posiadał i nie posiada, może kiedyś, jeśli wszystko się ułoży.
Ciekawostki:
• Nie lubi kotów, za to kocha psy i chciałby posiadać takiego czworonoga w coraz samotniejszym dla niego świecie,
• Był człowiekiem bardzo religijnym, teraz jest agnostykiem,
• Kiedy bardzo się zdenerwuje, nie potrafi się wysłowić,
• Nie znosi zapachu i smaku jabłecznika, czy czegokolwiek związanego z jabłkami,
• Często dostaje krwotoków z nosa
• Historia Earla: Earl był w trakcie studiów, kiedy jego rodzice oświadczyli, że chcą aby wyjechał na praktyki, tym razem za granicę. Chłopak był typowym ,,queen bee", dobrze się uczył, spełniał swoje pasje, inspirował innych i zajmował się wszystkim na raz. Z początku niechętnie przystał na propozycje, aby wreszcie poddać się uporowi starszych i wylecieć do Azji. Niestety, udało mu się spędzić tam jedynie dwa tygodnie, zanim nastąpił wybuch wulkanu. Młody mężczyzna był ewakuowany, tak jak inne osoby, ale z czasem kiedy temperatura opadała, a do wszystkich docierało, że to już koniec, oderwał się od korporackich ratowników i postanowił przeżyć na własną rękę. Nie był na to przygotowany, sam do tej pory dziwi się, że tak łatwo przyszło mu przystosować się do nowego trybu dziennego. Nie liczył dni, ale wiedział, że trwało to kilka miesięcy, zanim usłyszał komunikat. Niezwłocznie ruszył w kierunku Tokia..
Właściciel: | Howrse | Doggi |: Jasve
Inne zdjęcia: 1|2

Ostatnia aktualizacja: 02.12.2017

Polecany Blog

Hej Hej :)
Chciałabym wam tylko polecić blog, który moim zdaniem jest warty odwiedzenia :)

Maxwell Sparda

Imię: Na imię mu Maxwell, ale z czasem jego znajomi i rodzina zaczęli skracać mu imię do Maxa, Maxika, więc można go nazywać jak się w sumie chce. Jednak byłoby miło, gdyby ktoś mówił mu pełnym imieniem.
Nazwisko: Sparda
Płeć: Mężczyzna chyba, a raczej na pewno jest o tym przekonany.
Orientacja: Zastanawiał się czy przypadkiem nie jest Bi, kiedyś w młodości widział chłopaka, którego uważał, za cholernie przystojnego.
Wiek: 22 lata
Kraj: Anglia/Japonia
Praca: Maxwell miał wiele prac przed oziębieniem klimatu, jednak musiał je dosyć szybko zmieniać, ponieważ robienie tego samego dzień w dzień nie jest dla niego. Swoje miejsce zagrzewał jako barman, kelner, czasem nawet jako opiekun do dzieci. Ostatecznie skończył na pracy biurowej, czyli.. roznoszenie kawy.
Rola główna: Przywódca obozu
Rola poboczna: Naukowiec
Ekwipunek: Butelka wody|Puszka konserw|Dwa batoniki
Pokój: Przywódcy
Aparycja: Maxwell jest wysokim mężczyzną, mierzy sobie około 190 centymetrów. Jest to dla niego w sam raz, może robić dużo rzeczy o których zawsze marzył. Jego ciemne, praktycznie czarne włosy idealnie komponują się z jego jasną cerą. Na pierwszy rzut oka wygląda przeciętnie, pod zwyczajnym ubraniem kryją się mięśnie, które wyrabiał sobie w wolnym od pracy czasie. Nosi soczewki do oczu, które są koloru czerwonego, tak na prawdę pod nimi skrywa się błękit tak piękny, niczym ocean podczas pełni księżyca. Zawsze ubiera się schludnie i odpowiednio, jego ulubionymi rzeczami są te ciemne, ponieważ te mało rzucają się w oczy.
Charakter: Maxwell to typowo przeciętny mężczyzna, który nie przyciąga za dużej uwagi wśród ludzi. Jest on bardzo pracowity i uczynny mimo iż tego nie widać na pierwszy rzut oka. Dużą wagę przywiązuje do tego, żeby każdy był traktowany na równi, już od dziecka świecił przykładem, tak to można nazwać? Pomagał tym, którzy tego potrzebowali, bronił ich przed dręczycielami. Jednak jak każdy człowiek ma też swoje humorki, wtedy biada Ci go denerwować. Jest nieobliczalny i nieprzewidywalny. Czasami uda mu się ujawnić też tą uczuciową stronę, ale to wtedy na bardzo krótko, nie ufa płci przeciwnej, miał z nią aż za dobry kontakt. Oprócz tego jest też dosyć inteligentny, ma dosyć dobre podejście do niektórych prac. Niestety nie umie robić czegoś dłużej niż góra trzy dni, po prostu go to męczy i najnormalniej w świecie nudzi.
Rodzina : Matka-Rose|Ojciec-Kenny
Partner: Nie ma, i raczej nie szuka nikogo do związku.
Ciekawostki: Maxwell lubi szkicować w czasie wolnym od pracy, jest to dla niego pasja, której oddaje całe swoje serce.
Historia Maxa : Maxwell siedział sobie spokojnie z rodzicami w domu, którzy prawili mu kazanie na temat tego że po raz kolejny zmienił prace, bo mu nie odpowiadała. Po tym wszystkim sami gdzieś wyszli, bodajże na spacer, albo do kina. Coś w tym stylu. Wszystko wydawało się być dobrze, do póki to w telewizji nie zaczęli mówić na temat wybuchu wulkanu w  "Yellow Stone" Popioły wulkaniczne wznieciły się wysoko w powietrze, zasłaniając przy tym ziemi dopływ do słońca. Z godziny na godzinę temperatura we wszystkich krajach zaczęła spadać. Było coraz zimniej i zimniej, przez co chłopak był zmuszony udać się w drogę do stacji badawczej, dopiero tam dostał informacje o tym co wywołało tą "zimę"
Właściciel☆Katarina☆

Ostatnia aktualizacja: 02.12.2017

Obserwatorzy