Kiedy Maxwell się zgodził, nie potrafiłem pohamować ogromnego uśmiechu na ustach. Gościł na mojej twarzy do momentu, w którym oddaliśmy naczynia i wspólnie ramię w ramię ruszyliśmy do windy, by ta zabrała nas na odpowiednie piętro. Jeśli miałbym być całkiem szczery, doskonale widziałem, jak niektórzy ludzie patrzą na nas krzywymi spojrzeniami, oceniająco, ale co ja miałem z tym zrobić? Nie było potrzeby rzucać się w ich stronę i pytać, czemu się tak zachowują. Wprowadził mnie do środka i zaczął pokazywać każdy najmniejszy szczegół. Mówił o wszystkim z tak ogromną pasją, że nie dało się mu przeszkodzić, aby wtrącić swoje pięć groszy. Jedynie cicho parskałem kiedy mylił się z niektórymi rzeczami, o których miałem o wiele więcej pojęcia i kiwałem, przyglądając się bliżej stacjom. Może to przez kolejny nadmiar wrażeń, kiedy wyszedłem, z nosa pociekła mi krew. Nie poczułem tego na początku, więc to on zareagował pierwszy. Złapał mnie za rękę i zaraz wyciągnął małą materiałową chusteczkę, przykładając nad moją wargę, tuż przy nozdrzu. Był tak blisko mojej twarzy, że przez ułamek sekundy za długo, zagapiłem się w jego oczy i kiedy dotarło do mnie, co robię, zarumieniłem się mocno i odwróciłem wzrok, delikatnie odbierając od niego ową chusteczkę.
- Nie musiałeś - uniosłem kącik ust, wycierając ciecz z lekkim śmiechem. - zdarza się, mój organizm jest dosyć słaby.
- Jesteś pewien, że to nic poważniejszego? -zapytał z troską w głosie. Był dla mnie tak dobry.. pokiwałem twierdząco i szturchnąłem go lekko ramieniem, zanim oboje ruszyliśmy wzdłuż korytarza.
- Nie jestem ze szkła - puściłem mu oczko i zatrzymałem go tuż przy windzie, sięgając do jego włosów i przeczesałem je powoli, zaczesując do tyłu. Poprawiłem je zaraz i poklepałem go po piersi. - idź się prześpij, przepracowujesz się, ja pójdę się przebrać i porozmawiam z innymi ludźmi, poznam trochę teren a wieczorem przyjdę zdać raport, co?
Mówiąc to, skrzyżowałem ręce na piersi i uniosłem brwi z uśmiechem. Widać było, że Max zastanawia się chwile, po czym poddaje i odpowiada podobnym uśmiechem.
- Może masz racje - burknął i widząc, że winda staje, przesunął nas by inni weszli, a potem wszedł ze mną do środka. Zjechaliśmy na piętro na którym miał swój pokój i tam zostawiłem go, bo ja zmierzałem na samą górę. Przebrałem się na poddaszu, udałem się na parter i zwyczajnie zacząłem rozmawiać z jednym ze strażników. Teraz wydawali się o wiele milsi, niż byli na samym początku. Dowiedziałem się ile mniej więcej to wszystko funkcjonuje, ile ich wszystkich tutaj jest, oraz tego, że brakuje im pożywienia. Martwiło mnie to. Już w głowie pojawiła się lampka, by za dwa, trzy dni wybrać się na poszukiwanie poza kopułę, ale musiałem ustalić to z przywódcą. Wreszcie, gdy zwiady były zakończone, pozwoliłem sobie zjechać na piętro laboratorium i stanąć przy wejściu. Jedno było pewne, nie znałem kodu dostępu, ale jakimś cudem Hanna akurat postanowiła wziąć przerwe na siku.
- Hej uh, mogę wejść? - zapytałem kiedy prawie na mnie wpadła. Zamrugała i przyjrzała mi się, a potem mruknęła coś do siebie.
- To tyyy.. nie wiem, czy mogę cię wpuścić, kiedy nie ma Maxa - wyrecytowała, ale widząc moją smutną minę, poddała się i szepnęła, bym niczego nie zepsuł. Zasalutowałem ze śmiechem mówiąc, że spróbuję i wślizgnąłem się do środka. Raj. Wszędzie komputery, technologia. Zagryzłem wargę i rzuciłem się do jednego z komputerów, wchodząc i sprawdzając coś. Mogłem naprawić połączenie, odbieranie sygnału przez radia. Wystarczyło.. rozejrzałem się i już po chwili latałem po całym pomieszczeniu, wchodząc na różne sprzęty, a u boku budowałem swoisty przekaźnik.
| :d |
Menu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz