Idąc do pokoju w którym rezydował mężczyzna spodziewałem się surowego karcenia, może nawet krzyku i kto wie, fizycznej kary, ale pierwsze co dostałem to falę troski która uderzyła we mnie z ogromną siłą. Nie mówiąc nic, pozwoliłem zaprowadzić się do medyka, który jak się okazało wiedział tyle co ja o medycynie, czyli same podstawy. Wyprosił przywódce i kazał mi się rozebrać, a gdy spocząłem w bieliźnie na łóżku, zaczął oglądać mnie ze wszystkich stron i badać temperature. Kiedy skończył, obmył wszystkie rany i nakleił bandaż na moim czole, chcąc zakryć brzydką bruzdę. Ubrałem się, wziąłem tabletki przeciwbólowe i na zbicie gorączki, a potem czekałem w samotności. Zza szklanych drzwi obserwowałem rozmowę tej dwójki, aż Maxwell wszedł do środka i podszedł do mnie, zakładając ręce na piersi. Był zdenerwowany, wyraz jego twarzy był zimny a wargi zaciśnięte. Westchnąłem.
- Nie powinienem był - zacząłem mówić i zrobiłem krótką przerwę na wdech. - ale brakuje nam zapasów, a ja potrzebowałem kopa i jakiegoś świadectwa, że to wszystko dzieje się na prawdę. Słuchaj, dałem radę.
- Jakim cudem przedostałeś się przez zabezpieczenia bez mojej wiedzy - zapytał niedowierzając. Podrapałem się po karku i parsknąłem.
- Bądźmy szczerzy, nie było to trudne, musicie popracować nad systemem.
Po tych słowach nastała dłuższa cisza. On; wpatrywał się we mnie z oczekiwaniem, rozmyślając nad tym co powiedziałem a ja tylko rozglądałem się, by nie spotkać tego zawiedzionego wzroku. Ale i tak je ujrzałem.
- Miałeś poczekać na ekipę a nie wyruszać na misje samobójczą - warknął. Zirytowany wstałem i lekko popchnąłem go za klatkę piersiową, marszcząc brwi.
- Co ty możesz wiedzieć o przetrwaniu co? Siedzisz tylko na dupie i udajesz, że coś robisz, a tak na prawdę gapisz się w czyjąś pracę i rozkazujesz na prawo i lewo. Jaki z ciebie przywódca? Może i masz plany ale nic po za tym! Do cholery, rób coś! - być może przez gorączkę, nie utrzymałem nerwów na wodzy. Zacisnąłem szczękę i patrzyłem mu prosto w oczy z ognikami które rozpaliły się w tęczówkach. Nie byłem taki jak on. Chciałem pracować, pomagać, nie bacząc na koszty.
- A co ty możesz wiedzieć o zarządzaniu, co? Co ty możesz wiedzieć o planowaniu? Sam mówiłeś, że się przepracowuje!
Drgnąłem. Faktycznie, zanim postanowiłem zrobić samowolke, sam kazałem mu odpoczywać bo wyglądał, jakby od wielu dni nie spał ani chwili. Wypuściłem cicho powietrze i oparłem dłonie na jego klacie, po czym oparłem na niej również czoło.
- Wybacz, masz racje - wyszeptałem, unosząc spojrzenie i przyjrzałem się jego twarzy, sięgając do niej dłonią. Powoli pogłaskałem jego policzek, pocierając skórę kciukiem. - chciałem się przydać, a nie siedzieć jak darmozjad.
Maxwell na takie zachowanie sam złagodniał i niespodziewanie oplótł ręce wokół mojej talii, wzdychając. To jak łatwo przychodziło nam dotykać się bez spięć było dla mnie nowe, ale jakże miłe.
Wsadziłem nos w zagięcie jego szyi i wtuliłem się w niego. Głupota. Przytulanie się do kogoś kogo się kompletnie nie zna. Wciągnąłem jego zapach.. pachniał mydłem i kawą, oraz czymś czego nie potrafiłem opisać.
- Rozumiem, że miałeś dobre intencje ale nikt nie ma prawa opuszczać schronu bez mojej wiedzy.. w dodatku złamałeś kody zabezpieczeń i naraziłeś nas jak i siebie na niebezpieczeństwo, dlatego.. - nie dokończył, bo odsunąłem się lekko i kiedy on mówił, zbliżyłem twarz do jego i uciszyłem go pocałunkiem. Gorąco rozpaliło się w moim sercu a stado motyli rozszalało w podbrzuszu. Osłupiony nie odpowiedział na pocałunek, więc nieco rozczarowany puściłem go i usiadłem z powrotem na łóżku.
- Przepraszam, nie wiem co robie - burknąłem.
| pyryryry |
Menu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz