czwartek, 30 listopada 2017

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Przez całą noc zastanawiałem się, dlaczego miałbym odwlekać wyprawę. Kilka razy przetwarzałem słowa mężczyzny i analizowałem całą sytuację. Nie odpocząłem za wiele, dalej byłem chory i czułem, że rośnie mi gorączka, ale jeśli zostałbym dłużej i zatopił się w tym cieple, nie potrafiłbym już dbać o swoje bezpieczeństwo i zapomniałbym, jak to jest żyć na własną rękę. Z samego rana, a raczej jak mi się zdawało - rana, kiedy było jeszcze cicho i nikt za bardzo nie pilnował wyjścia, wykradłem się z plecakiem i nożem. Wiedziałem, że otworzenie bramy równa się z konsekwencjami i że prawdopodobnie będą chcieli mnie później ukarać, ale jeśli miałbym im pomóc.. to czemu by nie zaryzykować? Czekała mnie długa zabawa z kodami i zabezpieczeniami, ale jako informatyk szybko się z tym uporałem. Z resztą, nie trzeba było wiele, nie postarali się. Wreszcie brama ustąpiła, a ja szybko wyszedłem. Automatycznie zamykała się po kilkudziesięciu sekundach, dlatego nie musiałem się o to martwić. Zobaczyłem przed sobą zaspy śniegu i długą drogę..

Poszukiwania czas zacząć.

Minęły dwa dni, odkąd opuściłem kopułę, chcąc popisać się jaki to ja nie jestem wspaniały, z zamiarem przyniesienia takich zapasów, że by im uszy poodpadały z wrażenia. Ale nie było tak kolorowo. Już na samym początku podróż okazała się mordęgą, kiedy z kolejnymi krokami czułem się coraz słabiej i prawie upadałem. Nie byłem na to przygotowany i obwiniałem siebie za każdy popełniony błąd. Wreszcie jednak dotarłem do zakopanego pod śniegiem miasta, w którym zacząłem przeczesywać domy. Znajdywałem wiele rzeczy, najróżniejszych, które pakowałem do worka a ten ułożyłem na sankach, które ktoś zostawił przed domem. Chciałem zebrać więcej, ale kiedy prawie straciłem przytomność podczas schylania się doszedłem do wniosku, że z takim tempem umrę na miejscu i nici będzie z pomocy. Dlatego też, zacząłem wracać. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wyglądam. Buszowanie pod zaspami, wchodzenie między na wpół zawalone budynki.. miałem na sobie wiele bruzd, zacięć i odmarzlin. Ale to nie było ważne.



Przytaszczyłem z powrotem sanki i zacząłem walić w drzwi, dopóki nie ustąpiły po raz kolejny, przyjmując mnie jak ojciec z otwartymi ramionami. Bez wahania wciągnąłem zdobycze do środka i upadłem na kolana przy sankach, od razu wywalając wszystko na ziemie z małym uśmiechem.
- Zobaczcie.. - powiedziałem, układając kilkanaście puszek najróżniejszych konserw w jednym miejscu, a potem powyjmowałem leki i wszelkie medykamenty, oddychając szybko ustami, bo z nosa ciekła mi woda mieszana z zaskrzepniętą krwią. Ktoś pomógł mi wstać, a był to ten sam żołnierz który wcześniej mnie przyjął.
- Dziękujemy ci.. ale musisz iść do przywódcy - powiedział lekko popychając mnie w stronę windy. Wiedziałem, że tak będzie. Bez sprzeciwu pojechałem na dane piętro i ruszyłem w kierunku jego pokoju, po czym zapukałem.

| no, jeszcze jeden kroczek |B >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy