poniedziałek, 27 listopada 2017

Od Maxwella do Earla "Nowy Start"

Ile czasu to już minęło, rok? Wybuch wulkanu w Yellow Stone zaskoczył wszystkich, chmura popiołu wzniosła się w górę, zakrywając nam dostęp do słońca, co odbiło się na nas bardzo źle. Temperatura zaczęła spadać, roślinność była w przerażającym stanie. Z dnia na dzień traciłem nadzieje, czy jeszcze kiedyś będzie dane zobaczyć mi wschodzące słońce, tęcze na niebie, albo gwiazdy nocą. Moi rodzice zniknęli. Tego pamiętnego dnia, kiedy wszystko się zaczęło mieli wolne w pracy, więc postanowili gdzieś razem wyjść. Oczywiście przed tym nie obyło się bez suszenia mi głowy, bo przecież to na prawdę straszne, kiedy człowiek zmienia miejsce pracy. Moja mama uważała, że jeszcze nigdy w życiu nie widziała kogoś, kto szuka nowego środowiska po tygodniu, czy miesiącu pracy. Gdy tak nad tym myślę, mieli w sumie  trochę racji, już tęsknie za tym narzekaniem codziennie. Chciałem ich ponownie zobaczyć, albo chociaż żeby dali znak życia. Mogli być wszędzie, a ja? Ja tkwiłem na stacji w której pracowali, cóż za ironia losu. Jednakże co mogłem zrobić, każdy człowiek jest w takiej sytuacji bezsilny. Pozostało mi tylko czekać i łudzić się na szczęście. W tej chwili musiałem pomyśleć o sobie, o tych którym zaoferowałem schronienie. Wszyscy razem musieliśmy pracować nad tym, aby nasze schronienie było bezpieczne. Naukowcy którzy byli w środku, podczas wybuchu są teraz z nami i monitorują stan pogody. Właśnie, o wilku mowa. Podczas mojego rozmyślania, zszedłem na drugie piętro schronu. Do laboratorium, gdzie trwały codzienne prace. 
-Witaj Maxwellu- usłyszałem głos Hanny, jednej z pracownic. 
-Hej, Hej Hanna - odwróciłem się, aby spojrzeć na jej twarz z uśmiechem- Jak tam, wszystko dobrze? Masz dla mnie wyniki? 
-Temperatura spadła, mamy tez obraz z satelity - podała mi papiery.
-O, dziękuje Ci bardzo przejrzę je sobie dzisiaj w pokoju- Skinąłem z uśmiechem- Będę już uciekał, jakby coś wiecie gdzie mnie znaleźć? 
-Oczywiście Maxwellu, będziemy w kontakcie- wróciła do pracy.
Ja natomiast, pochodziłem jeszcze trochę po pomieszczeniu, rozglądając się za czymś do pomocy, kiedy wszyscy stwierdzili, że wszystko przebiega dobrze, ruszyłem do siebie. Wyszedłem prosto do windy, która przeniosła mnie na piętro niżej, to właśnie tutaj rozpoczynają się pokoje, które ciągną się na sam dół stacji, czyli żeby się do nas dostać, trzeba przejść przez stalowe drzwi, kody zabezpieczeń, pokój strażników i przez laboratorium. Moim zdaniem byliśmy dosyć dobrze zabezpieczeni. Po wzięciu głębszego oddechu, spojrzałem na papiery. Zacząłem wszystko kartkować, chcąc dowiedzieć się więcej. 
-Minus.. minus.. - mruknąłem - Jak tak dalej pójdzie, to wszyscy wyginiemy z braku pożywienia, a przelewanie krwi nie jest dla mnie. 
Już chciałem wyklinać na świat, jednak nie było mi to dane, bo zderzyłem się z kimś. Poleciałem do tylu, prosto na tyłek, a wszystkie wyniki poszybowały w gore. Wśród tej burzy, kartek ujrzałem nową twarz. 
-Umm-zacząłem, spoglądając na chłopaka.
Jasna, praktycznie mleczna cera, która była ładna dla oka. Przybysz miał blond włosy, z delikatnie opadającą grzywką, pod którą kryły się cudne oczy, jeszcze nigdy w swoim życiu takich nie widziałem. Wyglądały na kontakty, albo jakieś inne czary mary. Dobrze zbudowana sylwetka, widzę że musiał o siebie bardzo dbać, a takich sojuszników to się ceni. Twarz z delikatnymi rysami, ładne kości policzkowe. Ubrania, które na sobie miał pasowały jak ulał, zupełnie jakby były szyte na miarę. 
-Witaj, jesteś tutaj nowy prawda? - spytałem po chwili- Podniosłem się do klęczka, chcąc zebrać wszystkie wyniki- Na imię mi Maxwell, z kim mam przyjemność? Wybacz, że nasze pierwsze spotkanie wyglądała własnie tak, oraz przepraszam Cię bardzo, że na Ciebie wpadłem, powinienem uważać na to gdzie idę.

<Earl? ;) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy