wtorek, 28 listopada 2017

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Popatrzyłem na mężczyznę maślanym wzrokiem, ciesząc się jak głupi i zagryzłem wargę. Myśl o własnym ciepłym pokoju, łóżku z poduszkami i nakryciem zamiast lodowatej pryczy, wypoczynku trwający przynajmniej kilka godzin i gorącym posiłkiem dodała mi jeszcze więcej sił i nadziei na lepsze jutro. Nie musiałem już włóczyć się i szukać, czy żywić się strachem przed następnymi zamieciami. Przynajmniej nie teraz.
- Drzwi czy bez, na razie poradzę sobie nawet w składziku - zaśmiałem się lekko i uśmiechnąłem do niego, po czym machnąłem, odwracając się w kierunku, do którego zmierzałem; prosto do wskazanego pokoju na drugim piętrze. Użyłem windy, która zabrała mnie na samą górę. Wszystko w niej było sterylne i białe, dlatego nie spodziewałem się, że zaraz po otworzeniu zobaczę krótki, wąski korytarz, a po jego przejściu przywita mnie wręcz ,,rodzinna" atmosfera. Styl w jakim urządzone było pomieszczenie przypominał stare, drewniane domki; ściany były wyłożone błazerią, ziemia była z paneli, na środku ogromnej przestrzeni leżał dywan w kształcie oskórowanego niedźwiedzia, przy ścianie przeciwległej do okien postawione były dwa łóżka, a pod samymi oknami stały biurka. Były również trzy szafy i na dywanie stała kanapa. Przechodząc przez pokój, można było dostać się pod krótkie schody prowadzące na poddasze, które było praktycznie osobnym pokojem. Tam, choć było o wiele mniej miejsca, mógłem znaleźć obszerne łóżko, stół i jedną kanapę, oraz dwie jednokomorowe szafy z półkami na ciuchy. Były one oczywiście wypełnione podstawowym ubiorem takim jak koszulki na długi i krótki rękaw, długie spodnie i masa swetrów oraz bluz. Posiadał jedno pochyłe, dwuskrzydłowe okno, ale wyprowadzało ono na powierzchnię, która znajdowała się pod ,,kopułą" dla bezpieczeństwa. Rozglądając się, ujrzałem w rogu dużego wypchanego konika, co upewniło mnie w przekonaniu, że był to pokój najprawdopodobniej dla dziecka. Zignorowałem to jednak i opadłem na łóżko, uśmiechając się do siebie. Nie było to łóżko wodne ale dla mnie było najbardziej miękkim posłaniem jakie miałem od miesięcy.
- Udało się.. - wyszeptałem i usiadłem powoli. Chciałem jak najszybciej iść spać, ale jak myślałem o swoim spoconym ciele i brudzie który nosiłem, nie mogłem odmówić sobie prysznica, zakładając, że takie mają. Wstałem więc i otworzyłem szafę, wyjmując bieliznę oraz sweter, jak i zarówno spodnie. Zjechałem windą na niższe piętro, gdzie znajdywały się prysznice i o mało nie krzyknąłem z wrażenia, gdy letnia woda dotknęła mojego ciała. Były na nich ustawione limity, więc długo się nie pluskałem, ale tyle wystarczyło. Umyty, przebrany w czyste ciuchy pozbyłem się tych brudnych wrzucając do ogromnego kosza oznaczonego jako skład rzeczy do prania i zwyczajnie wróciłem się do pokoju. Mijało mnie wiele osób, ale nikt dłużej nie zamienił słowa. Może to i dobrze. Otulony ciepłem, oraz przeżyciami, usnąłem jak dziecko, wtulając się w poduszkę.

Obudziłem się kilka godzin później. Przez brak dostępu do słońca, czułem się bardziej schorowany i brakowało mi sił, ale najbardziej ucierpiały przyzwyczajenia chodzenia spać o danych godzinach. Teraz człowiek nie wiedział ile faktycznie przespał, czy jest dzień, czy jest noc, trzeba było liczyć się z tym, że równie dobrze możesz robić sobie drzemkę popołudniową i myśleć, że przesypiasz noc. Usiadłem powoli i oparłem czoło o dłoń. Migrena dopadła mnie z sekundą, w której otworzyłem oczy. Zirytowany wyczołgałem się spod kołdry i nie zważając na ubiór, wyszedłem z pokoju, kierując się do windy. Nie zdzierżę, jak nie zjem czegokolwiek na ciepło, już. Udałem się na niższe piętro i tym razem skręciłem do ogromnej jadalni, która połączona była z kuchnią. Tam pracowali kucharze, którzy wydzielali posiłki. Zmęczony i już bez niesamowitego humoru pochyliłem się na blacie i zastukałem. Zaraz pojawiła się starsza kobieta i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Słucham - mruknęła. Czyli nie tylko mi zabrakło zapasów szczęścia.
- Mógłbym dostać coś do jedzenia? - zapytałem grzecznie. Nie odpowiedziała, od razu odwróciła się i wyłożyła na talerz łychę zupy warzywnej. Więc to będą wszyscy dzisiaj jeść, liczyłem na coś innego, ale szczerze, nie miałem na co narzekać. Przynajmniej było ciepłe. Poszedłem do stolika i opadłem powoli, łapiąc za łyżkę.
- Mogę się dosiąść? - moment później, usłyszałem głos przywódcy, który tak jak i ja, trzymał w rękach tackę z talerzem. Uśmiechnąłem się automatycznie i kiwnąłem. - Jak pierwsza noc?
- Świetnie - odparłem, pomijając szczegóły o migrenie. - Zająłem poddasze.
- Cieszę się - uśmiechnął się tak jak ja i już w ciszy zajęliśmy się jedzeniem. Żułem powoli, smakując każdy kęs i połykałem, zerkając na twarz, jak mi się zdawało, przemęczonego mężczyzny.
- Więc.. pokażesz mi dzisiaj laboratorium? - zapytałem, kiedy skończyłem swoją porcję i oparłem głowę o pięść.

| Maxwell~ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy