sobota, 16 grudnia 2017

Odchodzi

Od bloga odchodzi Earl Hopper, wraz ze swoim synem Clivem, mamy nadzieje, że kiedyś wrócą ponownie do schronu.

Od Ririchiyo cd Earla i Kiuyki'ego "Postapokalipsa"

Z cichym pomrukiem przewróciłam się na bok i wtuliłam twarz bardziej w poduszkę. Było mi tak przyjemnie, tak ciepło i błogo... Na próżno próbowałam odszukać ostatni raz, kiedy się tak czułam. I to poniekąd dało mi do myślenia. Kolejną rzeczą, która skłoniła mnie do trzeźwiejszego namysłu, była czyjaś rozmowa.

Otworzyłam powoli powieki, krótkim spojrzeniem ogarniając jasne pomieszczenie. W oczy rzucały się przede wszystkim blade kolory, które kojarzyły mi się jedynie ze szpitalem. Ale co ja bym robiła w szpitalu? Ponownie otworzyłam oczy, już na dłużej, dlatego dostrzegłam więcej niż poprzednio. Skupiłam swój wzrok na dwóch postaciach siedzących na krzesłach, które początkowo były dla mnie zupełnie niewyraźne. Dopiero po kilku sekundach w rozmazanych postaciach udało mi się dostrzec zarysy dwóch mężczyzn.

Podniosłam się na łokciu, uważnie obserwując obu, a drugą ręką pocierając bok głowy. Blondyn podniósł się z siedzenia i podszedł do mnie, nakazując wcześniej gestem ręki białowłosemu pozostanie na swoim miejscu. Wyciągnął z kieszeni niewielką latarkę i zaczął świecić mi nią po oczach, przez co szybko odepchnęłam jego rękę.

- Nic mi nie jest... - Warknęłam, przenosząc spojrzenie na spokojnego chłopaka w jasnym ubraniu, który posłusznie siedział na krześle. - Gdzie ja właściwie jestem?

- W Tokijskiej Stacji Badawczej. - Blondyn odpowiedział pogodnie, odwracając się do szafki, na które leżały przeróżne rzeczy. Prychnęłam cicho, ześlizgując się z pościeli na chłodną posadzkę. Zerknęłam na swoje stopy, które odziane tylko w ciemny materiał odznaczały się od białych kafelków. Rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu, w poszukiwaniu swojej torby, która spoczywała koło drzwi prowadzących, jak liczyłam, na korytarz.

Nim złotowłosy zdążył odwrócić się ponownie w moją stronę, śpiesznym krokiem ruszyłam do drzwi, przy okazji zabierając swoją własność. Nim zniknęłam za drzwiami, zdążyłam jeszcze obdarzyć nieprzyjemnym spojrzeniem białowłosego, który siedząc spokojnie na krześle, obserwował mnie uważnie.

Tuż za zakrętem moich uszu dobiegły krzyki mężczyzny za moją osobą, ale niespecjalnie się tym przejęłam. Niestety prawdopodobnie cały budynek wyłożony był płytkami, na których bez obuwia się ślizgałam, dlatego przerzuciłam pasek od torby przez ramię i przytrzymując się ściany, pomknęłam przed siebie najszybciej jak mogłam.

- Stój! Zatrzymajcie ją! - Krzyki za moimi plecami zwróciły uwagę dwóch rosłych ochroniarzy, którzy stali kilka metrów przede mną. Gdy tylko zrozumieli polecenie, zagrodzili swoimi ciałami całe przejście. Może gdybym była większa, sprawiłoby mi to kłopot, jednak ze swoim wzrostem, z łatwością prześlizgnęłam się między ich nogami. Dosłownie wskoczyłam na podłogę między nimi, szorując prawym biodrem po gładkich płytkach. Z pomocą ręki podniosłam się zaraz za nimi, starając się nie zwalniać tempa.

- Po prostu oddajcie mi moje ubrania, nie mam zamiaru tu zostawać! - Zawołałam odwracając się do blondyna, który raczej nie planował zrezygnować z gonienia mnie. Widziałam jego twarz dość dokładnie i to jak jej wyraz stopniowo się zmieniał. Początkowo malowała się na niej determinacja, potem nagle wstąpiło ogromne zdziwienie, które natychmiast zmieniło się w przerażenie.

- Clive! - Jedno jego słowo sprawiło, że momentalnie zwróciłam spojrzenie przed siebie na niewielkiego białowłosego(?) chłopca, który patrzył na mnie dużymi oczami, bez większego zdziwienia. Mój mózg szybko zarejestrował schody, przed którymi stał dzieciak i niemal od razu przed oczami pokazała mi się niezbyt przyjemna scena. Odległość między mną a malcem była zbyt duża, bym wyhamowała.

Uderzyłam palcami lewej stopy w podeszwę buta chłopca i poleciałam w przód, zabierając go razem ze sobą. Natychmiast zacisnęłam ręce na jego klatce piersiowej, przytulając do siebie i starając się jak najbardziej ochronić go swoim niewielkim ciałem. Miałam wrażenie, że czas zwolnił, kiedy tuliłam do siebie jasnowłosego, robiąc razem z nim dwa przewroty w powietrzu ponad schodami. To było dziwne uczucie i minęło dopiero, gdy huknęłam plecami o twardą ziemię, robiąc kolejne przewroty z młodym, wtulonym we mnie.

Zatrzymaliśmy się dopiero pod ścianą, o którą oparły się moje nogi. Chłopczyka otulałam szczelnie ramionami, modląc się w duchu, by nic mu się nie stało. Gdy ten się poruszył, poluzowałam uścisk, puszczając go po chwili zupełnie i zerkając w górę na wystraszonego blondyna, który podbiegł do nas nieco zdyszany. Maluch podniósł się ze mnie i przytulił mocno do mężczyzny, który był bardziej wystraszony niż on sam.

- Chryste, Clive, nic ci nie jest? - Przeczesał ręką jego czuprynę, po czym spojrzał na mnie niezadowolony.

- Tato, popatrz. Ta pani ma żelki. - Mruknął chłopiec, spoglądając na moją otwartą torbę, której częściowa zawartość rozsypała się. Również popatrzyłam w tym kierunku, uśmiechając się lekko pod nosem. Może jednak zostanę na trochę?

Odetchnęłam głęboko, sycząc z bólu. Bolała mnie głowa, nie wspominając już o całej klatce piersiowej, która została zmiażdżona z obu stron.



<Kiyuki? Earl? W końcu napisałam, nie krzyczcie>

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Kiedy tylko Hanna przyszła do mnie z propozycją przejrzenia nowego raportu, byłem trochę do tego specyficznie nastawiony. Nie wiedziałem co zrobić, oraz czy na pewno się na to zgodzić. No cóż, mój błąd. Mogłem ją zdegradować, ale tego nie zrobiłem. Jej ubiór był wyzywający, ale już nie chciałem zwracać jej uwagi, na pewno zaraz zaczęła by się bronić i to co mieliśmy zrobić, przedłużyłoby się jeszcze o kilka godzin. Więc grzecznie czekałem z zamkniętymi ustami i słuchałem co do mnie mówiła, szczerze trochę miałem to gdzieś i jednym uchem wchodziło, drugim wychodziło. Cały czas myślałem o Earlu i o tym co się pomiędzy nami wydarzyło. Nie chciałem go ranić jeszcze bardziej, jednak sam nie widziałem co mam z nim zrobić. Mało tego, jak na zawołanie.. Chłopak wszedł, kiedy rozmawiałem z Hanną. Zakładając, sytuacje która była wcześniej.. Znowu sobie coś wmówi, co nie będzie prawdą. Kiedy tylko wyszedł różne myśli chodziły mi po głowie, byłem dosyć roztargniony. I dobrze, im mniej bełkotu Hanny słyszałem, tym lepiej dla mnie. Minęła dobra godzina zanim zabrała dupsko i wyszła z pokoju. Uradowany, uniosłem się z krzesła biorąc przy tym głębszy wdech. Dziś jest wigilia, święto które obchodziłem z rodziną, zanim wszystko się zawaliło. No cóż.. chyba wypada dać swojej połówce coś niezwykłego, tylko.. Co.
- Myśl Maxwell myśl..A... właśnie moja pierwsza wyprawa, kiedy przyniosłem ze sobą szczeniaka.
Szybko zacząłem przeszukiwać półki, aż wreszcie znalazłem to czego chciałem. Po delikatnej niepewności ruszyłem na piętro gdzie mieszkał Earl, Riri i dzieciak. Zapukałem, do drzwi, chcąc dostać się do środka. Jednak nikt mi nie odpowiedział. Uznałem, że wszyscy śpią więc wszedłem do środka, miałem racje. Riri i dzieciak spali, po cichu wszedłem po schodach na górę, zaglądając również do pokoju Earla. Spał jak suseł. No nic..położyłem prezent na jego stole, pisząc tym samym kartkę. Dołożyłem starań, aby wypisać życzenia oraz zachować czytelne pismo. Po spełnionym uczynku zszedłem na dół, już miałem wychodzić jednak powstrzymał mnie pies. Leżał sobie słodko na fotelu i chrapał. Nie wiele myśląc pogłaskałem go delikatnie po łbie. Zaraz również uniosłem go w góre, usiadłem na miejscu, aby chwile później usadowić do sobie na kolanach. Do tego wziąłem książkę, która była niedaleko. Gdyby nie cała sytuacja, powiedziałbym że serio czuje magię świąt.
- Aj.. Maxwell Maxwell.. Stary capie.
Westchnąłem cicho, zabierając się za czytanie. Nawet się nie zorientowałem, a moje powieki zaczęly powoli opadać.

< Earl?>

piątek, 15 grudnia 2017

Od Earla cd Maxwella ,,Nowy start"

Nie spodziewałem się, że mały wybiegnie akurat w miejscu, w którym trwają prace budowlane. Spodziewałem się raczej, że schował się gdzieś z psem i nie chce wyjść, bo jest czymś bardzo zajęty, dlatego kiedy dowiedziałem się o znalezieniu ich, oraz rannego Maksa, byłem w szoku. Clive'a zabrała Ririchiyo prawie od razu. W moim obowiązku było zobaczyć co u Maksa. Oczywiście, James przekazał mi już informacje na temat jego zdrowia, złamany nadgarstek, kilka ran powierzchownych, siniaki. Nic większego, dlatego aż tak się nie spieszyłem. Wszedłem do kliniki w ciuchach roboczych i ruszyłem do jego łóżka. Wciąż byłem nieźle zdenerwowany, moje dłonie się trzęsły. Usiadłem na krawędzi i wpatrywałem się w niego.
- Jak się czujesz? - zapytałem niby normalnym tonem ale sam czułem, że zaraz wybuchnę. Być może tylko ja się zorientowałem. Chłopak usiadł wygodniej.
- Nawet nawet.. wciąż jestem trochę zamroczony, ale tak to.. - i coś pyknęło. Uderzyłem go w policzek robiąc się cały czerwony na twarzy i zacisnąłem palce drugiej dłoni na kołdrze. Jak mógł tak spokojnie..- Za co..?
- Spędzasz tyle godzin w pracy a nie potrafisz zapewnić bezpieczeństwa własnym ludziom? - wysyczałem oceniająco, oraz z ogromnym żalem. Większość jego była jednak nagromadzona z powodu zamartwiania się o jego zdrowie.
- Potrafię, ale jeśli się nie mylę.. chłopiec którego uratowałem należy do ciebie, to twój syn, a ty jesteś jego ojcem. O ile mi wiadomo, to rodzice pilnują swoich dzieci, a nie inni ludzie.
- Jak możesz.. - urwałem, uciszając się. Patrzyłem na niego chwilę dłużej, by cicho dopowiedzieć. - To nie zmienia faktu, że jako przywódca jesteś zobowiązany do zabezpieczenia schronu.. to mógł być ktokolwiek.
- Każdy wie o tym żeby nie wchodzić tam bez uzgodnienia tego ze mną, ale jak widać dziecięca ciekawość ma w dupie zasady. Przynajmniej nikt nie ucierpiał.
- Chcesz powiedzieć, że to moja wina tak? - warknąłem. - Zwalasz winę.. pilnowałem go. To ty zawiniłeś.
- Sam to powiedziałeś - wzruszył ramionami. - Pragnę tylko powiedzieć, że później powiedziałeś mi na korytarzu o tym, że ci gdzieś przepadł, więc tak, po części to twoja wina, ale dobrze - zaczął odpinać wszystkie kabelki. - Uznaj, że całe zło świata to moja wina, uznaj że to, że się urodziłem to też moja wina - zaczął się podnosić.
Spojrzałem na niego i obserwowałem jak powoli odpinał się od aparatury, przy czym uważał na lewy nadgarstek który miał w gipsie razem z przedramieniem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Kiedy zbliżał się do wyjścia, złapałem go za ramię i zatrzymałem.
- To nie tak.. ja tak nie myślę.. proszę, połóż się.
- Położę się, ale dopiero u siebie. W swoim łóżku.
- Rozumiem.. - westchnąłem cicho i spuściłem głowę. Cholera, znowu to zrobiłem, raniłem go bez powodu. - Odpoczywaj..
- Będę - zaraz zniknął mi z oczu. Musiałem dać sobie chwilę, żeby uspokoić szybko bijące serce. On wszystko źle rozumiał.. wszystko źle mówiłem. Chciałem tylko żeby dotarło do niego, jak bardzo ryzykował, ale ja przecież jestem mu wdzięczny, to nie tak miało być.
- Cholera - przekląłem głośno i odchyliłem głowę, zamykając oczy, z dłońmi w kieszeniach fartucha. Do dupy. Zostałem w klinice jeszcze kilka godzin zanim poszedłem do pokoju by odpocząć i porozmawiać z Clive'm. Kucnąłem przy nim i złapałem go za ramiona, tłumacząc dosyć ostro, że przez niego ucierpiał ktoś inny i ma się trzymać wyznaczonych miejsc.. Ares patrzył na nas skulony w kącie.
- Nie chciałem.. - wymamrotał cicho chłopczyk i poszedł przytulić się do psa.
- Wiem kochanie - mimo, że byłem w strasznym humorze, udało mi się uśmiechnąć. Przebrałem się, zabrałem za wypełnianie papierów i w ciszy skupiłem. Jeszcze tego samego wieczoru przyszedł do nas przywódca, ale nie prowadziłem z nim żadnej rozmowy.
- Kiedyś, ktoś nie zdąży i stanie ci się krzywda - zwróciłem uwagę na te słowa i cicho, w duszy, poparłem te twierdzenie. Wyszedł.. i zostawił nas w dwójkę, samych. Na następny dzień, po pracy i przerwie obiadowej, zostałem zaczepiony przez Ashwortha. Nauczyłem się już ignorować jego zaczepki, ale dzisiaj byłem wyjątkowo zdołowany i potrzebowałem jakiejkolwiek rozmowy. Właśnie siedziałem przed kliniką, kiedy podszedł.
- Kociaku, za cichy dzisiaj jesteś - opadł na krzesełko obok i objął mnie ramieniem, a ja opadłem bokiem na jego kolana, przekręciłem się i teraz leżałem głową na nich, a dupą na drugim krześle.
- Nie ma rady, jestem zakochany - wyrecytowałem słowa z książki którą ostatnio wspólnie czytaliśmy i przeciągnąłem się, by zagapić na lampę na suficie. On zaś podrapał się po szyi.
- Chodzi o tą akcje z Clive'm, co? - pokiwałem. - Wiesz, nie możesz być na niego zły za błędy młodego. Sparda ma i tak wystarczająco dużo zajęć.
- Wiem James.. byłem po prostu zdenerwowany.. - wyburczałem.
- Zawsze taki jesteś gdy chodzi o pana dupka.
- Mojego Pana Dupka - fuknąłem. Zaśmiał się mocno, choć i tak oboje wiedzieliśmy, że był to śmiech udawany. Już miał coś mówić, kiedy, jak na zawołanie, podszedł do nas Maks. Podniosłem się do siadu.
- Earl, mogę cię prosić na chwilę? - zapytał dosyć formalnym tonem, na co wstałem i kiwnąłem, idąc za ukochanym. W drodze, pokazałem jeszcze fakena współpracownikowi, a ten odwdzięczył się tym samym. Odeszliśmy trochę i stanęliśmy, a on nabrał wdechu.
- Myślałem nad twoją pozycją.. - tutaj ściągnąłem do siebie brwi. - Po wczorajszym nie jestem już taki pewien, czy jesteś dobry na to stanowisko.
- Słucham? - zamrugałem. Kurwa. Znowu zabolało prosto w serce. Byłem gotów zacząć się żalić, ale szybko zrezygnowałem.
- Na razie cię zawieszę, dopóki tego nie przemyślę.
Odwróciłem wzrok. Na usta cisnęło mi się tak wiele słów, że to aż bolało, by ich nie wypowiedzieć. On jednak odszedł szybciej, niż ja zdążyłem je z siebie wyrzucić. Gdy tylko zniknął w windzie, wróciłem się do James'a i opadłem na krzesło, zakrywając twarz dłońmi.
- ..grubo.
- Zamknij się, Ashworth - powiedziałem tak cicho, że nie miało już w sobie nic z groźnego tonu.
- Po prostu ci współczuje, Hopper.
Maks nie żartował mówiąc, że mnie zawiesi. Już na następny dzień wszyscy wiedzieli, że nie mają się mnie słuchać, a niektórzy żartowali, że skończył się nasz miesiąc miodowy i mogę mi nagwizdać. Ignorowałem te zaczepki przez długi okres, ale w dzień Bożego Narodzenia nie potrafiłem. Wszystko za mocno na mnie działało. Zostałem więc z synem w pokoju i udekorowałem kartonową choinkę, którą zrobił z Ririchiyo. Przyniosłem nam również słodycze, elektryczny grzejnik i kilka świeczek, które zapaliliśmy na stole. Wspólnie zasiedliśmy do kolacji, która wyjątkowo zawierała w sobie ładnie ułożone na talerzu pierogi, oraz trochę barszczu. Oj długo musiałem prosić, by wybłagać o to kucharza. Zamiast opłatkiem, podzieliliśmy się żelkiem i wmuciliśmy danie, a potem nauczyłem go śpiewać kolędy, które rozbrzmiały w całym schronie. Było wyjątkowo, nawet jeśli byliśmy sami. Złożyliśmy sobie życzenia i wspólnie zaczęliśmy się bawić. Nie każdy zrozumie, ale dla mnie każdy przytulas z tym małym chłopcem był bardzo ważny. Chciałem, by dorastał w miłości i opiece, a gdy się uśmiechał wiedziałem, że robię coś dobrze. Wybiła godzina pierwsza, kiedy maluch usnął mi w ramionach w połowie kultowego filmu świątecznego sprzed kilkunastu lat. Nie wyłączyłem go, oglądałem do końca, a potem odsunąłem go od siebie i przykryłem mocno kołdrą, głaszcząc po włosach. Nie widziałem Maksa od trzech dni.. może i byłem na niego zły, może i byłem też zawiedziony, ale w końcu w wigilię wybacza się każdemu. Na moje miejsce wskoczył Ares, kiedy tylko ruszyłem do pokoju przywódcy. A tam, gdy otworzyłem drzwi.. zobaczyłem Maksa siedzącego przy biurku, oraz Hannę obok niego. Pochyleni byli nad papierami, pewnie zaproponowała mu pomoc, ale mój mózg od razu skupił uwagę na tym jednym szczególe, jakim był fakt, że piersi dziewczyny były ledwo zasłonięte przez skąpą koszulkę, a on był tak blisko niej..
- Oh, przepraszam, miałem zapukać.. - skłamałem, a oni oboje spojrzeli na mnie zdziwieni. Zrobiło mi się głupio. - Uh.. chciałem tylko życzyć wesołych świąt, zanim pójdę spać.. to.. wesołych świąt.
Wymamrotałem na wdechu i wyszedłem z pokoju, powoli zamykając drzwi. Odszedłem kilka kroków i przetarłem twarz, stając. Co ja sobie myślałem. Nie mam też prawa być zły.. nie tym razem. Nie przyszedłem do niego..
- Ani on do mnie - burknąłem do siebie. Bez czekania, wszedłem do windy i pojechałem na piętro swojego pokoju. Nie szedłem na górę do sypialni, zamiast tego usiadłem na schodkach i bawiłem się świeczką, którą zostawiłem zapaloną w salonie, a inaczej dwu łóżkowym pomieszczeniu, z którego wszyscy korzystaliśmy.

| bum |

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Z dnia na dzień było ze mną coraz lepiej, nie czułem się przemęczony, czy zestresowany. Tej nocy, kiedy Earl zajmował się mną tak delikatnie, nie mam prawa zapomnieć. Była cudowna, boska. Co jak co, nie mogłem zapomnieć o swoich obowiązkach. Mój chłopak pomagał mi w papierach, ale to nawet za dużo roboty. Jak na niego. Pozwoliłem mu tak ze mną popracować kilka dni, po których powiedziałem, że od danego momentu mogę sobie poradzić sam. Kiedy tylko wróciłem do pracy, pierwsze co to opierdoliłem Hanne, za to co zrobiła. Oraz dałem jej ostrzeżenie, że jeśli raz zrobi coś takiego, a zawieszę ją na określony czas. Nie pozwolę, by takie byle kobiety zniszczyły coś, co ledwo udało mi się uratować. Nie tym razem. Moje całe zaufanie do niej legło praktycznie w gruzach, razem ze spokojem i zdenerwowaniem. Miałem to gdzieś, teraz najważniejszy był dla mnie Earl, moje słoneczko. Niestety teraz musiałem go dzielić między dzieciaka i psa, który znalazł się w schronie dzięki mnie. No cóż..bycie królem na całej szachownicy było wkurwiające i praktycznie nie do zniesienia. Mieliśmy oddzielne pokoje, przez co mój chłopak praktycznie podróżował. Zaklinałem siebie w myślach, kiedy tylko wyobrażałem sobie tego bachora, śpiącego w jego ramionach praktycznie codziennie. Miałem cichą nadzieje, że się go kiedyś pozbędę. i Earl będzie tylko i wyłącznie mój.

* Dwa tygodnie później *

Odkąd wróciłem do pełni zdrowia zacząłem pracę nad pokojami, oraz niższymi piętrami. Potrzebowaliśmy więcej miejsca niż normalnie. O wszystko musiałem się zatroszczyć, nie było czasu na pomyłki. Przechadzałem się spokojnie korytarzem, kiedy to przypadkiem wpadłem na kogoś. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałem Earla. Dziwne, o tej porze powinien być w klinice..
- Um.. szukasz czegoś? stało się coś?- spytałem pospiesznie.
- Cliva nie ma praktycznie od godziny, szukam go i szukam.. - wziął głęboki oddech, zaraz spojrzał na mnie błagalnie.
- Poczekaj, uspokój się chłopie. Pomogę Ci go znaleźć. Na pewno nie przepadł i musi gdzieś być, może bawi się z tobą w chowanego.
- Max.. - mruknął poddenerwowany.
- No już dobrze, dobrze, nie bój żaby. Znajdziemy go, weź Riri i zacznijcie od samej góry, ja zacznę od niższych pięter, spotkamy się w środku.
Niezwłocznie ruszyłem w stronę windy, nie czekając na żadne słowa. Trzeba było tego dzieciaka znaleźć, sam mógł sobie coś zrobić, albo co gorsza, zepsuć ważny sprzęt. Kiedy tylko zjechałem na sam dół zacząłem go nawoływać, szukać. Nie mógł wyjść ze schronu, za dużo strażników pilnuje wejścia. Trochę musiałem zwolnić tempo pracy, bo nasze piętra były jeszcze w remoncie. Wszystko było dosyć niebezpieczne, jeśli nie wiedziało się jak chodzić i gdzie chodzić. Przeszukawszy cały sektor, chciałem się już wrócić. Jednak.. znajoma sylwetka, pasująca do opisu zatrzymała mnie. To był dzieciak, na pewno on.. Siedział razem ze szczeniakiem, pod ścianą która ledwo się trzymała. Jutro miała zostać zburzona go końca, a on właśnie dzisiaj musiał na nią trafić. No Cholera!. Już chciałem wołać ich obu, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu w tym samym czasie kiedy, to oboje zaczęli się bawić w berka. Niby wyglądało to niewinne, ale niebezpieczeństwo dalej istniało. Podszedłem wystarczająco blisko, jednak moje serce praktycznie stanęło, kiedy to Clive wleciał na ruchliwą ścianę. Padł tyłkiem na ziemie, a z góry zaczął się sypać tynk. Moja reakcja była natychmiastowa. Skoczyłem w ich kierunku, by jak najszybciej wypchnąć ich w miarę bezpieczne miejsce. Sam zaś nie zdążyłem się wydostać. Poczułem jak kamienie przygniatają moje ciało, odbierając mi dech w piersi. Nie miałem siły się podnieść, czy krzyczeć o pomoc. Dzieciak nie dałby rady tego samego unieść. Ugh.. słabo mi.. moja głowa.

< Earl>

czwartek, 14 grudnia 2017

Od Earla cd Maxwella ,,Nowy start"

Westchnąłem cicho i przymknąłem na chwilę oczy, skupiając się na ciszy i jego uścisku, oraz dłoni, które spletliśmy. Martwiłem się, że to co zrobiłem z zazdrości będzie go stresować i sprawiać, że oddali się ode mnie na dobre, ale jak widać, za bardzo się kochaliśmy, by rozdzieliła nas taka ,,błahostka". Wreszcie zamruczałem lekko i przeciągnąłem się, niby to przypadkiem, przekręcając się i wchodząc na niego, by zawisnąć tuż nad twarzą ukochanego. Uśmiechnąłem się słodko, dając mu krótkiego całusa.
- Nie wiem po co pytasz, oczywiście.. - tu na chwilę przedłużyłem, patrząc na jego twarz, która się rozjaśniła. - ..że zrobie to za ciebie, a ty grzecznie pójdziesz po herbatę i posiedzisz mi na kolanach.
- Będzie ci niewygodnie, z resztą, to moja praca - powiedział, ale mnie bardziej uradował fakt, że kąciki jego ust poszybowały w górę. Wywróciłem oczami i cmoknąłem jeszcze jego szyję, schodząc na ziemię.
- Więc usiądziesz na fotelu i obejrzysz film - rzuciłem, spoglądając na stertę papierów i ledwo powstrzymałem jęk, gdybym pokazał, jak bardzo mi się nie chce, na pewno sam by się za to zabrał.
- Jesteś kochany - szepnął. Nie było to w jego stylu, by się tak szybko poddawać, zawsze kwestionował moje pomysły i decyzje, więc zdziwiony uniosłem brwi. - Ale potem oboje odpoczywamy. Ty też nie wyglądasz za dobrze. Boje się, że znowu..
- Przystojniaku - przerwałem mu, zdejmując koszulkę i złapałem za czystą, która leżała ładnie złożona na jednej z jego szafek. Zostawiłem ją jakiś czas temu, na wszelki wypadek. - Daje radę.
- Mam nadzieje..
Schował się jeszcze na chwilę pod kołdre, patrząc na mnie kiedy ogarniałem mały syf w jego pokoju, a potem faktycznie wstał i wyszedł, idąc do kuchni po dzban z herbatą. Byłem mu wdzięczny, co jak co, szykowało się cholernie długie siedzenie nad czymś, co nie miało w sobie nic ciekawego, a wręcz przeciwnie. Ale.. jest jak jest. Kiedy wrócił, siedziałem już nad częścią roboty i próbowałem nie ziewać za każdym razem, gdy przypominałem sobie, że to dopiero któraś z rzędu kartka, na dwa stosy. Położył dzbanek i szklanki na biurku gdzie było miejsce, a potem przysunął sobie fotel i usiadł na nim, łapiąc za laptopa. Widząc, że nie jest jakoś ciepło ubrany, wstałem i zakryłem go kocem, z zadowoleniem przyjmując kolejny uśmiech posłany w moją stronę. Minęło może piętnaście minut, od kiedy w ciszy zajęliśmy się sobą. To jest, dopóki w pokoju nie zabrzmiały dźwięki jakiegoś filmu, którego nigdy nie widziałem. Skupiony.. słysząc pewną konwersacje postaci, zamyśliłem się na całkiem inny temat. Nie ruszałem długopisem już którąś minutę, kiedy chłopak zauważył, że się zaciąłem i zawołał moje imię.
- Oh, wybacz - przetarłem twarz i dopisałem coś, a potem znowu kilkadziesiąt sekund pozostałem bez ruchu. Chciałem.. wiedzieć kilka rzeczy. - Maks..
- Tak? - wymamrotał, gapiąc się na ekran swojego sprzętu. Ja również mówiąc, pisałem dalej w raportach i podpisywałem się.
- Kiedy.. eh - wziąłem wdech. - Myślisz czasami o tym chłopaku, o którym opowiadałeś mi na początku naszego związku..?
- Chodzi Ci o Ethana? - zrobiłem rachunek pamięci i pokiwałem. -  Czasami myśle jakie robiliśmy akcje, jeszcze jako przyjaciele. Nasz związek nie trwał długo. Więc nie martw się, nie myśle o nikim innym.
- Nie martwię się.. - odparłem na jego stwierdzenie i zerknąłem w jego stronę, a potem znowu skupiłem wzrok na literkach. Nie na długo. Minutę później odezwałem się ponownie. - Jaki on był?
- Miał kasztanowe włosy, ciemną karnację, delikatny charakter.. był miły i uczynny, praktycznie ani razu się na nim nie zawiodłem.
Delikatny charakter.. nie zawiodłem.. poczułem coś dziwnego, nie była to zazdrość, złość, czy smutek. Po prostu coś mnie zabolało, tuż przy piersi, ale zignorowałem to, tak samo jak i nagłe poczucie zimna.
- Wydaje się dobrym człowiekiem.
- Był dobry - po tych słowach, nie pytałem już o nic więcej. Przymknąłem się i próbowałem wykonać pracę bez zbędnego zawieszania się, ale mimo to i tak co jakiś czas musiałem brać chwilę przerwy, albo łykać herbaty, żeby dosyć nieprzyjemne myśli nie zaprzątały mi głowy. Chłopak skończył oglądać pierwszy, toteż ostatnie pół stosu zrobiliśmy wspólnie i streściłem mu też, o czym była cała reszta. Odłożyliśmy wszystko na półkę, a potem oparliśmy się o biurko tyłem, patrząc przed siebie. Ja odchyliłem nieco głowę, zmieniając obiekt zainteresowania na sufit.
- Czasami myślę, ile to ja razy zrobiłem coś, co cie zraniło.. i dlaczego wciąż mi wybaczasz.
- Bo cię kocham - zaśmiałem się delikatnie. - No co?
- Po prostu.. to tak nie działa - chłopak odwrócił głowę w moją stronę, a ja zaś wzrok z sufitu przeniosłem na podłogę. - Odkąd tu jestem, ciągle coś robie nie tak. Ciągle przeze mnie dzieje się coś złego. Cholera, nie ma chwili, żebym cie nie zranił Maks. Jedyne w czym jestem dobry, to pomaganie ludziom.. ale przecież, Ethan na pewno robił to lepiej.
Odepchnął się od biurka i stanął przede mną, a ja uniosłem twarz, gapiąc się wprost w jego oczy.
- Pieprzysz głupoty kocie, przestań się tak dołować i zaniżać swoją wartość - szkoda, że te słowa od razu nie wbiły mi się do głowy.
- Wiesz.. może jednak Hanna byłaby lepszą partią dla ciebie - jak tylko to powiedziałem, poczułem na policzku siarczyste uderzenie, jednak nie na tyle mocne, bym odwrócił głowę. Po części się go spodziewałem, więc przymknąłem tylko oczy. Maks syknął coś do siebie i niespodziewanie, zaczął wymieniać rzeczy, które uważał za dobre. Wymienił też opiekę nad Clive'm.. złapał mnie za ręce i przewiesił sobie przez szyję, przybliżając się i sam objął mnie w pasie, kładąc czoło na moim.
- Earl, gdybyś nie zasługiwał, nie byłbyś tu teraz.. znasz mnie. A gdyby Hanna była odpowiednia na twoje stanowisko.. i odpowiednia dla mnie, to ona leżałaby w moim łóżku, ją obejmowałbym i to ona byłaby zastępcą. Ale widzisz, kto inny zajmuje te pozycje.
Rozczuliłem się. Chciałem to wszystko usłyszeć i dostałem to jak na zawołanie. Wtuliłem się w niego i chętnie odpowiedziałem na pocałunek, którym mnie uraczył. Był lekki, dlatego z lepszym humorem, gdy tylko go przerwał, uśmiechnąłem się i zażartowałem.
- W łóżku też jestem lepszy od Ethan'a? - powiedziałem to żartobliwym tonem, ale mój partner kompletnie obrócił sprawę. Pochylił się przytulając ponownie i szepnął prawie, że do mojego ucha.
- Może pokażesz mi, jak dobry potrafisz być? - przez całe plecy przeszedł mi dreszcz. Zagryzłem wargę i zrobiłem się nieco czerwony, ale pamiętając sytuacje ze stalową zabawką, nieco ostudziłem swój zapał.
- Musi cie to jeszcze boleć.. - podsunąłem i delikatnie palcami przejechałem po jego boku, lekko wjeżdżając pod koszulkę. Jego skóra była gorąca, koniuszki moich palców zaś - lodowate, dlatego od razu widać było jak włosy stają mu dęba.
- Może trochę.. - on również, bardzo delikatnie, pogładził mój policzek i uśmiechnął się, kiedy zamruczałem. Może.. gdybym tak..
- Chcesz się kochać? - zapytałem szeptem, nie chcąc znowu wypaść na tego, który robi coś na siłę. Zagapiłem się w jego oczy, ale wciąż subtelnie gładziłem jego skórę, zataczając na niej okręgi. Ugryzł się w wargę.. i pokiwał. Było inaczej niż do tej pory. Wszystko odbywało się powoli, zdjęliśmy z siebie koszuli i okręciliśmy. Usiadł na biurku i pozwolił mi badać swoją klatkę piersiową mokrymi pocałunkami, które kończyły się na jego słodkich wargach. Nie śpieszyłem się. Chciałem go, ale chciałem również by zobaczył, że mi zależy. Zsunąłem z nas spodnie i chwilę później objąłem oba nasze przyrodzenia jedną dłonią, poruszając nią w górę i w dół zmysłowo. Cały czas zerkałem na twarz kochanka i upewniałem się, że mu się podoba. Chciałem tej jebanej akceptacji. Po jakimś czasie skończyliśmy w łóżku, ale i tam hamowałem się jak mogłem. Rozciągałem go palcami, potem lizałem jego długość i zassysałem się na główce, aż wreszcie powoli zacząłem w niego wchodzić.
- Mogę..? - zapytałem, niezbyt pewien, czy mogę popchać dalej, ale kochanek sam ponaglił mnie, abym już w niego wszedł do końca. Kochałem się z nim z początku bardzo płynnie, subtelnie, delikatnie. Odczuwałem z tego cholerną przyjemność. Dopiero kiedy byliśmy bardzo blisko końca, przyśpieszyłem ruchy i złapałem jego prącie, pomagając mu dojść. Zrobiłem to już na jego brzuch, który potem wytarłem, bo nie chciałem by znowu musiał je z siebie zmywać. Było jeszcze wcześnie, ale my i tak pozwoliliśmy sobie poleżeć, wtuleni w siebie. Głaskałem jego ramię i odpoczywałem. Wieczorem jednak, niestety, musiałem się zebrać i pójść do siebie. Clive i szczeniak to był obowiązek, nie mogłem ciągle zrzucać wszystkiego na Ririchiyo. Na noc zostałem już z synem.

| presz, możesz teraz pisać o dzieciaku |

środa, 13 grudnia 2017

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Obudziłem się chyba dopiero następnego dnia, czułem się dosyć nieswojo, kiedy Earl zaprowadził mnie do kliniki, później to usłyszałem diagnozę od doktora. Zakaz stresu, przepracowywania się, przez ten cały stres. Moje zdrowie się pogorszyło, chyba najgorsze co mogło mi się teraz przydarzyć. Osoby czyhające na moje życie mogą w sumie teraz uderzyć. Nie. nie. Pokręciłem głową, wstając z łóżka szpitalnego. Miałem wolne popołudnie, więc postanowiłem się trochę pochodzić po moim pokoju. Usiadłem przy biurku chcąc przejrzeć kilka dokumentów. Trochę później do środka wszedł Earl, padł na kolana obok krzesła.
- Wierzę ci - powiedział. - I chcę cię przeprosić.. za to co zrobiłem i za stresowanie cię. Po prostu.. przez głupią chwilę pomyślałem, że będziemy parą idealną i.. a potem Hanna.. przepraszam. Jeśli nie chcesz mnie widzieć, powiedz. Nie będę się narzucał. Wiedz tylko, że kocham cię najbardziej na świecie i nic tego nie zmieni.
- Ta.. Hanna..Z którą nic mnie nie łączy..
- Teraz już wiem.. - odparł i położył dłoń na moim udzie, gapiąc się na mnie tym swoim szczenięcym spojrzeniem. - Byłem cholernie zazdrosny.
- Teraz już wiem.. - odparł i położył dłoń na moim kolanie, gapiąc się na mnie tym swoim szczenięcym spojrzeniem. - Byłem cholernie zazdrosny.
- Uwierz, dałeś mi tego doświadczyć.. - Wstałem z krzesła
On również wstał, kiedy ja zmierzałem w stronę łóżka. Położyłem się, bo tak jak zalecił mi Ashworth, miałem odpoczywać i unikać stresu. Przy Earlu wydawało się to niemożliwe. Kiedy położyłem się na plecach, układając głowę na poduszkach, chłopak wdrapał się na pościel i bezceremonialnie wpakował mi na biodra, siadając najpierw prosto, a potem wtulił się całym ciałem.
- Kochanie..?- objąłem go delikatnie, biorąc głębszy wdech.
Tak oto nastała cisza, podczas której zacząłem się robić senny. Nie wiem kiedy, ale odleciałem do krainy snów. Obudziłem się dopiero następnego dnia, u boku swojego kochanego chłopaka. Nie spał już.
- Dzień Dobry..- szepnął, spoglądając na mnie.
- Dzień dobry serce moje- wtuliłem się w jego bok, zabezpieczając się przy tym przed jego ewentualnym odejściem.
- Długo spałeś, niedługo będzie trzeba się podnieść do pracy. - poklepał mnie.
- Ah.. Właśnie- zacząłem, jeżdżąc palcem po jego torsie- Mógłbyś mi dzisiaj pomóc z raportami? Dałbym Ci dzień wolnego w robocie, jeśli nie masz czasu to zrozumiem, to przełożymy to na kiedy indziej i to ja wtedy się zwolnię na chwile z obowiązków. Chciałbym trochę odpocząć. Chociaż trochę- szepnąłem.
Czekając w ciszy na reakcje, odnalazłem jego dłoń którą splotłem ze swoją. Było mi jakoś tak raźniej, mimo iż akcje z poprzedniego wieczoru dalej dźwięczały mi w głowie.


<Earl>

wtorek, 12 grudnia 2017

Od Earla cd Maxwella ,,Nowy start"

- Widzę, że cie boli, przestań pieprzyć  - wciąż byłem strasznie zdenerwowany, dlatego nie bawiłem się w grzeczności. Może nawet za bardzo zdenerwowany. Usłyszałem jak James wstaje z krzesła, szurając nim w pokoju gdzie składujemy leki i papiery. Wyszedł i podszedł do nas, pytając mnie, co się dzieje. Na szczęście nie skomentował bogatej w malinki i ugryzienia skóry mojego partnera, choć skrzywił się nieco. Czułem się z tym źle. - Nie wiem, kurwa nagle kucnął, a potem ciągle łapał się za klatkę..
- Ko-- Earl, proszę, wyjdź na korytarz, zbadam go, ty tylko będziesz przeszkadzał - złapał mnie za ramiona i popchnął w kierunku wyjścia. Tak bardzo nie chciałem go zostawiać, bo mimo wszystko, cholernie się martwiłem, ale w tym wypadku Ashworth miał racje. Opuściłem klinikę i opadłem na krzesełko, zakrywając twarz. Wszystko znowu się sypie.. znowu. Jakbyśmy nie mogli być razem bez żadnych przeszkód, jakbyśmy nie mogli być zdrowi, kochać się i.. ah, o czym ja mówię. Jestem takim jebanym pechowcem, że wszystko może mi się posypać. Minęło pół godziny, zanim z powrotem wpuszczono mnie do środka. Maks zasnął, a może po prostu został uspany, więc jedyna konwersacja jaką poprowadziłem, to ta z Jamesem na temat zdrowia kochanka.
- Był blisko zawału - te słowa siedziały mi w głowie przez kolejne godziny. Nie mogłem zasnąć, nie potrafiłem, za dużo rzeczy na raz, za dużo stresu. Leżałem więc w łóżku, głaszcząc włosy śpiącego Clive'a i oczekiwałem momentu, w którym James przybiegnie mówiąc ,,wyszedł do siebie", a ja będę mógł pójść do niego i to wszystko wyjaśnić. Taki moment nie nadszedł, niestety, sam musiałem pofatygować się na dół następnego dnia, by zobaczyć, że już go nie ma. Był w pokoju, a więc tam się udałem. Wchodząc powtarzałem sobie w głowie jak mantrę ,,zachowaj spokój". Siedział przy biurku i uniósł na mnie wzrok, gdy wszedłem. Cholera.. podszedłem z westchnięciem i upadłem na kolana przy jego fotelu, patrząc mu na twarz.
- Wierzę ci - powiedziałem. - I chcę cię przeprosić.. za to co zrobiłem i za stresowanie cię. Po prostu.. przez głupią chwilę pomyślałem, że będziemy parą idealną i.. a potem Hanna.. przepraszam. Jeśli nie chcesz mnie widzieć, powiedz. Nie będę się narzucał. Wiedz tylko, że kocham cię najbardziej na świecie i nic tego nie zmieni.

| fru fru mam nauke a pisze odpisy fru krótkie fru |

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Bolało, tak bardzo mnie bolało.. Nie mogłem tego wszystkiego znieść, to było nawet za dużo jak na mnie. Nigdy też nie przypuszczałbym, że mój chłopak może posunąć się do czegoś takiego. Starałem się powstrzymywać łzy, które teraz leciały bez opamiętania po mojej twarzy. Serce też dowaliło swoje kilka groszy, nawalało niemiłosiernie. Podniosłem się z ziemi, by szybkim krokiem ruszyć do łazienek. Wszedłem do jednej z kabin, zamykając za sobą drzwi. Pozwoliłem by ciepła woda spływała po moich ramionach. Cholera.. Spojrzałem na swój interes, który teraz praktycznie nie dawał znaków życia. Czyżbym się załatwił na dobre.. Skuliłem się pod ścianą. Usłyszałem powoli otwierające się drzwi, kroki, a po krótkiej chwili ktoś zapukał do kabiny, w której się znajdowałem.
- ..Maks? - poznałem głos Earla, który był wyjątkowo cichy. - Wszystko w porządku?
-T-Tak..- odpowiedziałem, starając się zajmować spokój.
- Wyjdziesz..? - odczekał chwile zanim zadał kolejne pytanie.
- Dopiero, co wszedłem.
- Maks, proszę.
-Co soe dzieje..- ledwo uniosłem się do pionu, aby podejść do drzwi, które uchyliłem na szparkę.
Earl położył na nich dłoń i otworzył mocniej, oparł się na wejściu i założył ręce na piersi.
-Wiesz dlaczego to zrobiłem, tak?
- Nie wracajmy już do tego tematu...
- Nie, ja chcę o tym porozmawiać..
- No dobrze... więc..?
- Powiedz mi szczerze, co cie łączy z Hanną i dlaczego cie pocałowała - zmarszczył brwi i na chwilę odwrócił wzrok na ścianę kabiny, próbując pohamować emocje, które wręcz chciały się z niego wylać.
- Nic mnie z nią do cholery nie łączy.. Nie pocałowała mnie, to tylko tak wyglądało. Odepchnąłem ja.,
- Maks nie kłam, widziałem was - teraz spojrzał prosto na mnie, ze zdenerwowaną miną
-Nie kładmie do cholery jasnej..
- Gdyby tak było, nie całowałaby cie na środku korytarza - uparcie naciskał. Jego ręce opadły luźno wzdłuż ciała, ale pięści były zaciśnięte.
- Widzisz to co chcesz widzieć..- szepnąłem, ukrywając twarz w dłoniach, zacząłem się stresować, przez co serce zaczęło mi wręcz kołotać w piersi. A...Ał..
- To co chce widzieć..? - nie widziałem jaką miał minę, ale w jego głosie dało się wyczuć jeszcze większe zdenerwowanie.. - Faktycznie, bo pierwsza rzecz którą chcę widzieć po powrocie to mój facet liżący się ze współpracownicą!
- Gdybym Cię zdradził..- tu osunąłem się delikatnie na ziemie, starając sie zlapać głębszy wdech- T-To bym nie próbował się tłumaczyć..
- ..albo zwyczajnie ci głupio.. - odparł, ale widząc, że coś jest nie tak, kucnął obok mnie. - Co jest?
- Nic.. Wszystko dobrze.. Po prostu trochę za duszno się zrobiło od tej gorącej wody..
Chłopak westchnął głośno i wstał, łapiąc za ręcznik. Rzucił mi go na głowę i wyszedł z kabiny, a potem oparł się o jej drzwi po drugiej stronie.Trochę to zajęło, ale podniosłem się, opierając dłoń na kującym miejscu. Szybko owinąłem materiał wokół bioder, a potem ruszyłem w stronę wyjścia podpierając się kilu mebli. Kucnąłem w pewnej chwili by zebrać swoje ciuchy, jednak skończyło się to kolejnym ukłuciem. Drgnąłem lekko, kuląc si bardziej. Sekundy później poczułem chłodne dłonie podciągające mnie do góry, a następnie ramiona, które uniosły mnie w górę. Nie wiem jakim cudem utrzymałem na sobie ręcznik, ale nie specjalnie wtedy o tym myślałem.
- Widzę, że coś jest nie tak - warknął do siebie i wyszedł ze mną z łazienki, bezzwłocznie ruszając do kliniki. Opierałem się, mówiąc, że to nic, ale miał to głęboko gdzieś. Wniósł mnie na salę i położył na łóżku.
- E-Earl.. mruknąłem cicho.
- Co cię boli? Klatka? - zapytał formalnym tonem, łapiąc jakieś ustrojstwo, którym zaczął się przysłuchiwać biciu mojego serca.
- Wszystkop gra..

<Słonko?>

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Spędziłem poza schronem cały tydzień, a może nieco dłużej. Grupa rozbiła mały obóz w jednym z opuszczonych budynków, do którego wracaliśmy po przejściu dłuższych odległości. Podzieliliśmy się na trzy pod-oddziały, w tym mnie nie przytrafił się nikt do towarzystwa, ale to głównie z mojego wyboru i decyzji. Kiedy oni przeczesywali teren na zachód i północ, ja wybrałem wschód. Były to głównie tereny miejskie, uliczki, aleje. Latarka pokazywała mi drogę, śnieg nieprzyjemnie chrupał, wytwarzając echo. Spodziewałem się znalezienia sklepów z odzieżą, spożywczych i takich tam, ale kiedy ujrzałem ten jeden specyficzny sklep.. nie hamowałem wrednego uśmieszku. Sam powrót był dosyć męczący, ale odkąd wziąłem się za trening i pakowanie, mniej się męczyłem. Wpuszczono nas, przywitano, a potem każdy rozszedł się w swoją stronę pisać raport. Tylko nie ja. Udałem się niezwłocznie w kierunky pokoju swojego ukochanego, ale gdy tam go nie znalazłem, wjechałem wyżej.. wyszedłem z windy. Moim oczom ukazała się dwuznaczna sytuacja. Maks trzymał Hannę za ramiona, a ona widocznie speszona powiedziała coś, nagle zbliżając twarz do jego. Był tyłem do mnie, ale to było jak na dłoni podane, że się pocałowali.. jak mi się zdawało. Chrząknąłem i dwójka odsunęła się od siebie. Podszedłem do nich i posłałem Hannie lekki uśmiech, który zaniknął, gdy popatrzyłem na swojego chłopaka.
- Raport zostawię ci na biurku wieczorem.. jesteśmy na dobrej drodze, dlatego postanowiłem zapisać ten sam skład na wyprawę za tydzień - powiedziałem formalnym tonem i skinąłem, odchodząc. Nie przywitałem go pocałunkiem, ani objęciem, co robiłem zazwyczaj. Jego też to zdziwiło. Jak powiedziałem, tak wróciłem do swojego pokoju który wkrótce miałem zmienić i zostałem zaatakowany całusami i przytulasami od synka, który nie mógł nacieszyć się moim widokiem. Uradowało mnie to, ale w głowie wciąż siedziała mi scena z wcześniej.. kiedy jego emocje nieco opadły, usiadł razem ze mną do biurka i wpatrywał się w ruchy mojej dłoni, gdy pisałem raport.
- Tato.. musicie tak za każdym razem? - zmarszczył brwi i nadymał usta. Zerknąłem na niego i uśmiechnąłem lekko, kiwając. - Nudne..
- Ale bardzo ważne, Clive - poczochrałem jego włosy. Musiałem napisać każdą jedną najmniejszą rzecz, oraz opisać zachowanie towarzyszy. Owszem, spisali się na szóstkę, ale musieliśmy popracować nad komunikacją, oraz kondycją niektórych osób. Kiedy skończyłem, niechętnie skorzystałem z prysznica, ubierając się w wygodniejsze ciuchy i już z raportami w dłoni skończyłem pod drzwiami pokoju Maksa. Czy byłem zły? Sam nie wiem. W tamtej chwili czułem zwyczajnie pustkę. Otworzyłem drzwi i zamknąłem za sobą, podchodząc do biurka, gdzie położyłem papiery na boku.
- Już skończyłeś? - zapytał nie oczekując oczywistej odpowiedzi i spojrzał na pierwszą stronę, kiwając. Odłożył na stertę reszty raportów i uniósł na mnie wzrok. - Jesteś zmęczony?
- Zdajesz sobie sprawę, do kogo należysz prawda? - przerwałem tą milutką falę słodkich pytań z jego strony i powoli oparłem dłonie na materiale mahoniowego drewna. Pochyliłem się i zmrużyłem oczy.
- Co ty tak nagle - westchnął wstając. Obszedł biurko i odłożył inne papiery na półkę, z której później zabierał je do laboratorium. Gdy się odwrócił, popchnąłem go na ścianę i przyszpiliłem agresywnie, uderzając dłonią obok jego głowy.
- Nie ma mnie tydzień.. a ty już znajdujesz sobie inną dupę? - syknąłem prosto w jego twarz. - Ty pieprzony lowelasie, a może już ją zaliczyłeś?
- O czym ty mówisz - patrzył na mnie z uniesioną brwią. Zacisnąłem szczękę i wpatrywałem się w tą pewną siebie minę jeszcze chwilę. Wtem, pociągnąłem go na łóżko, popychając by upadł i zbliżyłem się do drzwi, odpinając powoli guziki swojej koszuli. Bez pośpiechu zamknąłem je na klucz i odwróciłem do niego, zsuwając materiał ze swoich ramion, ukazując ładnie zbudowaną klatkę. Patrzył na mnie, wpół leżąc, podpierając się na łokciach. Patrz, patrz. Oglądaj to, co chcesz chuju stracić. Rozpiąłem z wolna zamek od spodni, ale nie zdjąłem ich. Zamiast tego, wszedłem na łóżko i pociągnąłem go do przodu, by usiadł i odchyliłem jego głowę ciągnąc za włosy.
- Przepraszasz? - zapytałem szeptem i przyjrzałem się jego ustom. A on znowu uniósł brwi.
- Earl, Hanna..
- NIE MÓW TERAZ O NIEJ - uniosłem ton i puściłem włosy, łapiąc go za koszulkę i zdjąłem z niego, przyciskając całe ciało do łóżka. Pochyliłem się i ugryzłem go tak mocno w ramię, że prawie pisnął z bólu, próbując mnie odepchać. Ja za to zassałem się na kolejnym punkcie tak mocno, że nie było mowy, by malinka szybko zniknęła z jego szyi. Hah.. to był tylko początek. Złapałem jego ręce i popchałem do góry, przysuwając do pryczy i przytrzymałem jedną dłonią, drugą wyjmując kajdanki.
- Skąd ty--
- Zamknij się - przypiąłem go do pryczy i złapałem za szyję, ściskając. Mógł oddychać, ale było to dosyć trudne. - No co, już ci się nie podoba? Nawet to?
Specjalnie zacząłem ostro ocierać się o niego i poruszać ciałem tak, by wyglądało to jak najseksowniej. Szybko jednak przestałem i oderwałem się od niego, schodząc niżej. Pociągnąłem reszte jego ubioru, zostawiając go całkiem nagiego i przejechałem dłonią po całej długości jego klatki w górę, a potem w dół, obejmując jego *małego* przyjaciela. Ścisnąłem i jego, poruszając dłonią wolno ale tak, by czuł to jak najmocniej.
- Earl.. - sapnął i poruszył się, chcąc przesunąć ręce, ale na nic mu się to zdało. Prychnąłem i pochyliłem się, całując samiutki trzon, a następnie jądra, zagryzając delikatnie i ciągnąc ustami. Niech pozna łaskę pana. Zebrałem nieco śliny w ustach i przejechałem mokrym językiem po całej długości jego przyrodzenia, a potem zassałem się na różowej główce, pomrukując i dawając mu spojrzenia pełne pożądania. Długo się z nim bawić nie musiałem, zanim maluszek zasalutował, stając na baczność. Zadowolony parsknąłem i oblizałem usta, sięgając do drugiej kieszeni i wyjąłem chudą, lecz długą laseczkę ze stali chirurgicznej. Na jej końcu było kółeczko, które miało też małą kuleczkę, z której ciągnął się łańcuszek na kilka centymetrów. Widząc to, widocznie się spiął i zmarszczył brwi, unosząc.
- Nie zamierzasz.. - usiadłem na jego nogach i z prawie sadystycznym uśmiechem złapałem go, przysuwając zabawkę do samej główki. Był mocno naśliniony.. więc szło lepiej, niż się spodziewałem. Maks skrzywił się i wydał z siebie nieokreślony dźwięk, próbując odsunąć biodra, ale ja zwyczajnie dopchałem maleństwo dalej, aby kułeczko było tuż przy główce. Zrobił się cały czerwony i w oczach zebrały mu się łzy.
- Wyjmij to.. - powiedział słabo i zadrżał. Posłałem mu kolejny uśmiech, tym razem słodki i puściłem jego nogi, wracając w górę. Zacząłem całować go po szyi, klatce.. zassałem się na sutkach i przegryzłem je, napawając się jego reakcjami. Wreszcie, zacząłem naznaczać go większą ilością malinek, od szyi po brzuch, a także przyrodzenie, co widocznie go zabolało. Sam sobie na to zasłużył. W jednym momencie popchnąłem jego nogi do góry, by trzymał je tuż przy klatce i przegryzłem wargę na widok tak wypiętego kochanka. Bez zbędnego oczekiwania użyłem języka, do pieszczenia jego ciasnej dziurki. Jego twarz była coraz gorętsza. Wsunąłem język do środka i kilka razy ponawiałem ruch, pomrukując. On również sapał i pojękiwał.
- E-Eeaarl.. - wyrzucił, odchylając głowę. Oh, jak bardzo podobało mi się to, jak mogłem go ukarać. Puściłem go i zszedłem z łóżka, by zdjąć reszte ciuchów, a następnie wróciłem na miejsce.
- Jesteś moją suką, nie zapominaj o tym - powiedziałem głębokim głosem i wszedłem w niego ostro, sam wydając jęk na nagły ucisk na swoim penisie. Był taki gorący i ciasny.. nie bacząc na jego ciche krzyki, jęki i słowa pieprzyłem go jak tylko chciałem, nie zatrzymując się ani na chwilę. Raz na kilka minut podduszałem go, wchodząc jeszcze głębiej i jeszcze mocniej, obijając się jądrami o jego pośladki. Kiedy byłem blisko, specjalnie wsunąłem się do samego końca, dochodząc głęboko w nim. Maks nie był wstanie dojść. Jego całe ciało drżało, kilka łez spłynęło po jego policzkach. Zacisnął dłonie w pięści, spoglądając na mnie błagalnie. Kątem oka zauważyłem, że kajdanki nieźle poraniły jego nadgarstki, najpewniej dlatego, że ciągle próbował się wyrwać. Westchnąłem wciąż zamroczony orgazmem, nie wysuwając się z jego wnętrza.
- Nie myśl sobie, że to mi wystarczyło - zaczesałem włosy do tyłu i odchyliłem się tak, że teraz powoli i spokojnie wchodziłem w niego i wychodziłem. - Cholera.. Maks..
Nie wiem jak długo pieprzyłem go po raz drugi, ale mój partner był już na skraju wyczerpania. Byłem tak blisko.. po raz kolejny skończyłem głęboko w nim i jęknąłem. Chwilę zajęło mi opanowanie drżenia ciała i oddechu.
Maxwell starał się ukryć swoją twarz w ramieniu, już dawno się poddał, nie próbował nawet się wydostać czy wyszarpać. Nie teraz. Wyszedłem z niego i podsunąłem się do góry, łapiąc za kułeczko, po czym pociągnąłem bardzo wolno w górę. Gdy wyszło w całości, część nagromadzonego nasienia pociekła w dół, jednak nie dało mu to ani trochę przyjemności. I tak miało być, rzuciłem ustrojstwo na swoje ciuchy na podłodze i odkułem go, wstając z łóżka. Bez słowa nasunąłem sobie gacie na tyłek razem z koszulą, siadając przy jego biurku i sięgnąłem do kubka z niedokończoną herbatą. Wziąłem łyk i wróciłem do łóżka, wchodząc pod kołdrę, tyłem do niego.
| bumbum |

Nowości

1. Awans- Earl Hopper awansował na stanowisko zastępcy przywódcy, serdeczne gratulacje :)

2. Odchodzi - Niestety, Joachim Ciesielski opuszcza nass schron. Mam nadzieje, że kiedyś do niego wróci.

-Adminka bloga

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

O-O kurwa.. jak dobrze.. Co jak co, ale Earl łaski stawiać umiał. Westchnąłem, spoglądając na swojego partnera z wyrzutem. On znalazł sobie moment, nie ma co.
-Mnie się nie ignoruje..- wytknął mi język.
-Ah tak..? - złapałem go momentalnie za biodra
Jakie zdziwienie zastałem na jego twarzy, kiedy to został popchnięty w kierunku biurka, ma którym leżała sterta raportów. Nie wiele myśląc, dosłownie zerwałem z niego spodnie razem z bielizną. Ten chciał coś powiedzieć, jednak zatkałem mu usta ręką. Bez pierdohlenia wszedłem w niego z lekkim oporem.
-No to teraz kochanie, zobaczysz że mnie w pracy się nie przeszkadza- zaśmiałem się cicho, kiedy to Earl jęknął głośno.
Nie miałem zamiaru go oszczędzać, ani mi się śni. Rżnąłem go tak dobrą godzinę, może dwie.. Zanim to nie zorientowałem się, że oboje powoli opadaliśmy z sił. Mało tego, moje biurko było całe ujebane od naszych wydzielin. Z delikatnym uśmiechem na ustach, wziąłem go na ręce i zaniosłem do łóżka. Obudziłem się dopiero następnego dnia, kiedy to mój ukochany jeszcze spał. Postanowiłem zrobić mu dodatkową niespodziankę, w sumie i tak mi pomagał. Wiec czemu by mu nie zostawić tej fuchy, jako zastępca sprawdziłby się świetnie. No to zobaczymy jego reakcje. Uśmiechnąłem się szyderczo i wróciłem do laboratorium. Jeszcze tego samego dnia, Earl oznajmił mi że idzie na wyprawę.
- No dobrze zagadnąłem, ale podpisz tutaj i tutaj- zacząłem latać po kartce, tak by odwrócić jego uwagę.
- No dobrze, nie wiem po co mi to, wcześniej tego nie zrobiłem- złożył podpis.
- Bo tak chce- wstałem, biorąc jego dłoń którą zaraz zacząłem trząść- Gratuluje nowego stanowiska zastępcy- uśmiechnąłem się, kiedy ten nie wiedział o co chodziło przez chwile.
Dopiero potem ogarnął się i rzucił mi się na szyje całując mnie tym samym namiętnie. Niestety tego samego wieczoru miesiliśmy się rozstać, bo grupa poszukiwawcza serio chciała wyruszyć jak najszybciej. Tym razem to ja musiałem czekać tydzień w rozłące. Miałem jednak nadzieje, że czas minie mi cholernie szybko i nawet nie zobaczę jego braku.

*Tydzień później*

Grupa trochę się spóźniała, ale za bardzo się tym już nie martwiłem. Musiałem uważać na swoje zdrowie, które teraz było wręcz na wagę złota. Właśnie przesiadywałem w laboratorium, chciałem już z niego wychodzić, jednak Hanna zagrodziła mi drogę.
- O Witaj- uśmiechnąłem się.
- Hej Maxwellu- odwzajemniała mój gest, spuszczając głowę, zupełnie jakby się czymś martwiła.
- Hej, stało się coś? Mogę Ci jakoś pomóc? - oparłem dłonie na jej ramionach, spoglądając jej tym samym w oczy.
- Lubie cie Max.. - odpowiedziała w końcu
- Ja ciebie też Hanna - poklepałem ją
- Ale bardziej niż ci sie wydaje - tu uniosła się na palcach, zbliżając swoje usta niebezpiecznie blisko moich. Cudem zareagowałem, odpychając ją delikatnie.
- Hanna.. Co ty wyrabiasz..

< Misiu?>

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Obudził mnie głośny krzyk, oraz jego znaczenie, które kompletnie mnie rozkojarzyło. W jednej sekundzie musiałem zrozumieć, co się właściwie odjebało, a odjebało się wiele. Uniosłem wzrok na mężczyznę, który uśmiechał się widząc moją reakcję.
- Ty pierdolony debilu - syknąłem, ale to szybko zamieniło się w szeroki uśmiech. Wyrwałem się z łóżka i rzuciłem w jego stronę, obejmując go i całując głęboko, a potem po prostu atakowałem go całusami gdzie się da. Mój chichot był słyszalny nawet na korytarzu. Okręciłem się z nim dookoła i już miałem coś mówić, kiedy niespodziewanie, usłyszałem szczeknięcie. Pomyślałem, że coś mi się przesłyszało, ale szczek się powtórzył. Spojrzałem najpierw na karton, a potem powoli przeniosłem wzrok na Maksa.
- Nie..
- Tak - odparł zadowolony. Otworzyłem szeroko oczy i odsunąłem się od niego, podchodząc do łóżka. Drżącymi rękami otworzyłem pudełko i przestałem oddychać, kiedy moim oczom ukazał się mały szczeniak husky. To nie może być prawdziwy.. wyciągnąłem rękę i pogłaskałem zwierzę, a te powąchało mnie niepewnie i zaczęło się łasić. Tyle szczęścia w jednej chwili.. łzy popłynęły mi po policzkach, odnajdując drogę w dół na kołdrę. Obiema rękami podniosłem szczeniaka i przytuliłem do siebie ostrożnie, głaszcząc i tuląc się policzkiem.
- Gdzieś ty go znalazł.. - wyszeptałem podchodząc do ukochanego.
- Długo by opowiadać.. właściwie, sam się przypałętał - wytłumaczył i uniósł dłoń, wycierając jedną z łez która spłynęła mi do brody. Uśmiechnąłem się szerzej.
- Nazwijmy go Ares - zaproponowałem. Miał być moim psem, ale czułem się pewniej nazywając go wspólnie. W końcu.. może tylko sobie tak wmawiałem, ale coraz bardziej czułem, że stajemy się prawdziwą parą, może nawet rodziną. Maks przytaknął i pogłaskał psa.
- Pasuje mu - słysząc to, odłożyłem szczeniaka na podłogę i objąłem Spardę za szyję, patrząc mu w oczy. - Cieszysz się?
- Okropnie - wymruczałem, przysuwając usta do jego warg i pocałowałem go z westchnięciem. Tym razem był to pocałunek głęboki i pełen miłości. Objął mnie w pasie i przysunął do siebie tak, że czuliśmy swoje ciała i ciepło. Robiło się coraz goręcej, kiedy pies zaszczekał. Odwróciłem wzrok i ujrzałem kucającego malucha wprost na koszulkę Maksa, którą ubierałem, gdy dobitnie mi go brakowało. Zaśmiałem się lekko i odsunąłem, łapiąc za spodnie walnięte na krześle, ubrałem je i zacząłem zbierać wszystkie swoje ciuchy razem z brudną koszulką. - Zostań z tym dżentelmenem, zaraz wrócę.
- Mówiłeś do psa? - zadziornie zapytał Maks, ale ja wystawiłem mu język, mówiąc wpierw.
- Mówiłem do ciebie.
Opuściłem pokój i udałem się do pralni, zostawiając tam wszystko, po czym wybrałem się do siebie, by przyprowadzić ze sobą Clive'a. Byłem pewien, że pies strasznie mu się spodoba. Weszliśmy razem do pokoju przywódcy i już na starcie blondynek widząc zwierzątko podbiegł do niego i podniósł, tarmosząc na wszelki możliwy sposób. Uśmiechnięty, stanąłem obok Maksa.
- Maksiu go przyniósł? - zapytał gapiąc się na nas, gdy pies sam wyskoczył z jego rąk i uciekł pod biurko. Maksiu.. zagryzłem wargę próbując się nie śmiać i pokiwałem głową. Na to Clive podbiegł do mojego chłopaka i podskakiwał, chcąc się przytulić, ale zamiast tego stwierdził, że przytuli się do jego brzucha.
- Słodziaki - skomentowałem. - No kochanie, uciekaj do cioci, przywódca musi zjeść obiad.
- Dobrzee.. - wymamrotał. Niedługo później zasiedliśmy wspólnie przy stole w jadalni, gdzie wreszcie mogłem opowiedzieć mu co działo się pod jego nieobecność. Prawde mówiąc.. chciałem jak najszybciej powiedzieć mu wszystko co zrobiłem dobrze, żeby nie był taki zły jak przeczyta raporty o tych mniej dobrych rzeczach. Więc mówiłem to, jak pomogłem naprawić program.. i jak pomogłem w pracy innym osobom.. nie mówiąc nic więcej. Oczywiście, opowiadałem też o tym co działo się ogólnie. Dopóki nie przyszła Hanna..
- Kłamczuchu.. pierwszego dnia zrobiłeś wojnę w łazience.. musiał potem wszystko sprzątać, razem z papierem, który wpadł do ubikacji.
- Haaaannnaaa! Ale to Riri zaczęła! - jęknąłem, nadymając policzki. Uniosła ręce w górę i oddaliła się szybko, a ja zerknąłem delikatnie na twarz Maksa.
- Earl..
- Kochanie.. - posłał mi srogie spojrzenie, ale nie skomentował. Tyle dobrego, nie chciałem dostać opierdolu już na samym początku. Po zjedzeniu wrócił do siebie, zamykając się ze stertą papierów, a ja zabrałem się ze szczeniakiem do pokoju który dzieliłem z młodym i Ririchiyo. Obejrzeliśmy jakąś bajkę, zajadając się popcornem z poprzedniego wieczora, bawiliśmy się, ganialiśmy za szczeniakiem.. ulga którą poczułem gdy wrócił Maks sprawiła, że najmniejsza rzecz dawała mi ogromne szczęścia. Wtem, nadszedł wieczór. Clive dawno usnął w ramionach opiekunki, także bez problemu mogłem pójść na dół. Cicho wszedłem do pokoju chłopaka i zbliżyłem się, uśmiechając.
- Jak ci idzie? - zapytałem i rzuciłem spojrzenie na dwie kolejne sterty raportów. Oh boże, on nigdy tego nie skończy.
- Dobrze.. - westchnął. Przyjrzałem mu się i cofnąłem, padając na łóżko.
- Zrób sobie przerwę - poprosiłem, przeciągając się. - Nie było cie tak długo.. poświęć mi trochę czasu..
- Nie teraz, jak skończe - odpowiedział gburowato. Zmarszczyłem brwi.
- Maks.. nie bądź taki..
- Earl, im szybciej skończe, tym szybciej odpocznę - fuknąłem i położyłem brodę na dłoniach, gapiąc się w ścianę. Minęło kilka minut, zanim zirytowany nie wpadłem na pewien pomysł. Zsunąłem się na podłogę i wszedłem pod jego biurko przepychając się obok jego nogi, na co drgnął i odsunął krzesłem, patrząc na dół.
- Co ty odwalasz?
- Nic, skup się na pracy - wywróciłem oczami. Niepewnie przysunął się z powrotem, co od razu wykorzystałem i z siadu przeniosłem się na kolana, przysuwając go jeszcze bliżej, tak by nogi miał po obu stronach mojego ciała. Uśmiechnąłem się pod nosem i przejechałem dłonią po jego udzie, powoli, w dół.. i w górę, pomiędzy. Udawał, że nic nie czuje, bo pewnie chciał oddać się całkiem pracy. Zadowolony złapałem w dwa palce suwak i powoli odpiąłem, kładąc dłoń na bieliźnie i lekko go potarłem. Jak mi go brakowało przez te półtora tygodnia.. pochyliłem się i chuchnąłem, zamykając usta wciąż na materiale, zaczepiałem językiem, by wyczuwał więcej ciepła i znów położyłem na nim dłoń, poruszając stymulującym gestem. Już miałem robić coś więcej, kiedy do pokoju wszedł jeden ze strażników. Maks spiął się cały, a mnie zamurowało. Dlaczego debil nie zapukał? Hamując nerwy, czekałem chwilę. Zaczął mówić coś o systemie, raportach.. nie chciało mi się dłużej czekać. Bardzo cicho uwolniłem jego kolegę z bokserek i oblizałem usta, którymi przejechałem po całej jego długości.. już był dosyć w formie, ale takie pieszczoty sprawiały, że twardniał jeszcze bardziej. Czując to pod palcami, gdy poruszałem na nim szybko ręką, sam nieźle się podnieciłem. Ah.. ta sytuacja była tak niepoprawna. Maks wydawał się nieźle do tej pory hamować.. z wrednym uśmieszkiem otworzyłem usta i wziąłem go całego w gardło na dłuższą chwilę, a potem mniej i zassałem się na delikatnej główce, sięgając dłonią do swojego krocza. Cholera.. źle się z tym czułem, ale myśl, że ktoś mógł nas przyłapać nieźle mnie nakręcała. Obciągałem mu w tym samym czasie zabawiając ze sobą w ciszy, kiedy facet nareszcie wyszedł. Popchałem więc krzesło do tyłu, wychodząc bardziej spod biurka i wziąłem go sobie jeszcze raz w usta, tym razem nie hamując dźwięków, które powstawały, gdy robiłem to szybko. Poczułem jak kładzie dłoń na mojej głowie. Podoba ci się, co? Nigdy więcej nie zignorujesz mnie dla raportów. Kiedy zatrząsł się wiedziałem, że jest bliski orgazmu, wysunąłem go sobie więc z buzi i szybko dopomogłem ręką, wzdychając gdy część z jego nasienia wylądowała na moich ustach. Oblizałem się i mruknąłem, podnosząc z kolan.

| /// |

niedziela, 10 grudnia 2017

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Boże, było mi tak cholernie dobrze, nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Tyle orgazmu którego zafundował mi Earl.. Ja pierdole, ja pierdole, ja pierdole. Będę go tak pieprzyć i pieprzyć. W sumie, zaraz.. Ja o takich rzeczach myślę? Co za nikczemne plany tutaj snuję. Zaśmiałem się cicho, tak aby nie obudzić Earla. Po kilku głębszych wdechach postanowiłem się ubrać i ruszyć do laboratorium, gdzie zacząłem swoją pracę. Krótką, co prawda ale jednak. Musiałem zebrać potrzebne mi informacje na temat terenu, oraz miast, które nadają się jeszcze na przeszukiwanie. Po jej zakończeniu wróciłem do mojego chłopaka, by spędzić z nim resztę dnia. Oczywiście w pierwszej kolejności przeprosiłem go za wczoraj, oraz że nie było mnie kiedy się obudził. Pokazałem mu kilka plików kartek, oraz oznaczyłem miejsca, gdzie może się udać w najbliższym czasie. Uśmiechnąłem się, widząc go zapatrzonego w mapę. Poczekaj najdroższy, poczekaj.
Tak oto minęły dwa miesiące, wszystko szło jak najlepiej. Spędzałem z Earlem swoją każdą wolną chwile, odkładałem czasami pracę na bok by zając się nim i o dziwo dzieckiem. Jednak dzisiaj musiałem zebrać się w sobie, ogłosiłem zebranie, które odbywało się w dużym pokoju, który miał sporo miejsca.
- Dziękuje wszystkim za przybycie- skinąłem- Chciałem wam tylko ogłosić jedną rzecz, więc niedługo będziecie mogli wracać do pracy. Mianowicie, mam zamiar opuścić schron z grupą poszukiwaczy. Chcę dokładniej zbadać teren, oraz przeanalizować pewne za i przeciw. Nie zostawię schronu bez nadzoru- tu zrobiłem przerwę, aby wypatrzeć w tłumie odpowiednią osobę- Moje obowiązki na ten czas przejmie Earl Hopper, będzie on moim zastępcą na czas mojego powrotu. Wszelkie rzeczy proszę kierować do niego. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wrócę za półtora tygodnia.
Jego mina była bezcenna. Wpatrywał się we mnie zaskoczony i otworzył lekko usta, ale nic nie mówił. Wreszcie dotarło do niego, że kilka osób wpatruje się w niego i oczekuje, by coś powiedział. Widziałem, że jest zestresowany, ale w końcu zebrał się w sobie i podszedł do mnie, stając obok. Uśmiechnął się do wszystkich.
- Wiem, że ostatnio bywałem radykalny - zaczął mówić i z każdym słowem bardziej się rozluźniał. - ale obiecuje wam, że nawet nie odczujecie brak przywódcy. Maxwell nauczył mnie przez te wszystkie miesiące jak zajmować się sprawami schronu. Mam nadzieję, że wszyscy doczekamy się ich bezpiecznego powrotu, który z pewnością uczcimy.
Wypuścił oddech i objął się w pasie, kłaniając lekko.
- No to.. koniec ogłoszeń- skinąłem, schodząc z podestu. Musiałem się przyszykować jak najszybciej. Pragniesz akceptacji tak? No to ją dostaniesz- Można się rozejść- powiedziałem po chwili, przechodząc rzez tłum ludzi. Podszedłem do mojego chłopaka, aby bez cienia zawahania ucałować go w usta, jednak było to krótkie- Do później -szepnąłem- No to do zobaczenia za półtora tygodnia- machnąłem ręką na odchodne.
- Maks - zawołał za mną. Odwróciłem się i ujrzałem najszczerszy uśmiech jaki kiedykolwiek od niego otrzymałem. Podszedł szybko i ucałował mnie w kącik ust. - Uważaj na siebie.
Po tych słowach klepnął mnie w plecy popychając do przodu a sam z miną najszczęśliwszego chłopaka na ziemi ruszył w kierunku łazienki. No to.. poszukiwania czas zacząć.

*Półtora tygodnia później*

Szedłem bardzo ostrożnie, z uwagą żeby przypadkiem nic nie stało się mojemu znalezisku. Szczerze znalazłem to przypadkowo, nie planowałem tego, ale Earl powinien się ucieszyć. Kiedy tylko weszliśmy do schronu zostaliśmy głośno powitani, ja standardowo, zacząłem wypatrywać Earla w tłumie. Nie było go. W sumie, może spał? Trzeba to sprawdzić, czym prędzej kiedy tylko ludzie dali mi spokój ruszyłem do pokoju Earla, gdzie przywitała mnie Riri i mały Clive, ucałowałem jego jak i ją na dzień dobry w policzek, niestety usłyszałem że tej nocy go tu nie było. Jeszcze lepiej. Jeszcze szybciej ruszyłem do swojego pokoju, zaciskając karton mocniej w dłoniach. Kiedy zjechałem na odpowiednie piętro, otworzyłem drzwi nogą. Earl spał na moim łóżku, wszędzie walały się jego rzeczy. No.. nieźle się urządził. Podszedłem cicho do niego, stawiając karton na samej krawędzi, żeby przypadkiem go nie zrzucił jak się poderwie. Odczekałem chwile, aby zaraz krzyknąć.
- EARL WSTAWAJ, MÓJ PYTON CZEKA NA TWOJĄ CIASNĄ JAMKĘ!
Jak na zawołanie, chłopak podskoczył co wywołało na mnie uśmiech. Biedny nie wiedział, co za słodka niespodzianka czeka go w tym kartonie..

Ähnliches Foto

<Dziureczko?>


Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Dupek miał po części rację, ale nie miałem zamiaru aż tak mu schlebiać. Mimo wszystko, przerwał moją wypowiedź na temat naszej relacji.. więc będę musiał porozmawiać o tym innym razem. Parsknąłem lekko i pochyliłem się jeszcze bardziej, prawie dotykając ustami jego warg.
- Może.. - wymruczałem i przycisnąłem krocze do jego, poruszając biodrami powoli, ale mocno. Z początku otworzyłem jedynie usta, delikatnie, nie wydając dźwięków, ale ciche posapywanie Maksa sprawiło, że strasznie się podnieciłem. Nie tylko z resztą to co z siebie wydawał, jego słodki wyraz twarzy i reakcja wyczuwalna w spodniach robiły swoje. Zacząłem cicho pojękiwać, robiąc biodrami gwałtowniejsze ruchy, po czym wplotłem palce w jego włosy i pocałowałem go głęboko, ruszając się szybciej. Ah, kurwa.. to było takie przyjemne. W ostatniej chwili powstrzymałem się i przestałem ruszać. Odsunąłem się od niego, próbując opanować szybki oddech i zsunąłem się z jego nóg, przykrywając od razu kołdrą, a jego poklepałem po brzuchu śmiejąc się cicho na wdechu.
- Lepiej wracaj do pokoju póki nikt nie chodzi korytarzem.. - sięgnąłem do jego krocza dłonią i przejechałem po nim palcami przez materiał podni, niby to zwracając uwagę na oczywiste wybrzuszenie. - ..chyba, że chcesz wszystkim pokazać, jak duży się robi kiedy..
- ..idę - urwał mi w połowie zdania i speszony wstał, poprawiając ciuchy. Dawno się tak głupio nie uśmiechałem. Posłał mi jeszcze jedno spojrzenie, po czym ruszył do wyjścia, a kiedy zniknął za drzwiami, odwróciłem się na plecy i zakryłem ramieniem twarz. Cholera, u mnie w spodniach lepiej nie było. Próbując zignorować powstanie w portkach sięgnąłem po wodę w butelce i napiłem się. Potem zwyczajnie poszedłem spać.
W klinice leżałem jeszcze dwa dni. Normalnie, trzymaliby mnie tutaj dłużej, ale zapewniłem ich, że dobrze się czuję. Jedyne czym suszyli mi głowę to abym jadł porządne posiłki, do końca i systematycznie. Nie oponowałem, w końcu zależało mi na wyjściu. Pierw udałem się do swojego pokoju, wziąłem prysznic i ubrałem normalne ciuchy, a potem poszedłem zjeść śniadanie. Na przywitanie ujrzałem czuprynę chłopaka, który obrócił sobie mnie dookoła palca. Z uśmiechem pochwaliłem się, że już mnie wypuścili i zabrałem swoją tackę, idąc do stolika. Ku mojemu zdziwieniu, poszedł za mną i usiadł obok mnie, więc mogliśmy wspólnie wszamać jajecznice z jajek w proszku, rozmawiając głównie o sprawach takich jak praca i to, czy zamierzam od razu brać się do roboty. Chciał, żebym sobie jeszcze odpuścił, ale koniec końców pozwolił mi wrócić do kliniki od nazajutrz. Zadowolony odniosłem z nim talerze i gdy wyszliśmy z jadalni, zatrzymałem go jeszcze na chwilę. Ah, gdybym tylko mógł go przytulić.. ale to zbyt ryzykowne. Tutaj jest dużo ludzi.
- Masz wolny wieczór? - zapytałem ciekawsko, posyłając mu uśmieszek. Zamyślił się na chwilę i uniósł brew.
- Możliwe..
- Więc na mnie czekaj - ugryzłem się w dolną wargę i poklepałem go po ramieniu, idąc do windy. Miałem nadzieję, że podziela moją chęć na spędzenie ze sobą więcej czasu. Nie byliśmy ze sobą w związku, ale ta akcja z łóżka szpitalnego siedziała mi w głowie przez cały czas. Reszte dnia spędziłem z Clive'm, wynagradzając mu to, że tyle czasu byłem nieobecny, albo chory. Bawiliśmy się, oglądaliśmy.. opowiadałem mu wszystkie śmieszne sytuacje z mojego dzieciństwa. Lubił gdy to robiłem. Późnego wieczora, zabrałem śpiącego malucha do Riri na dół i pozwoliłem jej się nim zająć. Ja za to z szybko bijącym sercem zszedłem po schodach, potem windą w dół aż dotarłem na piętro z pokojem przywódcy. Kurwa.. stresowałem się, ale też nie mogłem doczekać. Powoli uchyliłem drzwi i wszedłem do środka, zamykając je za sobą. Siedział przy biurku nad papierami, ale gdy tylko wszedłem, wstał i obszedł mebel. Posłałem mu niewinny uśmiech i z tyłu dłońmi zamknąłem drzwi na klucz, podchodząc do Maxwell'a.
- Jak ci idzie z pracą? - zapytałem, ale tak na prawdę, nie obchodziło mnie to wtedy. Gdy zaczął odpowiadać, objąłem go za szyję i pocałowałem namiętnie i powoli, co szybko przerodziło się w walkę o dominację w pocałunku oraz w urywane oddechy gdy zmienialiśmy strony. Wsunąłem język do jego ust i złączyłem z jego, łapiąc za jego koszulkę. Najpierw pozbyłem się jej, a potem on pozbył się mojej. Ku mojemu zaskoczeniu, pierwszy popchał mnie nieco do tyłu i rozpiął spodnie, zsuwając szybko i kładąc dłonie na moich biodrach, czasami zjeżdżając na pośladki. Uśmiechnąłem się kącikiem ust i również pociągnałem jego spodnie w dół, ale razem z bokserkami, a gdy wyprostowywałem się, złapałem go również za przyrodzenie, powracając do pocałunku. Niestety, przerwał go dosyć szybko i zassał się na mojej szyi. Westchnąłem głośno, przylegając do niego bardziej i poruszając dłonią w górę i w dół, drugą przytrzymywałem jego biodro. Pocałunkami schodził niżej, na moją klatkę piersiową i zassał się na moich sutkach, wydobywając ze mnie kolejne sapnięcia. Nie sięgałem już, więc zabrałem ręce do siebie i wplotłem je w jego włosy, pociągając lekko.
- Ah.. Maks.. - wyrwało mi się, gdy jego dłonie wsunęły się pod moje bokserki i zacisnęły na pośladkach. Spojrzałem w dół na klęczącego kochanka i zassałem się na dolnej wardze. Wyglądał tak seksownie. Długo się jednak nie napatrzyłem, bo i moja bielizna opadła na ziemię. Niespodziewanie, mocno przyciągnął mnie do siebie i naparł ciałem na moje, uśmiechając się pod nosem. Nie oponowałem, ciekawy co kombinuje. Złapał mnie pod uda i wymusił, bym podskoczył, dzięki czemu oplotłem nogi wokół jego bioder, a on szybko oparł mnie o ścianę, dociskając jeszcze bardziej. Obiema rękami trzymał mnie, żebym nie spadł, całując ponownie. Wtedy poczułem, jak pochyla nas bardziej i łapie inaczej, a swoim narzędziem napiera na moje wejście. Poczułem się niepewnie, co miało swój powód, bo nie byłem kompletnie do tego przyzwyczajony, a on wsuwał się bez przygotowania.. nie baczył na to jednak i wszedł we mnie dosyć szybko sprawiając, że cały się spiąłem, przylgnąłem do niego i wbiłem paznokcie w jego ramiona boleśnie, wydając z siebie zduszony jęk bólu i przyjemności.
- Pieprzony.. nn'aaah.. kurwa.. - wysapałem. Zaczął poruszać się we mnie, wchodzić na zmianę szybko i wolno, ostro i łagodniej. Myślałem, że oszaleję za każdym razem, gdy uderzał w mój najsłodszy punkt, wyrywając ze mnie cichy krzyk. Pierwszy raz widziałem go tak stanowczego.. podobało mi się, wbrew pozorom. - Maks.. oh boże..
Nie uprzedzając, doszedł we mnie głęboko i jęknął, trzymając nasze spocone ciała blisko siebie. Drżałem cały czerwony i z ulgą przyjąłem, gdy pozwolił moim nogom opaść na ziemię. Złapałem równowagę, pewien, że zrobi sobie przerwę, że może zamienimy się rolami, ale on odwrócił mnie i oparł o ścianę, pociągnął biodra tak, by wygodnie byłoby znowu we mnie wejść i zrobił to, całując moją szyję.. na tym nie poprzestał. Kochaliśmy się tak jeszcze kilka razy, kończąc w łóżku. Byłem wyczerpany i czułem się, jakby mijały godziny.. bo tak było. Skończyliśmy dopiero nad ranem, kładąc się obok siebie. Całe moje ciało bolało, ale byłem tak spełniony, że nie mogłem narzekać. Dopóki nie poczułem, jak jego nasienie wypływa ze mnie lekko, spływając po pośladku.
- Zabiję.. - ale on już dawno smacznie spał. Westchnąłem głębiej, przysunąłem się i objąłem go, składając ostatni całus na jego ramieniu, zanim sam usnąłem.

| umieram |

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Kiedy tylko Earl dał oznaki życia, nie mogłem przestać skończyć płakać kiedy byłem sam w pokoju. Obwiniałem się cały czas, że gdybym przyszedł szybciej coś takiego nie miałoby miejsca. To wszystko było moją winą, ja doprowadziłem go do takiego stanu, nie zasługiwałem na kogoś tak kochanego jak Earl. On mnie kochał, jak wariat, a ja zachowywałem się jak pierdolony dzieciak. Moja duma i ego były chyba już na takim poziomie, że nie dało się tego uratować. Chyba. Musiałem spróbować, dla niego.. James dał mi trochę do myślenia, a moja mama i ojciec zawsze powtarzali, że lepiej późno niż wcale. Earl był cholernie słaby, jednak wierzyłem w niego całym serce, moje kochanie się nie podda. Przeszedł już w życiu tyle złych rzeczy. Odwiedzałem go codziennie, przez trzy dni przynosząc ciepłą zupę. Starałem się umilić mu czas, jednak był jeszcze za słaby by samodzielnie się wysłowić. Trzeciego dnia, postanowiłem wziąć ze sobą małego, powinien wiedzieć, że jego ojciec żyje, obudził się i ma się dobrze. Przez te tygodnie zbliżyliśmy się do siebie, przez tą całą akcje, dzieciak otworzył mi oczy na to, jak bardzo go kocha, mimo iż nie jest jego biologicznym ojcem. Poprawiając trochę chwyt, otworzyłem drzwi do kliniki nogą Zaraz wszedłem do środka z Clivem na rękach. Chłopak uniósł wzrok i spojrzał na mnie, a potem na Clive'a. W jednej chwili w jego oczach zebrały się łzy i wyciągnął ręce do przodu, dlatego podszedłem i powoli położyłem dzieciaka na łóżku. Oboje płakali i objęli się jak tylko okraczył Earla i położył się na jego piersi.
- Mój chłopiec - medyk pociągnął nosem i pocałował czubek jego głowy, gładząc plecy. Przymknął oczy na kilka sekund, zanim znowu popatrzył wprost na mnie. Uśmiechnął się delikatnie i uniósł wolną rękę w geście, który przywoływał mnie do nich.
Poczułem ulgę, bardzo, ale to bardzo delikatnie objąłem Earla. Cieszyłem się jak głupi do sera, kiedy dotarło do mnie, że przekroczył granicę między światem żywych, a światem zmarłych. Widać było, że nie tylko ja tak myślałem, ale co za dużo to nie zdrowo.  Po kilku chwilach odsunąłem się, łapiąc małego pod pachy.
- Dobra, chodź brzdącu, bo ojciec musi odpoczywać.
- Nie - dzieciak rzucił głośno i wtulił się z powrotem w Hopper'a, zawodząc pod nosem. Opiekun zaczął się lekko śmiać i przytulił go ostatni raz, zanim odsunął go od siebie i przeczesał jego włosy.
- Maxwell ma rację, zobaczymy się jutro młody, okej?
- ..no dobrze.. - mruknął i wyciągnął do mnie ręce.
Bez zbędnego myślenia wziąłem go, aby po sekundzie wstać. Wymieniliśmy jeszcze kilka spojrzeń, zanim to nie ruszyliśmy w stronę drzwi.
- Max.- usłyszałem, jednak kiedy się odwróciłem Earl machnął ręką.
- Chodź, odstawie Ci do Riri, tam narysujesz coś ładnego dla taty, zgoda?- spojrzałem na malca, zamykając za sobą drzwi.
Ten tylko pokiwał posłusznie głową. Odstawienie go nie zajęło mi długo. Wspomniana wcześniej opiekunka wzięła go pod swoje skrzydła i postąpiła według moich instrukcji. Po wykonaniu zadania wróciłem do kliniki, do pokoju mojego chłopaka. Teraz nie byłem już taki pewny, miałem wrażenie że zaraz będę nosił tego dzieciaka przy sobie.. Bo wtedy Earl jest potulny jak baranek. Wziąłem głebszy wdech, aby usiąść na stołku.
- Jak się.. czujesz?- spytałem cicho.
Poprawił się na poduszkach, siadając wygodniej i oparł głowę tak, by patrzeć prosto na mnie.
- Dobrze - odpowiedział równie cicho, spokojnym głosem. Nabrał lekko powietrza i uśmiechnął się do siebie. Teraz patrzył na swoje dłonie, bawiąc się nimi. - Właściwie, to chyba wiesz, czytasz raporty.. a jak ty się czujesz?
- Bywało lepiej- potarłem kark, czując jak panika zalewa całe moje ciało - Potrzebujesz czegoś? Mam coś przynieść?
- Nie, nie.. - skrzywił się nagle i odwracając twarz, złapał mnie za nadgarstek i przytrzymał. - Zostań, proszę.
Puścił mnie i zabrał rękę. W jego głosie było słychać, że ma dość podobnych pytań. Prośba również brzmiała tak, jakby tego najbardziej teraz potrzebował.
- Chcę ci podziękować.. Ririchiyo powiedziała mi, że zająłeś się Clive'm, kiedy przychodził w odwiedzinach.. i że to ty mnie znalazłeś.
- Nie masz za co, zrobiłbym wszystko dla cofnięcia czasu. Mogłem wtedy przyjsć szybciej... - zwiesiłem głowe.
Nastała cisza, która ciągnęła się przez następną minutę czy dwie. Dopiero wtedy Earl odezwał się pierwszy.
- Możesz.. usiąść tutaj? - zapytał, przesuwając się i pogładził kawałek miejsca na łóżku.
-Oczywiscie- wykonalem jego prosbe
Kiedy usiadłem na wskazanym miejscu, Earl podniósł się bardziej i przytulił do moich pleców, obejmując mnie w pasie. Jego broda spoczęła na moim ramieniu, ale tylko na chwilę, bo zaraz oparł na nim policzek.
- Tak cholernie się bałem.. - wyszeptał, ściskając mnie lekko. - Przepraszam.. przepraszam, że sprawiłem wszystkim przykrość, że zabierałem czas.. za wszystko.
Poczułem przyjemne ciepło, nie ma co.. Brakowało mi tego cholernie, oparłem się o niego bardzo delikatnie, chcąc zobaczyć czy mi na to pozwoli. W odpowiedzi potarł policzkiem moje ramię, ale chyba coś sobie przypomniał, bo odsunął się z powrotem na poduszki, patrząc gdzieś w bok. Jego policzki były rumiane.
- Earl..? -spytałem niepewnie
- Wybacz.. sam nie wiem co robię - wymamrotał zakrywając twarz dłońmi po podciągnięciu kolan do góry.
- Nie musisz przepraszać kochanie.
Drgnął i jego uszy zalały się czerwienią, a on zabrał ręce z twarzy, unosząc na mnie szerzej otwarte oczy. Chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego poruszył ustami i kompletnie ucichł.
- Coś zatkało Ci usta..?- spytałem, obracając się w jego stronę. Zaraz nachyliłem się, unosząc przy okazji jego podrbódek do góry- Pozwól, że je odetkam..- szepnąłem, aby chwile później ucałować go namiętnie
Dało się słyszeć ciche "ah" moment zanim złączyłem nasze usta. Był tak zdziwiony i zawstydzony, że każde muśniecie które mu podarowałem sprawiało, że robił się coraz cieplejszy i coraz bardziej odprężał się. Kiedy już miałem się odsunąć, Earl pociągnął mnie w dół, kładąc się kompletnie i pocałował mnie jeszcze głębiej, wsuwając palce we włosy i ciągnąc je lekko, drugą ręką zaś gładził moją szyję i kark. Gdy pocałunek się zakończył, otworzył powoli mokre oczy i spojrzał prosto w moje, oblizując wilgotne wargi z nieokreślonym wyrazem twarzy.
- Wybaczysz mi najdroższy? - szepnąłem, stykając nasze czoła
Przymknął powieki i przesunął dłonie na moje ramiona, pocierając je lekko. Myślał nad czymś, o czym świadczyło kilka zmian wyrazu twarzy. Wreszcie wypuścił wstrzymywane powietrze.
- Jeśli to zrobię, znowu powtórzy się historia.. przepraszam.. nie potrafię być w takim związku - powiedział cicho.
Otworzyłem usta chcąc coś powiedzieć, jednak nie mogłem. Nie będę go zmuszać, sam bym siebie nie chciał. Skinąłem po długiej chwili w geście zrozumienia. Odsunąłem się chłopaka, chcąc dać mu więcej miejsca i prywatnej przestrzeni.
- To w pełni zrozumiałe, mimo chce przeprosić za moje zachowanie-wziąłem głębszy oddech, chcąc przełknąć tą gule w gardle.
- Kocham cię - wyszeptał siadając z powrotem. Mówił to głosem pełnym emocji, nie wszystkie były jednak pozytywne. - Tak kurewsko mocno cię kocham..
- Ale nie chcesz znowu przez to przechodzić- dokończyłem za niego, odwracając tym samym wzrok.
- Nie - potwierdził moje słowa. - Nie chcę po raz kolejny czuć się jak czyjaś zabawka.
Odwrócił się na drugą stronę i zakrył kołdrą po uszy, skulając.
- Nie byłeś moją zabawką..- westchnąłem, siadając na samym krańcu łóża
Nic nie odpowiedział. Był zakryty więc nie mogłem zobaczyć jego reakcji, wyrazu twarzy ani oczu.
- Ta.. sam bym sobie nie uwierzył w tej sytuacji, no cóż.. Pozostaje mi tylko jeszcze raz przeprosić, za każdą Twoją ulaną łze z mojego powodu- wstałem- Mam nadzieje, że kiedyś mi to wybaczysz. Nie chce Ci zawracać już głowy, stres nie jest teraz...- poczułem ukłucie w sercu- wskazany..- dokończyłem, opierając dłoń na mojej piersi. Ostatnio.. Nie było ze mną dobrze, ale.. walić to.
- Nie idź.. - odezwał się szybko po tym, jak oparłem dłoń na klatce. Nie odwrócił się ani nie odkrył kołdry.
- H-Huh..? -spojrzałem na niego kątem oka, starając sie uspokoić swój oddech.
- Nie zostawiaj mnie jeszcze - poruszył się, a potem odwrócił z powrotem i popatrzył na mnie spod kołdry z błagającym błyskiem w oczach.
- Jasne, nie ma problemu Earl- cofnąłem się do jego szpitalnego łóżka, gdzie usiadłem. Po głębszym zastanowieniu, opadłem na bok.
On jakby tylko na to czekał i przysunął mnie bliżej, wtulając się. Nie rozumiałem jego zachowania.
- Już dawno ci wybaczyłem..
- C-Co..?- uniosłem głowe wyżej.
- Może nie chce znowu być z tobą w ukrywanym związku.. ale nie mam ci niczego za złe - wytłumaczył i wysunął się z kołdry, wchodząc na mnie, gdy ułożyłem się na plecach. Usiadł mi na biodrach i pochylił tak, by patrzeć mi z bliska w oczy. Może przypadkiem, a może specjalnie, przy każdym najmniejszym ruchu ocierał się o moje krocze, jednak zdawał się tego nie zauważać. Drgnąłem lekko, przez co mój oddech gwałtownie przyspieszył. Co.. On.. Zagryzłem wargę, starając się wyczytać co z jego twarzy. Zauważył gest z wargą i spojrzał na nią, ale nic sobie z tego nie zrobił. Może nie wiedział, że robi cokolwiek. Pokręcił głową i przesunął się wyżej, przejeżdżając mocno po całym moim kroczu, swoim.
- Chcę z tobą być i chcę, żeby wszyscy to akceptowali..
- E-Earl..- sapnąłem cichutko
Przestał się ruszać i przyjrzał mojej twarzy, po czym zarumienił lekko, opierając dłonie na mojej klatce. Chwilę nic nie mówił, by uśmiechnąć się tak delikatnie, że prawie nie było tego widać.
- Ja mówię o ważnych dla mnie rzeczach a ty tak.. - urwał i parsknął, zerkając za siebie. Gdy odwrócił twarz znowu do przodu, przeniósł ręce na poduszkę po obu stronach mojej głowy i tym razem specjalnie otarł się o mnie, samemu wzdychając cicho. - Ah.. jak gówniarze..
-To cię we mnie uwiodło? - uśmiechnąłem się.
<Kochanie?>

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Kilka osób, biegających w jedną i drugą stronę. Płukanie żołądka na wszeli możliwy sposób, próby odzyskania pulsu, oddechu, wreszcie decyzja podłączenia go pod maszynę. Wciąż brak reakcji, Earl zwyczajnie sam nie oddychał. Badania, cichy płacz, niewygodne pytania i poddenerwowanie. Dużo kosztowało ich, by zachować go chociażby w takiej "postaci". Mija dzień.. drugi, trzeci. Przywódca schronu odwiedza byłego partnera. Siada na stołku i wpatruje się w niego, walcząc z demonami w środku. Widać, że to wszystko go przytłacza. Dzień później, blondyna odwiedza Clive, jego podopieczny. Widząc nieprzytomnego ojca, wybucha niekontrolowanym płaczem. Powtarza imię ojca, przytulając się do jego ręki. Maxwell ku zdziwieniu samemu sobie, bierze go na kolana i wtula w siebie. To pierwszy raz, kiedy okazuje mu ciepło, więc na początku jest im dosyć dziwnie, jednak zapłakane dziecko wreszcie przytula się do niego mocno, szlochając. Moczy mu koszulkę przez następną godzinę. Kto by się spodziewał, że ten sam pewny siebie blondyn zrobi coś takiego.. po dzieciaka przyszła opiekunka, ale nawet wtedy Sparda nie miał zamiaru oddawać go w ręce dziewczyny, wręcz przeciwnie, wtulił w siebie mocniej. Gdyby Hopper mógł to zobaczyć.. mija następny dzień.
- Jesteśmy dobrej pomyśli - brunet powiedział, siadając na stołku obok przywódcy. Patrzył na twarz Earla oraz wolno poruszającą się klatkę piersiową. Czuł, że cała ta zabawa w kotka i myszkę zaczyna go przerastać. - Chcę porozmawiać o Earlu i tobie.
Mężczyzna zdawał się być głuchy na jego wypowiedź, jednak po chwili jakby "wybudził się z transu" i spojrzał na doktora. Ten jednak utrzymał spojrzenie skierowane prosto na zamknięte oczy blondyna.
- Nie wiedziałem, że robi sobie krzywdę - powiedział cicho, bo słowa dławiły go, zatrzymując się w gardle. Wyciągnął rękę i objął skalaną dłoń blondyna. - Gdybym wiedział, dawno poszedłbym do ciebie. Nie będę udawać, kocham go. Chciałem, żeby i on pokochał mnie. Wtedy.. gdy się kochaliśmy, nie byłem aż tak pijany. Chciałem tego. Maxwell, nie wiem co czujesz gdy Earl okazuje ci miłość, ale doskonale wiem, że ja wtedy tracę zmysły. Tylko, że on.. kocha ciebie. To nigdy się nie zmieni. Ranisz go i odpychasz, robisz rzeczy, które go denerwują a on i tak..
- I tak..?- spytał.
- A on i tak wraca do ciebie.. - drugi mężczyzna westchnął i przeniósł wzrok na przywódcę. - Nie zrobił tego przeze mnie, przez dziecko czy to w jakich czasach żyjemy.. zrobił to, bo czuł się jak gówno. Przez ciebie. Nie znoszę twojej osoby i chetnie bym ci teraz przywalił, ale znając życie, gdyby to widział, pociąłby mnie nożem do masła. Widziałem też.. że zajmujesz się jego dzieciakiem. Clive dużo dla niego znaczy. To dobra taktyka. Chcę żebyś miał na uwadze, że jak wybudzi się ze śpiączki, będzie w okropnym stanie i jeśli na prawdę ci zależy, już teraz zdecyduj, czy jesteś w stanie się nim zająć jak partner, czy.. czy ja powinienem próbować.
- On mnie jeszcze w ogóle kocha..? - oparł się o krzesło.
- Gdyby nie kochał, nie próbowałby się zabić.
Maxwell ukrył swoją twarz w dłoniach, biorąc cholernie głeboki wdech. Chwile później oparł dłoń na swojej piersi. Brunet widząc, jak młodszy reaguje, postanowił zaufać mu ten ostatni raz. Wstał, oparł dłoń na jego ramieniu i poklepał. Musiał powiedzieć mu coś jeszcze.
- Jest też możliwość, że nigdy się nie obudzi - to też z trudnością przeszło mu przez gardło. Z bólem w sercu odszedł, zostawiając go samego. Młody przywódca zatrząsł się, zsuwając się tym samym na podłogę, kilkanaście łez, raz za razem zaczęły spływać po jego policzach.
Być może słowa James'a miały przewidzieć przyszłość, tą prawdziwą, jakiej powinni oczekiwać. Dzień mijał za dniem, ale nic się nie zmieniało. Każdy przychodził i wychodził, patrzyli na Earl'a, ale w pewnym momencie przestali. Stał się tylko martwym ciałem leżącym na łóżku szpitalnym, zabierającym prąd, leki i wodę, oraz czas medyków. Wiele ludzi niestety właśnie tak o nim myślało. Niektórzy kwestionowali też Spardę, który odwiedzał blondyna prawie codziennie. Ale kiedy minął trzeci tydzień, Ashworth musiał podjąć decyzję. Kiedy przywódca siedział przy łóżku Earl'a, ten podszedł i kucnął przy nim, będąc wyjątkowo delikatnym w słowach.
- Panie Maxwell'u.. czekaliśmy bardzo długo.. - zaczął, kładąc dłoń na jego kolanie. - Uważam, że to już czas. Earl się nie wybudzi. Cały oddział jednogłośnie zdecydował o odłączeniu go od aparatury, potrzebujemy tylko pana podpis..
- Nie dam wam tego podpisu- warknął. - Mam gdzieś wasze zdanie, nie zapominajcie, że ja mam tu ostatnie słowo do powiedzenia.
- Ale.. nasze zdanie jest oparte na badaniach i procencie prawdopodobieństwa.. nie odłączając go, nic pan nie wskóra.. proszę to zrobić dla swojego dobrego imienia, póki ma pan czas.
- Nie zezwalam- wstał, spoglądając na niego z poważnym wyrazem twarzy. - Zakazuje wam, nie będę powtarzał się dwa razy.
- Earl by tego chciał, Sparda - James również wstał, wzdychając. - Rozumiem, że wziąłeś sobie do serca to co mówiłem wcześniej, ale jest jak jest..
- Moja cierpliwość do was się kończy, a na prawdę nie lubie kiedy nad sobą nie panuje - młodszy oparł dłoń na swoim biodrze.
- Max, Hopper jest warzywkiem, nie możesz trzymać go tutaj bez powodu, ludzie plotkują, a ja nie mogę już z tym nic zrobić.. proszę, podpisz te papiery i pozwól nam go odłączyć, zanim wszyscy się zbuntują i zrobimy to bez podpisu.
Maxwell spoglądał na niego kilka chwil, aby później bezradnie wyciągnąć dłoń w jego stronę. Widząc to, James bez namysłu wyjął z teczki kilka kartek i podał w jego stronę, prosto do rąk, czekając w ciszy. Przywódca, przysiadł na krześle wyciągając długopis. Jednak.. zamiast podpisu, kartki zostały podarte na malutkie kawałeczki, potem zgniecione w jedną kulke i wrzucone do resztek zupy z wczoraj.. albo przedwczoraj.
- Sparda..
- Wyjdź - warknął w jego stronę. Brunet także stracił cierpliwość. Fuknął i opuścił klinikę, zostawiając przywódcę. Jemu też nie było łatwo, ale przecież nie będzie się oszukiwał.. Max usiadł z powrotem i przetarł twarz, opierając czoło o otwarte dłonie. Jego wzrok sięgał płasko leżącej ręki chłopaka. - Earl..?
Był pewien, że mu się zdawało. Ale kiedy przyjrzał się, zauważył, że palce starszego lekko drgają co chwile, jakby próbował nimi poruszyć. Widząc to, szybko zawołał medyków. Został wyprowadzony, nie bez kłótni, ale w końcu skończył na korytarzu, chodząc w te i we wte, czekając na wyniki.. i kilka godzin później, wpuszczono go do środka. Earl siedział, oparty o poduszki, z bandażem wokół szyi, patrząc się przed siebie pustym wzrokiem. Nie zwrócił uwagi na zbliżającego się do łóżka Maxwell'a..

| bum |

Od Maxwella cd Earla "Nowy start"

Sprawiło mi to okropny ból w sercu, które zakuło kilkanaście razy, zanim łaskawie dało mi spokój. Słowa Earla sprawiły mi wiele przykrości, oraz smutku. Wszystko zostało starannie skryte za maską zimnego dupka, gnoja. W sumie nie dziwie mu się, że może mieć mi za złe. To co powiedziałem pod jego adresem było o wiele gorsze, niż to co usłyszałem teraz. Maxwell, jeśli nic z tym nie zrobisz stracisz go na zawsze. Weź się w garść! Ehh. gdybym mógł cofnąć czas, naprawiłbym wszystko, wszystkie złe uczynki, wszystko co powiedziałem w jego kierunku. Zrezygnowałbym nawet ze swojego stanowiska, żeby tylko być z nim i widzieć jego uśmiech codziennie, tak jak wtedy.. Kiedy pierwszy raz odważyłem się spróbować związku. Westchnąłem cicho, wchodząc do siebie do pokoju. Na biurku jak zwykle był stos raportów, to z ich winy.. Tracę chłopaka. Kurwa, nie pozwolę na to. Nie pozwolę. Praca pracą, ale moje szczęście jest równie ważne. Po chwili takiej wewnętrznej walki, usiadłem na krześle, by przejrzeć trzy sztuki.
Po pół godzinie postanowiłem, że resztę mogę zrobić na dniach. Podszedłem do regału z dwoma książkami, nie miałem dużego wyboru, więc wziąłem tą, którą przeczytałem już w połowie. Usiadłem na łóżku, zagłębiając się w świat fantazy. Nie wiem ile czasu tak minęło, ale w pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi. Lekko zdziwiony uniosłem głowę.
- Proszę- włożyłem zakładkę pomiędzy strony.
Ku mojemu zdziwieniu do pokoju wszedł Earl. Zamknął za sobą drzwi po cichu, zaczął się bawić swoimi dłońmi na których były jeszcze bandaże. Cholera, musiało go to bardzo boleć.. A ja tak na niego nawrzeszczałem.
- Chciałem przeprosić.. za to jak się odzywałem, dopiero co wstałem i..
- W pełni pana rozumiem- skinąłem- Nie mam za złe, pewnie sam bym się tak zachował, a może nawet gorzej. Nie musi pan przepraszać.To ja powinienem bardziej przeprosić, trochę mnie poniosło- potarłem kark.
Uśmiechnął się delikatnie i wzruszył ramionami.
- Ciągle nas ponosi - przeniósł wzrok na książkę, którą trzymałem w dłoniach, a potem zerknął na biurko, gdzie stała sterta papierów. Zrobił zdziwioną minę i teraz patrzył na moją twarz. - Pan.. nie pracuje?
- A to ci niespodzianka - zaśmiał się lekko, chowając dłonie za plecami i uniósł się na sekundę na palcach w górę i z powrotem w dół, prostując- Oraz, mam jedno pytanie, czy mógłbym dostać klucze do kliniki? Chciałbym wrócić do pracy.
- Oczywiście, nie ma problemu- skinąłem, unosząc się z łóżka. Podszedłem do swojego biurka, wyciągając to, o co mnie prosił.
Zanim jednak mu je dałem, usiadłem jeszcze na chwile, sięgając po kartkę papieru. Szybko wziąłem długopis i zacząłem pisać proste, łatwo czytelne zdania. Na końcu złożyłem swój podpis.
- A więc... - podszedłem do niego, wręczając mu klucze i papier- Klucze, oraz pozwolenie w uczestniczeniu na wyprawach, jeśli to dalej pana interesuje. Trzeba tylko dostarczyć do głównego poszukiwacza.
- Dziękuje - skinął- To ja nie przeszkadzam, miłego wieczoru życzę i dziękuje - skinął, wychodząc.
- Panie Hopper- zawołałem na co ten się zatrzymał- Co do pańskiej pracy, jeśli w pewnym momencie nie będzie pan w stanie pracować, to proszę po prostu zostać w łóżku.
Chłopak skinął, zamykając za sobą drzwi. Ja po chwili westchnięcia, wróciłem do czytania mojej lektury.
Tak minęły chyba trzy dni, z raportów dowiedziałem się, że Earl był na służbie, trzeciego już nie. Co oznaczało, że skorzystał z mojej propozycji. Mądry chłopak. Bardzo. Aktualnie siedziałem w magazynie, sprawdzałem nasze zapasy, kiedy to natrafiłem na kolorowankę i kredki. W pewnej chwili przypomniał mi się mały i jego Laurka, którą dla mnie narysował. W sumie wisiała u mnie ona teraz w pokoju, mało tego nikt się chyba nie obrazi jak mu to dam. Z delikatnym uśmiechem na twarzy, ruszyłem do pokoju Earla. Zjechałem windą na odpowiednie piętro i stawiłem się pod drzwi. Zapukałem dosyć głośno, unosząc rękę do klamki.
- Panie Hopper- zacząłem- Znalazłem coś dla malca, mam nadzieje, że się ucieszy- popchnąłem drzwi.
W środku o dziwo nikogo nie było, dla pewności rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu, zanim to nie ruszyłem w stronę schodów, które prowadziły na górę. W sumie, to może spać, a ja nie chcę mu przeszkadzać. Zostawię mu to na biurku, wraz z notką. Z delikatnym uśmiechem na twarzy, zacząłem się wspinać na piętro. Doznałem pierdolonego szoku, Earl leżał w łóżku kompletnie blady.. wokół walały się rozrzucone opakowania tabletek. Nie wahałem się, w ułamku sekundy podbiegłem do niego, by sprawdzić czy jeszcze żyje. Kątem oka spojrzałem na kartkę i jego poranione ręce..

,,              Tak jest lepiej.

                  Przepraszam.
                    Wybaczcie.

Tabletki zdobyłem na wyprawie..
nie martwcie się, że zużyłem zapasy.        "

Kiedy wyczułem brak pulsu, wziąłem go na ręce. I jak strzała pognałem w stronę kliniki. Kurwa Earl ty pierdolony debilu.. Jak mogłeś..
- ŻYJ KURWA ŻYJ! JAK NIE DLA MNIE TO DLA TEGO MAŁEGO! ALE KURWA NIE UMIERAJ!
Cudem powstrzymałem łzy, kiedy to po przebiegnięciu milionów stopni przekroczyłem próg kliniki.

<Earl>

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Zimno.
Jest mi tak cholernie zimno..
Każdy kolejny dzień, był jak kolejny gwóźdź do trumny. Zamieć trwała w najlepsze, a ja nie mogłem już wstać. Czułem się słaby, wszystko mnie bolało, a potem nie czułem już nic. Gdyby nie zapałki i gazety, już bym nie żył. Udało mi się je rozpalić i schować się w cieplejszym miejscu. Gdy pogoda się poprawiła, od razu wyruszyłem w drogę powrotną. To nie była moja wina.. nie tym razem.
Spojrzałem na zdenerwowaną twarz Maxwell'a i powoli trawiłem jego słowa. Wiedziałem, że zdenerwuje go moje nieposłuszeństwo, ale nie do tego stopnia.. złapałem za szelkę plecaka i bezsilnie zsunąłem ją ze swojego ramienia, a potem pozwoliłem torbie spaść na ziemie. Zakaz do odwołania.. mam siedzieć, znowu.. i nic nie robić. Poczułem się słabo.
- Nie możesz.. - powiedziałem cicho, chcąc zrobić krok w przód, ale od razu upadłem do przodu i zwinąłem się, ledwo kontaktując. Ludzie podbiegali i odsuwali się, inni mnie dotykali, sprawdzając coś. Wreszcie gdy ktoś próbował mnie podnieść, machnąłem ręką by się odsunęli i uniosłem się do siadu bokiem, dotykając bandażami krwi, która wypłynęła mi z nosa. Świetnie. Po prostu zajebiście.
- Hopper, wstawaj--
- Zamknij się - nie patrzyłem na to, kto się odzywa. Głowa mi napieprzała i chciałem ciszy. Wtedy zobaczyłem przed oczami twarz James'a, który złapał mnie za brodę i obejrzał twarz. Zanim się obejrzałem, byłem już na jego rękach, niesiony do kliniki. Tam straciłem przytomność.

- Tato.. tato! Tatooo! - mały Clive potrząsał mną, próbując wybudzić ze snu. Mruknąłem coś pod nosem i obróciłem się, zamykając go w objęciu, przez co zamknął się i tylko gapił na moją senną twarz. - Wujek już jest..
- Mmm..? Czemu sam mnie nie obudzi? - zapytałem ciągle mając zamknięte oczy. Zachichotał w odpowiedzi, co nic a nic mi nie pomogło. Otworzyłem więc oczy i przewróciłem się na plecy, przeciągając smacznie. Zaraz.. - Wujek?
- No tak.. wujek Maxwell - powiedział a mnie cofnęło. Żołądek się zacisnął, serce stanęło a skóra pobladła. Na cholerę.. wstałem z łóżka i podszedłem do szafy, szybko wyjmując jakieś spodnie i po założeniu, zerknąłem do lustra sprawdzając, czy jakoś wyglądam. Przynajmniej nie wyglądałem jakbym się spił, jak to mam w zwyczaju, gdy się budzę. Spojrzałem na młodego i zszedłem po schodkach, widząc, że siedzi na jednej z kanap.
- Po co pan przyszedł - zapytałem wprost, podchodząc bliżej. Odwrócił wzrok na mnie, zostawiając książkę którą czytała Riri w spokoju i wstał. Teraz staliśmy na przeciwko siebie. Nic nie mówiąc, podał mi klucze. Klinika.. zmarszczyłem brwi.
- Co to ma znaczyć?
- A na co ci to wygląda - westchnął. - Twoja kara się skończyła. Możesz wrócić na stanowisko, jeśli chcesz.
- Dlaczego teraz? - w poprzednie dni.. nawet nie prowadziliśmy normalnej rozmowy, a wręcz przeciwnie, ciągle się na niego darłem. Więc, co go do tego skłoniło?
- Bo uznałem, że chyba zrozumiałeś, że zrobiłem to tylko dlatego bo się martwiłem. Ostatnio wyprawy nie skończyły się za dobrze dla twojego zdrowia. Obserwowałem cię również przez kilka dni, jak zachowywałeś się w stosunku do innych, to bardzo osłabia morale i kontakty. A skoro masz już przyjaciół i nie chcesz ich stracić, to powinieneś znowu się do nich uśmiechnąć - wzruszył ramionami.
- Martwiłeś się.. zabieraj je - ton z jakim wypowiedział te słowa wszedł mi na nerwy. Po cholerę on to w ogóle mówił.. uderzyłem lekko kluczami o jego klatkę piersiową, oddając mu je i zmarszczyłem brwi, patrząc w bok. Ręce zaś miałem skrzyżowane. - Nie zamierzam stąd wychodzić i oglądać twój mały teatrzyk. Mam wszystko czego potrzebuję. Wróć.. kiedy stwierdzisz, że chcesz abym opuścił schron.
- Chyba nie do końca mnie pan wysłuchał, panie Hopper. Mówiłem, że może pan wrócić na stanowisko jeśli pan chce, a to oznaczało i klinikę, i wprawy - wyciągnął klucze ponownie w moja stronę - Chyba, że pan nie chce, to zrozumiem.
- Świetnie, że pan rozumie, w takim razie grzecznie poproszę, wyjdź stąd - ostatnie dwa słowa powiedziałem agresywniej, patrząc mu w oczy z pewnego rodzaju, poczuciem wyższości w sytuacji.
-Dobrze więc, dziękuje za odpowiedź i miłego dnia życzę - skinął, chowając pęk kluczy do kieszeni. Zaraz ruszył w drogę powrotną, prosto do windy, zachowując się jakby faktycznie mało go to wszystko obchodziło. Nie myślałem jednak dłużej nad jego zachowaniem. To już był skończony temat. My już.. zbladłem i usiadłem na tej samej kanapie, chowając twarz w dłoniach. Clive śpiewał sobie u góry, więc nie hamowałem odruchu płaczu. Pieprzony świat.. kilka minut później zobaczyłem James'a, który wszedł do pokoju. Widząc mnie, odstawił tackę z jedzeniem i podszedł szybko, a ja wstałem i uniosłem ramiona, pozwalając się przytulić. On rozumiał. Wiedział, że.. nie pokocham go tak, jakby tego chciał, ale wciąż dawał mi ciepło, za którym tęskniłem.
- Myślałem, że się ucieszysz, a nie zasmucisz.. - powiedział, gładząc moje plecy. Drgnąłem. - Poprosiłem go, żeby dał ci klucze..
- Więc to twoja sprawka - powiedziałem cicho i zaśmiałem się smutno, chowając twarz w zagięciu jego szyi.
- Earl.. on się zgodził, bo mu na tobie zależy.. - wiedziałem, że wypowiedzenie tych słów jest dla niego ciężkie, więc mogłem być pewien, że mówi prawdę. Ale co ja miałem z tą prawdą zrobić, jeśli wcześniej Maks wybrał pracę zamiast mnie? Nie chciałem się już z niczym kryć. Niewiele myśląc, odsunąłem się i złapałem go za policzki.
- Nie mówmy już o nim, porozmawiajmy o nas.

| trochę.. zmienione |

Obserwatorzy