Z dnia na dzień było ze mną coraz lepiej, nie czułem się przemęczony, czy zestresowany. Tej nocy, kiedy Earl zajmował się mną tak delikatnie, nie mam prawa zapomnieć. Była cudowna, boska. Co jak co, nie mogłem zapomnieć o swoich obowiązkach. Mój chłopak pomagał mi w papierach, ale to nawet za dużo roboty. Jak na niego. Pozwoliłem mu tak ze mną popracować kilka dni, po których powiedziałem, że od danego momentu mogę sobie poradzić sam. Kiedy tylko wróciłem do pracy, pierwsze co to opierdoliłem Hanne, za to co zrobiła. Oraz dałem jej ostrzeżenie, że jeśli raz zrobi coś takiego, a zawieszę ją na określony czas. Nie pozwolę, by takie byle kobiety zniszczyły coś, co ledwo udało mi się uratować. Nie tym razem. Moje całe zaufanie do niej legło praktycznie w gruzach, razem ze spokojem i zdenerwowaniem. Miałem to gdzieś, teraz najważniejszy był dla mnie Earl, moje słoneczko. Niestety teraz musiałem go dzielić między dzieciaka i psa, który znalazł się w schronie dzięki mnie. No cóż..bycie królem na całej szachownicy było wkurwiające i praktycznie nie do zniesienia. Mieliśmy oddzielne pokoje, przez co mój chłopak praktycznie podróżował. Zaklinałem siebie w myślach, kiedy tylko wyobrażałem sobie tego bachora, śpiącego w jego ramionach praktycznie codziennie. Miałem cichą nadzieje, że się go kiedyś pozbędę. i Earl będzie tylko i wyłącznie mój.
* Dwa tygodnie później *
Odkąd wróciłem do pełni zdrowia zacząłem pracę nad pokojami, oraz niższymi piętrami. Potrzebowaliśmy więcej miejsca niż normalnie. O wszystko musiałem się zatroszczyć, nie było czasu na pomyłki. Przechadzałem się spokojnie korytarzem, kiedy to przypadkiem wpadłem na kogoś. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałem Earla. Dziwne, o tej porze powinien być w klinice..
- Um.. szukasz czegoś? stało się coś?- spytałem pospiesznie.
- Cliva nie ma praktycznie od godziny, szukam go i szukam.. - wziął głęboki oddech, zaraz spojrzał na mnie błagalnie.
- Poczekaj, uspokój się chłopie. Pomogę Ci go znaleźć. Na pewno nie przepadł i musi gdzieś być, może bawi się z tobą w chowanego.
- Max.. - mruknął poddenerwowany.
- No już dobrze, dobrze, nie bój żaby. Znajdziemy go, weź Riri i zacznijcie od samej góry, ja zacznę od niższych pięter, spotkamy się w środku.
Niezwłocznie ruszyłem w stronę windy, nie czekając na żadne słowa. Trzeba było tego dzieciaka znaleźć, sam mógł sobie coś zrobić, albo co gorsza, zepsuć ważny sprzęt. Kiedy tylko zjechałem na sam dół zacząłem go nawoływać, szukać. Nie mógł wyjść ze schronu, za dużo strażników pilnuje wejścia. Trochę musiałem zwolnić tempo pracy, bo nasze piętra były jeszcze w remoncie. Wszystko było dosyć niebezpieczne, jeśli nie wiedziało się jak chodzić i gdzie chodzić. Przeszukawszy cały sektor, chciałem się już wrócić. Jednak.. znajoma sylwetka, pasująca do opisu zatrzymała mnie. To był dzieciak, na pewno on.. Siedział razem ze szczeniakiem, pod ścianą która ledwo się trzymała. Jutro miała zostać zburzona go końca, a on właśnie dzisiaj musiał na nią trafić. No Cholera!. Już chciałem wołać ich obu, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu w tym samym czasie kiedy, to oboje zaczęli się bawić w berka. Niby wyglądało to niewinne, ale niebezpieczeństwo dalej istniało. Podszedłem wystarczająco blisko, jednak moje serce praktycznie stanęło, kiedy to Clive wleciał na ruchliwą ścianę. Padł tyłkiem na ziemie, a z góry zaczął się sypać tynk. Moja reakcja była natychmiastowa. Skoczyłem w ich kierunku, by jak najszybciej wypchnąć ich w miarę bezpieczne miejsce. Sam zaś nie zdążyłem się wydostać. Poczułem jak kamienie przygniatają moje ciało, odbierając mi dech w piersi. Nie miałem siły się podnieść, czy krzyczeć o pomoc. Dzieciak nie dałby rady tego samego unieść. Ugh.. słabo mi.. moja głowa.
< Earl>
Menu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz