- HOPPER! NIE MA MOWY, ŻEBYŚMY SIĘ PRZEDOSTALI, ZAWRÓĆMY! - usłyszałem krzyk mężczyzny, który zakrył twarz przed śniegiem i wiatrem. Nie było mowy, żeby powrót się udał.. rozglądałem się, próbując coś dostrzec, ale zamieć kompletnie mi to uniemożliwiła. Zostało rzucić się na oślep.
- NIECH KAŻDY TRZYMA SIĘ BLISKO - zawołałem i ruszyłem przodem. Po dłuższej chwili udało nam się trafić w ścianę jakiegoś budynku. Był z betonu więc istniała szansa, że uda nam się w nim normalnie przeczekać pogodę. Wyważyłem drzwi, wpadając do środka z ekipą i razem, wspólnie, zamknęliśmy je, przesuwając też szafę.
- Cholera, nic nie widze - mruknął starszy i włączył latarkę, zatykając nos. Smród który roznosił się w powietrzu był nie do wytrzymania. Wszyscy zakryliśmy twarze bandanami i ruszyliśmy głębiej.
- Szefie..
Całą grupą zbliżyliśmy się do kobiety, która stała przed jakimś pomieszczeniem. Gdy unieśli latarki, zobaczyliśmy.. młodziutkiego chłopca skulonego w kącie, obejmującego kolana, a potem.. jeden z facetów cofnął się i zwymiotował, a cała reszta odwróciła wzrok. Gapiłem się raz na ciała małżeństwa na łóżku, a raz na przerażone dziecko. Zaciskając pięści, zmusiłem się na podejście i kucnąłem przy nim..
- ..to twoi rodzice? - zapytałem miękko, hamując odruch wymiotny. Chłopczyk bał się, ale wreszcie pokiwał głową. Był porządnie ubrany i nie wyglądał na zagłodzonego, pewnie mieli duże zapasy.. zerknąłem do tyłu na kompanów.
- Kurwa, mieliśmy szukać bydła, hodowli, zapasów a nie kolejnych darmozjadów - skomentował jeden z grupy..
Musieliśmy czekać cztery dni zanim pogoda się poprawiła. Byłem prawie pewny, że wszyscy się o nas w bazie martwili. Powrót był męczący, tym bardziej dla mnie, bo musiałem dzieciaka nieść na rękach. Stanęliśmy wymordowani przed wejściem, aż w końcu nam otworzono. Wszedliśmy do środka i odetchnęliśmy z ulgą. Nikomu nic większego się nie stało, nie wliczając krwawych ranek na skórze od zimna. Szczęście jakie nastało na nasz widok było ogromne. Trochę mi to ulżyło. Maxwell również pojawił się na dole, by zobaczyć nasz powrót, ale przy wszystkich nie mógł nic powiedzieć. Minąłem go i ruszyłem do kliniki, chcąc przebadać chłopca. Położyłem go, rozbudziłem i po krótkiej chwili byłem pewien, że wszystko z nim okej. Ze mną już nieco gorzej, miałem brudną twarz od krwi którą musiałem wycierać, gdy leciała z nosa i czułem, że znowu będę przeziębiony. Przykryłem Clive'a, który przedstawił się wcześniej, by zostać zaatakowanym przez ramiona James'a.
- MYŚLAŁEM ŻEŚCIE TAM POZDYCHALI! - wydarł się i wtulił, a ja zaśmiałem się i odwzajemniłem gest, po czym usiadłem przy chłopcu. Ashworth przywitał się z nim z uśmiechem.
- Masz wielkie szczęście, gdyby nie ten pan, dalej siedziałbyś w tej zimnicy! - pouczył go. Prychnąłem rozbawiony.
- Już tak dzieciaka nie pouczaj - jeszcze chwilw siedzieliśmy razem i rozmawialiśmy. Opowiadałem mężczyźnie co działo się przez te kilka dni i jak znaleźliśmy młodego. Blondynek nic nie dopowiadał, dopóki nie zapytałem go o szczegóły śmierci rodziców. Odpowiedział, ale ciężko było mu wypowiedzieć słowa "umarli". Zabrałem go do swojego pokoju i pokazałem mu wszystko, wskazałem gdzie znajdują się ciuchy i wybrałem mu piżamę. Rozebrał się za kotarką ale miał problem z zapięciem guzików za dużej koszuli, co strasznie mnie rozczuliło. Pomogłem mu, podarowałem misia który stał na parapecie i położyłem go do łóżka, zostawiając zapaloną lampkę.
- Jak się czujesz? - zapytałem siadając obok i uśmiechając się. Nieśmiało objął pluszaka i gapił się na mnie tymi dużymi oczkami. Nie zmuszałem go do odpowiedzi, zamiast tego, pocałowałem go w czoło i poczochrałem włosy. Nie ruszyłem się z miejsca, dopóki nie zasnął.
- Śpij słodko - mruknąłem gasząc światło i zjechałem windą, kierując się do pokoju przywódcy. Gdy wchodziłem, stał właśnie przy szafie z papierami i coś odkładał. Podszedłem do niego i przytuliłem go mocno, wzdychając ciężko.
- Maks.. - ciepło jego ciała i zapach uspokoił mnie. Musiałem trzymać nerwy na wodzy przez ten cały czas. Byłem obolały i wymordowany, ale tak bardzo za nim tęskniłem. Puściłem go, a gdy ten się odwrócił, uczepiłem się palcami za jego rękaw. - Dzieciak usnął.. postanowiłem się nim zająć. Z nikim innym nie chciał rozmawiać.
| ueueueueu |
Menu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz