Wiecie jak cholernie trudno opisać jest moje szczęście, kiedy obudziłem się tamtego ranka wciąż czując na sobie jego zapach i ciepło? Była to chwila, przebudzenie, ale wszystkimi zmysłami odbierałem wtedy coś, co należało do Maxwell'a i czułem się z tym wspaniale. Nie było go już, ale wiedziałem, że to normalne. Po co miałby czekać, aż się obudzę. Sam wstałem i z głupim uśmiechem zakochanego szczeniaka wróciłem do pokoju, przebrałem się i poszedłem coś zjeść. Kolejne dni były idealne. Chodziłem do niego i zostawałem z nim czasami nawet na godzinę czy dwie, rozmawiając o wszystkim i niczym, a dwa razy nawet wybraliśmy się razem na kolację. Wszystko byłoby pięknie i jak w bajce, gdyby szóstego dnia nagle nie otworzono bramy. W moim obowiązku było obserwowanie nowo wchodzących i stanie w pogotowiu, gdyby ktoś potrzebował natychmiastowej pomocy. I w tym wypadku tak się stało. To żołnierze byli pierwszymi, którzy wybiegli na zewnątrz z uzbrojeniem i wrócili się, a jeden z nich niósł na rękach.. młodą dziewczynkę. Krwawiła, była cała w szronie, blada i pozbawiona życia. Nie wiele myśląc rzuciłem się w ich stronę i zabrałem ją od mężczyzny, biegnąc do windy. Oni ruszyli za mną, a kiedy znaleźliśmy się przy klinice, wydarłem się, by zostali. W środku położyłem ją na łóżku i szybko zawołałem Ashwortha, który pomógł mi nieco ją ogrzać i obejrzeć. Oddychała, ale była nieprzytomna. Rozerwaliśmy jej koszulkę i spojrzeliśmy na ranę, która była szeroka na sześć centymetrów, głęboka na przynajmniej cztery, jakby coś dosłownie się w nią wbiło. Niezwłocznie zaczęliśmy oczyszczać ranę, gdy jej serce nagle przestało bić. Krzyknąłem by coś zrobił, a ten pobiegł po respirator. Jeden impuls. Drugi. Trzeci. Jej serce znowu zabiło, co dało nam nieco więcej czasu. Podaliśmy jej antybiotyk, zaszyliśmy ranę i cały czas monitorowaliśmy czy nie ropieje. Trwało to kilka godzin, ale dla nas była to wieczność bez chwili wytchnienia. O godzinie dwudziestej trzeciej, serce dziewczynki znowu stanęło. O godzinie dwudziestej trzeciej dwadzieścia, Ashworth który odciągnął mnie od niej, stwierdził zgon. Ale do mnie to nie docierało. Jeszcze niedawno żyła, miała szansę, zajęliśmy się nią.. dziewczynka nigdy nie ujrzała nas, więc umarła tak, jakby nikt jej sprzed schronu nie przyniósł. Zostałem wyprowadzony z sali zaraz po tym, jak wyczyściłem się z krwi i przebrałem. Czułem się jak w transie. Widziałem jej śpiącą twarz przed oczami i byłem pewien, że gdybym wrócił.. idąc korytarzem, natknęliśmy się na Maxwell'a.
- Co z nią? - zapytał, bo najprawdopodobniej dowiedział się już o całej sytuacji od trzeciego medyka, który miał najmniejsze doświadczenie więc tylko podawał nam potrzebne rzeczy. Nie spojrzałem mu w oczy, ani nie odpowiedziałem. Zrobił to za mnie Ash.
- Nie udało się jej uratować.. jej organizm się poddał - słysząc to odepchnąłem od siebie jego ramię którym mnie obejmywał i ruszyłem do windy. - Hopper!
Wszedłem do środka i wybrałem najwyższe piętro, a gdy ta ruszyła, kopnąłem ścianę. Wchodząc do środka, po schodach w górę, jedyne o czym potrafiłem myśleć to jej martwe ciało i to jak bardzo wszystko zepsułem. Chodząc po pokoju i szarpiąc za włosy próbowałem opanować atak paniki, ale wreszcie jedyne co zadziałało, to uderzenie w ścianę. Nie dość, że sam się zraniłem, to ten ból trochę mnie uspokoił. Rzuciłem się na łóżko.
- Pierdolone.. - wyszeptałem urywając i ścisnąłem poduszkę. Przez kilka następnych dni nie potrafiłem normalnie funkcjonować. Najgorzej było mi spotykać przywódcę, który próbował ze mną porozmawiać, ale ja nie chciałem. Omijałem go, albo prowadziłem proste konwersacje i odchodziłem. Jednego dnia, postanowiłem jednak zjeść z nim, ale to rozmowie z Ashworth'em, który marudził mi, że zachowuje się okropnie. Heh. Możliwe. Szliśmy obok siebie w kierunku jego pokoju, a tam postawiliśmy talerze na biurku i oboje zajęliśmy się jedzeniem czegoś na wzór kaszy.
- Earl wiesz, że możesz ze mną porozmawiać - zaczął unosząc na mnie spojrzenie. Nie odpowiedziałem. - będzie ci lżej.
- O czym chcesz ze mną rozmawiać, co chcesz usłyszeć? - zapytałem gwałtownie prostując się i patrząc na niego z wyrzutem. - Chcesz posłuchać o tym, jak próbowałem uratować życie małej dziewczynki przez kilka godzin, ale zjebałem? Chcesz dowiedzieć się, jak bardzo krwawiła, albo jak bardzo jej rana śmierdziała? A może chcesz, teraz przy jedzeniu, dowiedzieć się jak to jest kogoś zabić i żyć z tą myślą?
Już tego w sobie nie trzymałem. Już nie potrafiłem. Oparłem ręce na bokach twarzy i pozwoliłem kilku łzom spłynąć, zanim wstałem i odeszłem kilka kroków, zatrzymując się przed jego łóżkiem. Słyszałem jak wstaje.
- Hopper, nie zabiłeś nikogo, czasami nie da się uratować każdego - powiedział, kładąc rękę na moim ramieniu. Odsunąłem się i znowu spojrzałem na niego z wyrzutem.
- Łatwo ci mówić, Sparda - warknąłem.
- Widziałem raport, jej nie dało się uratować, przestań się obwiniać.
- Ty na prawdę myślisz, że to jest wytłumaczenie? - zmarszczyłem brwi i uśmiechnąłem się wrednie. - W takim razie wszystko inne też sobie tak wytłumaczę!
Popchnąłem go na łóżko tak, że padł całym ciałem i stanąłem przed nim, kiedy ten usiadł. Złapałem go za brodę i uniosłem w górę, przyglądając się jego twarzy.
- Jej nie dało się uratować co? Mnie też nie da się uratować, zdajesz sobie sprawę, jak samotny jestem? Co czuję? Nie. Bo ty nigdy ku.rwa na to nie zwracasz uwagi. Wiesz jak ty na mnie działasz? Wszystko co robisz.. - niespodziewanie, kolejne kilka łez spłynęło po moich policzkach. Sam już nie wiedziałem, co robię i mówię. Popatrzyłem mu w oczy załamany i padłem na kolana, gapiąc się na niego.
- Hopper..
- Maks, ja sobie z tym nie radzę.. nie musisz patrzeć.. potrafię sprawić, by było ci jak w niebie, tylko proszę, daj mi szansę i mnie zaakceptuj.. lub pozwól zagłuszyć te poczucie winy - wyszeptałem i złapałem go za spodnie, ciągnąc nimi lekko, po czym złapałem za zamek rozporka. Złapał mnie za nadgarstki, ale odsunąłem jego ręce z siłą i rozpiąłem go, kładąc dłoń na bieliźnie na prąciu, pocierając. Nie patrzyłem mu już w oczy. Nim zdążył zaprotestować, popchałem go z powrotem do tyłu by leżał z nogami na ziemi, po czym pociągnąłem jego spodnie w dół do kostek, pochylając się nad prąciem i układając na nim usta przez bokserki. Kątem oka widziałem, jak przeciera twarz obiema dłońmi, ale to mi już nie przeszkadzało. Chciałem tylko pozbyć się myśli o tej dziewczynce i zrobić coś, co da komuś choćby głupi orgazm, ale był za moją sprawą. Chciałem coś od siebie dać. Zsunąłem nieco materiał odsłaniając jego grację, którą złapałem u trzonu w dłoń i przesunąłem nią po długości, pochylając się znowu i liżąc główkę i zasysając się na niej z mokrymi oczami, oraz czerwonymi uszami od zawstydzenia.
| ftftfftft |
Menu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz