- Nah, możesz się dzisiaj przespać u mnie - powiedział, kiedy podnosiłem oba talerze z zamiarem zabrania ich do kuchni. Wyprostowałem się i spojrzałem na niego, chwilę zastanawiając się nad propozycją. Świetnie nam się rozmawiało, dobrze było poznać go bliżej, ale z drugiej strony nie chciałem nadużywać jego gościnności i zabierać mu cenny czas.
- Na pewno..? - zapytałem niepewnie. - Mogę po prostu wrócić do siebie, to nie tak, że mam super daleko.
- Jak chcesz, mówię tylko, że możesz - odpowiedział. Nie wiem czego ja oczekiwałem, Maxwell nie był człowiekiem, którego łatwo było rozszyfrować. Jednego razu był wyjątkowo przyjazny, a jeszcze innego zachowywał się obojętnie. Pokręciłem głową i odstawiłem naczynia.
- Mogłeś powiedzieć, że bardzo chcesz, żebym został - rzuciłem na żarty i podszedłem do łóżka, wchodząc na nie i upadając na plecy. Przeciągnąłem się smacznie i mruknąłem z zadowoleniem kiedy kości nieco strzeliły. Nie widziałem jego miny, ale zapewne wywrócił oczami, przysiadając do biurka. Uniosłem powieki patrząc na to, co robi. - Zamierzasz pracować?
- Tylko to dokończę - nie potrafi dać sobie choćby chwili wolnego. Nadymałem policzki i zsunąłem się z łóżka, podchodząc do niego, po czym usiadłem na biurku obok papierów, zabierając mu je z rąk. Pierw sięgnął po nie automatycznie, a potem poddał się, bo nie dosięgał. - W takim tempie nigdy tego nie skończę, zostaw.
- Chcę zobaczyć - obniżyłem papierki i zacząłem czytać, ale nie znalazłem w nich nic ciekawego, do czego mógłbym się doczepić. Poczułem na kolanie jego dłoń, ale z naszej dwójki, tylko ja odebrałem to inaczej niż tylko zwrócenie na siebie uwagi.
- Earl, nie bądź dzieckiem - na te słowa prychnąłem i oddałem je, odchodząc i z powrotem glebiąc się na łóżku. Mężczyzna pokręcił głową.
- Ciekawe ile ty masz lat, że nazywasz mnie dzieckiem..
- Dwadzieścia dwa - uniosłem brwi i po chwili zaśmiałem się krótko. - No co?
- Jestem od ciebie starszy o dwa lata - położyłem się na boku. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy o wszystkim i niczym, zanim niesiony zmęczeniem, odpłynąłem w krainę snów, dopóki nie obudziło mnie skrzypienie łóżka, gdy przywódca położył się po drugiej stronie i przykrył kołdrą. Był odwrócony przodem do mnie. Minęło trochę czasu, on już dawno spał, a ja ciągle nie potrafiłem powrócić do błogiej nieświadomości. Otworzyłem więc oczy i spojrzałem na jego twarz, przyglądając jej się z bliska. Uśmiech mimowolnie wkradł się na moją buzię. Na prawdę cieszyłem się, że mogę spędzać z nim tak dużo czasu. Był zwykłym człowiekiem jak każdy inny, stracił rodziców, był tu sam i musiał się wszystkim zajmować. W pewnym sensie podziwiałem go. Uniosłem dłoń i zaczesałem pasmo włosów Maksa za ucho i ją zabrałem. A potem jak za dotknięciem magicznej różdżki, usnąłem blisko niego.
| perefere |
Menu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz