piątek, 1 grudnia 2017

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Wyszedł. Patrzyłem jak z obojętnym wyrazem twarzy wychodzi z pomieszczenia i oddala się, zostawiając mnie samemu sobie. Nagle zaczęło docierać do mnie, co ja właściwie wyrabiałem.. oparłem twarz o otwarte dłonie i nabrałem wdechu, próbując opanować emocje i jakoś pozbierać myśli, ale za nic nie potrafiłem tego zrobić. Nim się zorientowałem, mój organizm sam wyczuł czego potrzebuje i powoli odpłynąłem w krainę snów, leżąc na boku. Moje nogi dalej znajdywały się na podłodze, więc była to bardzo nieprzyjemna pozycja, ale nie trwałem w niej długo, bo podczas mojej wędrówki po krainie marzeń, do pokoju przyszedł lekarz który ułożył je na łóżku i przykrył mnie kocem. Nie zdawałem sobie sprawy, że konsekwecją głupiego wypadu będzie dla mnie gorączka tak wysoka, by swoją mocą prawie mnie zabić. To mówiąc, pod wieczór kiedy wszyscy zbierali się do snu, mój opiekun wziął mnie pod pachę i zaprowadził do windy, a potem wpakował do łóżka, wychodząc na jakiś czas. Byłem na tyle nie świadomy, że nie potrafiłem powiedzieć, czy było to kilka minut, czy godzin. Wreszcie jednak zjawił się z powrotem, niosąc jakieś tabletki i zimny okład na czoło. Byłem mu tak cholernie wdzięczny.
Choroba utrzymywała się przed następne trzy dni, które spędziliśmy w swoim towarzystwie. Temperatura spadała bardzo wolno, ale już pod koniec trzeciego dnia byłem w stanie prowadzić z nim ciekawą konwersację i nie jęczeć z bólu. Z początku nieco mnie krępował tą ciągłą obserwacją, ale kiedy się do tego przyzwyczaiłem, zacząłem go po prostu lubić. Był on nieco starszy ode mnie, miał większe doświadczenie lekarskie i życiowe, był sprytniejszy, ale także nieco naiwny. Rozmawialiśmy o swojej przeszłości, tym jak dowiedzieliśmy się o schronie i po prostu.. o głupotach. Czwartego dnia przyszedł z syropem i zaproponował, bym wziął prysznic. Skusiłem się i po godzince zbierania się i mycia, wróciłem do pokoju czysty i pachnący. Widząc mnie wyglądającego prawie jak porządny człowiek uśmiechnął się i klepnął mnie w ramię.
- Może powinieneś powiadomić Maxwell'a, że już wydobrzałeś co? - zapytał, a ja automatycznie się spiąłem. Nie chciałem go spotykać, bo dalej pamiętałem swój durny pocałunek. Na cholerę ja to robiłem. Widząc moją postawę zaśmiał się. - Daj spokój, on już pewnie zapomniał. Przynajmniej wiesz, że nie możesz robić sobie nadziei bo nie wyjdzie.
- Mhm - burknąłem. Nie dodał nic do tego, oboje zeszliśmy na jedzenie a potem zabrał mnie do laboratorium, gdzie wróciłem do pracy nad przekaźnikiem. Nie tak łatwo było wszystko połączyć i zaprogramować, ale często podchodzili do mnie inni pracownicy zaciekawieni i komentowali pozytywnie ten pomysł. Nowy przyjaciel, doktor, również przychodził co jakiś czas i sprawdzał, czy wszystko w porządku.

| no, no, no. |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy