sobota, 16 grudnia 2017

Od Ririchiyo cd Earla i Kiuyki'ego "Postapokalipsa"

Z cichym pomrukiem przewróciłam się na bok i wtuliłam twarz bardziej w poduszkę. Było mi tak przyjemnie, tak ciepło i błogo... Na próżno próbowałam odszukać ostatni raz, kiedy się tak czułam. I to poniekąd dało mi do myślenia. Kolejną rzeczą, która skłoniła mnie do trzeźwiejszego namysłu, była czyjaś rozmowa.

Otworzyłam powoli powieki, krótkim spojrzeniem ogarniając jasne pomieszczenie. W oczy rzucały się przede wszystkim blade kolory, które kojarzyły mi się jedynie ze szpitalem. Ale co ja bym robiła w szpitalu? Ponownie otworzyłam oczy, już na dłużej, dlatego dostrzegłam więcej niż poprzednio. Skupiłam swój wzrok na dwóch postaciach siedzących na krzesłach, które początkowo były dla mnie zupełnie niewyraźne. Dopiero po kilku sekundach w rozmazanych postaciach udało mi się dostrzec zarysy dwóch mężczyzn.

Podniosłam się na łokciu, uważnie obserwując obu, a drugą ręką pocierając bok głowy. Blondyn podniósł się z siedzenia i podszedł do mnie, nakazując wcześniej gestem ręki białowłosemu pozostanie na swoim miejscu. Wyciągnął z kieszeni niewielką latarkę i zaczął świecić mi nią po oczach, przez co szybko odepchnęłam jego rękę.

- Nic mi nie jest... - Warknęłam, przenosząc spojrzenie na spokojnego chłopaka w jasnym ubraniu, który posłusznie siedział na krześle. - Gdzie ja właściwie jestem?

- W Tokijskiej Stacji Badawczej. - Blondyn odpowiedział pogodnie, odwracając się do szafki, na które leżały przeróżne rzeczy. Prychnęłam cicho, ześlizgując się z pościeli na chłodną posadzkę. Zerknęłam na swoje stopy, które odziane tylko w ciemny materiał odznaczały się od białych kafelków. Rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu, w poszukiwaniu swojej torby, która spoczywała koło drzwi prowadzących, jak liczyłam, na korytarz.

Nim złotowłosy zdążył odwrócić się ponownie w moją stronę, śpiesznym krokiem ruszyłam do drzwi, przy okazji zabierając swoją własność. Nim zniknęłam za drzwiami, zdążyłam jeszcze obdarzyć nieprzyjemnym spojrzeniem białowłosego, który siedząc spokojnie na krześle, obserwował mnie uważnie.

Tuż za zakrętem moich uszu dobiegły krzyki mężczyzny za moją osobą, ale niespecjalnie się tym przejęłam. Niestety prawdopodobnie cały budynek wyłożony był płytkami, na których bez obuwia się ślizgałam, dlatego przerzuciłam pasek od torby przez ramię i przytrzymując się ściany, pomknęłam przed siebie najszybciej jak mogłam.

- Stój! Zatrzymajcie ją! - Krzyki za moimi plecami zwróciły uwagę dwóch rosłych ochroniarzy, którzy stali kilka metrów przede mną. Gdy tylko zrozumieli polecenie, zagrodzili swoimi ciałami całe przejście. Może gdybym była większa, sprawiłoby mi to kłopot, jednak ze swoim wzrostem, z łatwością prześlizgnęłam się między ich nogami. Dosłownie wskoczyłam na podłogę między nimi, szorując prawym biodrem po gładkich płytkach. Z pomocą ręki podniosłam się zaraz za nimi, starając się nie zwalniać tempa.

- Po prostu oddajcie mi moje ubrania, nie mam zamiaru tu zostawać! - Zawołałam odwracając się do blondyna, który raczej nie planował zrezygnować z gonienia mnie. Widziałam jego twarz dość dokładnie i to jak jej wyraz stopniowo się zmieniał. Początkowo malowała się na niej determinacja, potem nagle wstąpiło ogromne zdziwienie, które natychmiast zmieniło się w przerażenie.

- Clive! - Jedno jego słowo sprawiło, że momentalnie zwróciłam spojrzenie przed siebie na niewielkiego białowłosego(?) chłopca, który patrzył na mnie dużymi oczami, bez większego zdziwienia. Mój mózg szybko zarejestrował schody, przed którymi stał dzieciak i niemal od razu przed oczami pokazała mi się niezbyt przyjemna scena. Odległość między mną a malcem była zbyt duża, bym wyhamowała.

Uderzyłam palcami lewej stopy w podeszwę buta chłopca i poleciałam w przód, zabierając go razem ze sobą. Natychmiast zacisnęłam ręce na jego klatce piersiowej, przytulając do siebie i starając się jak najbardziej ochronić go swoim niewielkim ciałem. Miałam wrażenie, że czas zwolnił, kiedy tuliłam do siebie jasnowłosego, robiąc razem z nim dwa przewroty w powietrzu ponad schodami. To było dziwne uczucie i minęło dopiero, gdy huknęłam plecami o twardą ziemię, robiąc kolejne przewroty z młodym, wtulonym we mnie.

Zatrzymaliśmy się dopiero pod ścianą, o którą oparły się moje nogi. Chłopczyka otulałam szczelnie ramionami, modląc się w duchu, by nic mu się nie stało. Gdy ten się poruszył, poluzowałam uścisk, puszczając go po chwili zupełnie i zerkając w górę na wystraszonego blondyna, który podbiegł do nas nieco zdyszany. Maluch podniósł się ze mnie i przytulił mocno do mężczyzny, który był bardziej wystraszony niż on sam.

- Chryste, Clive, nic ci nie jest? - Przeczesał ręką jego czuprynę, po czym spojrzał na mnie niezadowolony.

- Tato, popatrz. Ta pani ma żelki. - Mruknął chłopiec, spoglądając na moją otwartą torbę, której częściowa zawartość rozsypała się. Również popatrzyłam w tym kierunku, uśmiechając się lekko pod nosem. Może jednak zostanę na trochę?

Odetchnęłam głęboko, sycząc z bólu. Bolała mnie głowa, nie wspominając już o całej klatce piersiowej, która została zmiażdżona z obu stron.



<Kiyuki? Earl? W końcu napisałam, nie krzyczcie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy