No proszę, czyli dla wielu byłem tylko zimnym dupkiem. I pewnie wszyscy mają mnie dosyć, cóż za ironia losu. I jeszcze powiedziała to osoba na której mi zależy, nie ma co mój związek jest na prawdę udany i w ogóle. Pierw bachor staje między mną a Earlem, teraz nowy, buntowniczy człowiek obozu. W jakim świecie ja żyje..? Westchnąłem, zakładając ręce za głowę. Mogę siebie już chyba spisać na straty, ale ugiąć się nie ugnę. Ktoś musi tutaj mieć twardą rękę, inaczej wszyscy by mi weszli ma głowę. Kilka dni powinno ostudzić jego temperament, nic mu się nie stanie, to nie są krytyczne warunki. Niech się lepiej cieszy, ze byłem taki wyrozumiały. Mogłem go zarysować ostrzem, jednak to równało się z wykorzystaniem kilku bandaży. W sumie co ja pieprze, nikomu nie zrobiłbym krzywdy. Jestem na to stanowczo za miękki, dziecięce wybryki to co innego.
- Panie Maxwellu- usłyszałem głos jednego ze strażników.
- Tak? słucham? - przeczesałem dłonią włosy.
- Chciałem tylko przekazać raport, byliśmy na ostatnie wyprawie starałem się wszystko starannie wypełnić.
- Ooo, dziękuje bardzo- wziąłem w dłonie dosyć gruby plik kartek, który wyglądał na więcej niż jeden raport, chociaż może kto wie, napisał wszystko ze szczegółami.
- Do zobaczenia później, proszę się niedługo spodziewać następnego raportu. Następna grupa rusza dziś wieczorem.
- Ay, Ay! Przeczytam wszystko, jak najszybciej potem się do Ciebie odezwę- skinąłem na strażnika, który odszedł.
No cóż, przynajmniej on miał przynajmniej jakikolwiek humor, ja ostatnimi czasy go nie mam. Westchnąłem, ruszając do swojego pokoju, musiałem sobie wszystko przemyśleć. Wystarczająco nerwów już dzisiaj zebrałem, więcej mi nie potrzeba. Naszej osiwieje i będę cholernie brzydki na młode lata. Nie wiem czemu, kiedy o tym pomyślałem, zaśmiałem się sam do siebie. Musiałoby to wyglądać przekomicznie, ale kto wie czy jeszcze dożyje. Równie dobrze jutro może nastać trzęsienie ziemi, czy kurde.. UFO przyleci i nas wszystkich na badania weźmie.
-Maxwell.. - zaczęłam, wchodząc przez drzwi do mojego azylu- jesteś pojebany i to zdrowo. Później możesz iść do wariatkowa, ale teraz obowiązki. Dopiero potem możesz się wysłać do wariatkowa, o ile jeszcze jest takie coś na świecie.
Śmieszkowałem tak jeszcze chwile, zanim to nie zasiadłem przy biurku. Cały stos raportów musiał zostać przejrzany od deski do deski, oraz podpisany. Niby zwykła robota, jednak zaniepokoiłem się mocno, kiedy to ujrzałem imię i nazwisko praktycznie na każdej stronie. Co mu.. coraz szybciej zacząłem przerzucać kartki, jak oszalały zliczając wszystkie godziny. Cholera, debil się przepracuje.. O ile już tego nie zrobił. To dało mi do myślenia, zastanawiałem się tak długo, kiedy to moja mózgownica nie uświadomiła sobie, że stan mojego partnera nie był najlepszy.
- Kurwa Maxwell ty skończony idioto..- westchnąłem, odpychając się od biurka.
Przejechałem tak przez cały pokój, prosto do mojego łóżka, na które postanowiłem się po chwili położyć. Tyle lat żyłem już na tym świece, a dalej nie umiałem się dostosować do niektórych rzeczy. Byłem takim wielkim dużym dzieciakiem. No cóż, czasu nie cofnę, ale mogę to chociaż trochę naprawić, dam mu kilka chwil oddechu od mojego towarzystwa. Później pójdę i go przeproszę, tak.. To będzie to, ale niech sobie nie myśli, że polubię tego bachora. Musiałby stać się cud, w który nie wierze. Na to wszystko istnieje naukowe wytłumaczenie, to mówili mi rodzice odkąd pamiętam. Chcieli, żebym był kimś, uczył się jak najlepiej, i zdobywał same dobre oceny. Można powiedzieć, że osiągnęli ten cel, bo wyniki miałem najlepsze. No.. Prawie. Tęskniłem za nimi, bardzo.. i to ich pierdolenie o tym, że nie umiem znaleźć sobie pracy. Bezcenne.
<Earl?>
Menu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz