wtorek, 5 grudnia 2017

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Zabawne jak łatwo było wyprowadzić mnie na tyle z równowagi, żebym podjął się tak drastycznej akcji. Nie wiem dlaczego Ashworth się zgodził na to wszystko, ale w tamtej chwili nie obchodziło mnie ani dlaczego, ani to, że to ja byłem powodem dla którego później miał mieć problemy. Chciałem po prostu zrobić coś co pokaże, że jeszcze żyję, że jestem młody i potrafię dać sobie chwile szaleństwa. Razem po cichu zeszliśmy w te samo miejsce, gdzie wcześniej złapałem młodego na kradzieży i popychając się nawzajem rozbawieni, weszliśmy do niezabezpieczonej jeszcze skrytki. Musieliśmy przejść kawałek labiryntu półek, zanim dotarliśmy do tej, na której leżało kilkanaście butelek czystej wódki. Zagryzłem wargę i wziąłem jedną flaszkę, on zaś złapał za jakąś cytrynową mieszankę i jak szczeniaki uciekliśmy stamtąd, idąc prosto do mojego pokoju. Tam, nikt oprócz młodego, nie miał prawa nas znaleźć, a Clive był przecież pod opieką Ririchiyo. Wpadłem na łóżko i wczołgałem się dalej, siadając na kolanach i poczekałem aż też wejdzie, by otworzyć butelkę zadowolony i upić ogromny łyk. Na raz zachciało mi się kaszleć i lekko się zakrztusiłem, krzywiąc na smak, ale nawet i on nie przeszkodził mi brać kolejne łyki kilka minut później. Położyłem się na boku, przodem do niego, a on zrobił to samo i też popijał.
- Słucham cię tak.. i dalej nie dowierzam! - powiedział marszcząc brwi, a dłonią wystrzelił do przodu, czochrając moje włosy powoli. - Ty? Że pupilek, mph.. haha.. kraść?
- Oh utkaj się, Ashworth - zachichotałem, kładąc się na plecach z czerwonymi policzkami, oraz uniesioną nogą. Mój humor był niesamowity, a umysł przyćmiony. - Ja już.. nie jestem żadnym pupilkiem.
- No nie! - jęknął teatralnie i położył się podobnie do mnie, unosząc flaszkę do góry. - Zdrowie porzuconego Erlusia!
- Zdrowie, kurwa - złapałem za cytrynówkę i otworzyłem, razem z nim, na raz biorąc łyka. Moje było jeszcze gorsze i miałem ochotę wypluć każdą kroplę, ale jakoś przeszło przez gardło. Charknąłem.
- Znudziłeś się co? - wydął usta i popchnął mnie z powrotem do pozycji leżącej, samemu siadając. - Mówiłem ci, odpuść sobie, prześpi się z tobą kilka razy i będzie spierdalaj, a ty nic mu zrobić nie możesz.
- Chuj, spaliśmy ze sobą tylko raz.
- O cie pierdole.. przez tyle miesięcy?! - uniósł brwi i wybuchnął śmiechem. Cały czerwony uderzyłem go z pięści w ramię.
- Coś ty sobie nawymyślał..
Śmieszkując dopiliśmy oba trunki i najebani w trzy dupy stwierdziliśmy, że w sumie szkoda nam dzieciaka i podpierając się nawzajem, zjechaliśmy tam, gdzie go zamknęli. Cieszyłem się jak debil za każdym razem gdy potknąłem się o powietrze, albo kiedy James śpiewając ciągnął za klamkę.
- Debilu to jest na klucz - zarechotałem, wsadzając koniuszek palca w dziurkę i próbowałem coś wykombinować ale chyba nie tak to działa. Zmarszczyłem brwi i skupiłem się, by machnąć na to dłonią i prawie się przewrócić. - O mamusiu..
- Stary.. - podniósł mnie i pacnął w pierś, opierając na chwilę o ścianę. - Nie wiem jak ty, ale żem spirytusu ni chuja nie pił, a podobno mocne.
- Ty dziku, na spirytusie.. tak mieszać..
- No cho, nie bądź cipa - no i tu mnie zamknął, jego argumenty wygrały, doczołgaliśmy się jakoś pod klinikę i dopiero wtedy zorientowałem się, że mam zapasowe klucze do prawie wszystkiego. Prawie. Zacmokałem.
- Nosz mogłem mu drzwi otworzyć no nie, a niech siedzi, dupa mu zmarznie to przeprosi.. nos mi rozwalać.. - wyburczałem i próbowałem wcisnąć klucz w dziurkę, ale nie wychodziło. James nie mogąc wytrzymać, bo chciało mu się siku, sam złapał za małe coś i zniknął w środku, zostawiając mnie na pastwę losu samotności. Lekkim, niestabilnym krokiem podszedłem do jednego z biurek i oparłem się o nie tyłkiem, jak i dłońmi z tyłu. Gapiłem się w drzwi łazienki dla pacjentów, dopóki z nich nie wyszedł. Szedł tak jakoś koślawie i śmiesznie, ale moja wizja była tak naruszona, że tego nie zauważyłem. Z daleka zamachał brwiami i zbliżył się. Oboje gapiliśmy się na siebie w dziwnej ciszy. Trudno opisać, czy w ogóle coś wtedy myślałem, czy czułem, czy cokolwiek. Chyba chciałem sięgać do szafki po spirytus, kiedy jego ramiona oplotły się wokół mojej talii, a on nachylił się, bez pytania całując mnie namiętnie, lecz powoli. Wpierw jedynie zamknąłem oczy, nie odpowiadając, ale połączenie zdenerwowania, podniecenia i alkoholu doprowadziło do tego, że pozwoliłem sobie na dzikość. Zacząłem oddawać pocałunki i zarzuciłem ręce na jego szyję, wzdychając, gdy zaatakował moją szyję niezdarnymi ugryzieniami i mokrymi całunami, badając moje ciało. Gdybym miał powiedzieć co o tym sądzę na trzeźwo, pewnie napomniałbym, że dziwnie było być bardziej uległym, ale kogo to wtedy obchodziło. Nim się zorientowałem, oboje skończyliśmy bez koszulek, ja bez spodni, wyjątkowo wczuwając się i nareszcie uporałem się z jego rozporkiem. Nic więcej nie było mi dane zrobić, bo popchał mnie do tyłu, zdejmując bieliznę i dociskając swoje biodra, choć wciąż w bokserkach. Zasyczałem groźnie.
- Nie lubię tak - nawiązałem do bycia osobą uległą, jednak on nic sobie z tego nie zrobił. Cholera, żebym jeszcze pamiętał, kiedy zaczęliśmy a kiedy na prawdę skończyliśmy pieprzyć się na tamtym biurku. Ostatnie co pamiętałem to wymiotowanie w jego pokoju i płakanie bez powodu. Potem, film mi się urwał. Poranek był jednym wielkim koszmarem. Budzisz się, dochodzi do ciebie jak bardzo zjebałeś, dociera do ciebie, że zdradziłeś kogoś kogo wciąż cholernie kochasz, a potem zaczynasz obwiniać się za wszystkie możliwe nieszczęścia życiowe. Nie powinienem był, ale koniec końców pokłóciłem się również z James'em, wyzywając go i zrzucając winę na niego, zamiast popatrzeć na siebie i to, że nie potrafiłem się upilnować. Mogłem go odepchać.
- Jak ja mam mu spojrzeć w oczy - zapytałem sam siebie, stojąc pod prysznicem, pozwalając ciepłej wodzie spływać po moim ciele. Oparłem czoło o ściankę i zacisnąłem pięści. Mam go unikać? A może od razu pójść, udawać, że wszystko okej? Czy zauważy, że wczoraj piłem? Poczekałem więc do obiadu, żeby wszystko mi się ułożyło, a potem.. poszedłem do niego. Jak syn marnotrawny.

| cusz, przynajmniej sobie ulżyłeś |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy