niedziela, 10 grudnia 2017

Od Earla cd Maxwella "Nowy start"

Zimno.
Jest mi tak cholernie zimno..
Każdy kolejny dzień, był jak kolejny gwóźdź do trumny. Zamieć trwała w najlepsze, a ja nie mogłem już wstać. Czułem się słaby, wszystko mnie bolało, a potem nie czułem już nic. Gdyby nie zapałki i gazety, już bym nie żył. Udało mi się je rozpalić i schować się w cieplejszym miejscu. Gdy pogoda się poprawiła, od razu wyruszyłem w drogę powrotną. To nie była moja wina.. nie tym razem.
Spojrzałem na zdenerwowaną twarz Maxwell'a i powoli trawiłem jego słowa. Wiedziałem, że zdenerwuje go moje nieposłuszeństwo, ale nie do tego stopnia.. złapałem za szelkę plecaka i bezsilnie zsunąłem ją ze swojego ramienia, a potem pozwoliłem torbie spaść na ziemie. Zakaz do odwołania.. mam siedzieć, znowu.. i nic nie robić. Poczułem się słabo.
- Nie możesz.. - powiedziałem cicho, chcąc zrobić krok w przód, ale od razu upadłem do przodu i zwinąłem się, ledwo kontaktując. Ludzie podbiegali i odsuwali się, inni mnie dotykali, sprawdzając coś. Wreszcie gdy ktoś próbował mnie podnieść, machnąłem ręką by się odsunęli i uniosłem się do siadu bokiem, dotykając bandażami krwi, która wypłynęła mi z nosa. Świetnie. Po prostu zajebiście.
- Hopper, wstawaj--
- Zamknij się - nie patrzyłem na to, kto się odzywa. Głowa mi napieprzała i chciałem ciszy. Wtedy zobaczyłem przed oczami twarz James'a, który złapał mnie za brodę i obejrzał twarz. Zanim się obejrzałem, byłem już na jego rękach, niesiony do kliniki. Tam straciłem przytomność.

- Tato.. tato! Tatooo! - mały Clive potrząsał mną, próbując wybudzić ze snu. Mruknąłem coś pod nosem i obróciłem się, zamykając go w objęciu, przez co zamknął się i tylko gapił na moją senną twarz. - Wujek już jest..
- Mmm..? Czemu sam mnie nie obudzi? - zapytałem ciągle mając zamknięte oczy. Zachichotał w odpowiedzi, co nic a nic mi nie pomogło. Otworzyłem więc oczy i przewróciłem się na plecy, przeciągając smacznie. Zaraz.. - Wujek?
- No tak.. wujek Maxwell - powiedział a mnie cofnęło. Żołądek się zacisnął, serce stanęło a skóra pobladła. Na cholerę.. wstałem z łóżka i podszedłem do szafy, szybko wyjmując jakieś spodnie i po założeniu, zerknąłem do lustra sprawdzając, czy jakoś wyglądam. Przynajmniej nie wyglądałem jakbym się spił, jak to mam w zwyczaju, gdy się budzę. Spojrzałem na młodego i zszedłem po schodkach, widząc, że siedzi na jednej z kanap.
- Po co pan przyszedł - zapytałem wprost, podchodząc bliżej. Odwrócił wzrok na mnie, zostawiając książkę którą czytała Riri w spokoju i wstał. Teraz staliśmy na przeciwko siebie. Nic nie mówiąc, podał mi klucze. Klinika.. zmarszczyłem brwi.
- Co to ma znaczyć?
- A na co ci to wygląda - westchnął. - Twoja kara się skończyła. Możesz wrócić na stanowisko, jeśli chcesz.
- Dlaczego teraz? - w poprzednie dni.. nawet nie prowadziliśmy normalnej rozmowy, a wręcz przeciwnie, ciągle się na niego darłem. Więc, co go do tego skłoniło?
- Bo uznałem, że chyba zrozumiałeś, że zrobiłem to tylko dlatego bo się martwiłem. Ostatnio wyprawy nie skończyły się za dobrze dla twojego zdrowia. Obserwowałem cię również przez kilka dni, jak zachowywałeś się w stosunku do innych, to bardzo osłabia morale i kontakty. A skoro masz już przyjaciół i nie chcesz ich stracić, to powinieneś znowu się do nich uśmiechnąć - wzruszył ramionami.
- Martwiłeś się.. zabieraj je - ton z jakim wypowiedział te słowa wszedł mi na nerwy. Po cholerę on to w ogóle mówił.. uderzyłem lekko kluczami o jego klatkę piersiową, oddając mu je i zmarszczyłem brwi, patrząc w bok. Ręce zaś miałem skrzyżowane. - Nie zamierzam stąd wychodzić i oglądać twój mały teatrzyk. Mam wszystko czego potrzebuję. Wróć.. kiedy stwierdzisz, że chcesz abym opuścił schron.
- Chyba nie do końca mnie pan wysłuchał, panie Hopper. Mówiłem, że może pan wrócić na stanowisko jeśli pan chce, a to oznaczało i klinikę, i wprawy - wyciągnął klucze ponownie w moja stronę - Chyba, że pan nie chce, to zrozumiem.
- Świetnie, że pan rozumie, w takim razie grzecznie poproszę, wyjdź stąd - ostatnie dwa słowa powiedziałem agresywniej, patrząc mu w oczy z pewnego rodzaju, poczuciem wyższości w sytuacji.
-Dobrze więc, dziękuje za odpowiedź i miłego dnia życzę - skinął, chowając pęk kluczy do kieszeni. Zaraz ruszył w drogę powrotną, prosto do windy, zachowując się jakby faktycznie mało go to wszystko obchodziło. Nie myślałem jednak dłużej nad jego zachowaniem. To już był skończony temat. My już.. zbladłem i usiadłem na tej samej kanapie, chowając twarz w dłoniach. Clive śpiewał sobie u góry, więc nie hamowałem odruchu płaczu. Pieprzony świat.. kilka minut później zobaczyłem James'a, który wszedł do pokoju. Widząc mnie, odstawił tackę z jedzeniem i podszedł szybko, a ja wstałem i uniosłem ramiona, pozwalając się przytulić. On rozumiał. Wiedział, że.. nie pokocham go tak, jakby tego chciał, ale wciąż dawał mi ciepło, za którym tęskniłem.
- Myślałem, że się ucieszysz, a nie zasmucisz.. - powiedział, gładząc moje plecy. Drgnąłem. - Poprosiłem go, żeby dał ci klucze..
- Więc to twoja sprawka - powiedziałem cicho i zaśmiałem się smutno, chowając twarz w zagięciu jego szyi.
- Earl.. on się zgodził, bo mu na tobie zależy.. - wiedziałem, że wypowiedzenie tych słów jest dla niego ciężkie, więc mogłem być pewien, że mówi prawdę. Ale co ja miałem z tą prawdą zrobić, jeśli wcześniej Maks wybrał pracę zamiast mnie? Nie chciałem się już z niczym kryć. Niewiele myśląc, odsunąłem się i złapałem go za policzki.
- Nie mówmy już o nim, porozmawiajmy o nas.

| trochę.. zmienione |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy